14.07.2014

Rozdział 40 - Żałuję

Leon

Przez cały czas myślę o Violettcie. Nie mogę wyrzucić jej w głowy. Wydaje mi się, że źle postąpiłem.. Ale jest już za późno na niepewność. Za kilka godzin będę znowu w Buenos Aires. Zobaczę się z moimi kumplami.. Chociaż nic mi nie zastąpi tej małej, słodkiej osóbki. Dlaczego zraniła mnie tak bardzo, że musiałem wyjechać, bo nie mogłem na nią patrzeć? Miłości się nie wyrzeknę, ale mogę chociaż spróbować zapomnieć.. A jeśli mówiła prawdę? I nic, oprócz przyjaźni, nie łączy ją z Diego? Nie, zwyczajnie chciała mnie omotać..
Przecież to nie jest w jej stylu.. Nigdy nie udawała płaczu, by wymusić w kimś litość, nie okłamała mnie ani razu.. Aż do dzisiaj. Chyba..? Nie mam pojęcia, co mam teraz myśleć.. To jest dziwne.. Po raz pierwszy mam taki problem. Nie wiem, czy mam uwierzyć Violettcie i udawać, że nie było tej sprawy z Diego, czy postarać się wymazać ją z pamięci.. Wiem, że to jest niemożliwe, ale nie szkodzi spróbować.. 
A po drugie, nie pokazała mi żadnego dowodu, potwierdzającego jej teorię. Nie mogę wierzyć na słowa. Nie teraz. To jest zbyt poważne. Zdrada nie jest niczym banalnym.
- Wszyscy pasażerowie, prosimy zapiąć pasy. Będziemy lądować awaryjnie - usłyszeliśmy głos pilota, dochodzący z głośników.
"Lądowanie awaryjne"? Ciekawe, co się dzieje.. Zresztą, to nie jest ważne. Muszę podjąć decyzję. Najważniejszą w moim życiu. Mam wybaczyć Violettcie i dalej żyć z nią w szczęśliwym związku, czy zapomnieć o wszystkim, co nas łączyło?
Kogo ja oszukuję? Nikt nie potrafiłby wymazać z pamięci kogoś takiego, jak Castillo. Jest zbyt idealna. Zawsze roześmiana, pomocna, dobra..Cholera, dlaczego nie mogę przestać tak o niej myśleć?! Powinienem jej nienawidzić. Uważać za najgorszą osobę. A jednak nie potrafię.. Co ja mam teraz zrobić?!
Nagle poczułem mocne turbulencje. Rozejrzałem się wkoło i zobaczyłem przerażonych ludzi. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Wydawało mi się, że spadamy w dół z zawrotną szybkością..
W pewnej chwili samolot z hukiem uderzył o podłoże. Na szczęście nic się nikomu nie stało. Wyjrzałem przez okno i od razu rozpoznałem lotnisko w Buenos Aires.
Z powrotem w domu..

Naty

Odwróciłam głowę i zobaczyłam samochód pędzący prosto na mnie. Chwilę potem usłyszałam, jak ktoś wykrzykuje moje imię. Spojrzałam w miejsce, z którego dochodził dźwięk i ujrzałam Maxiego biegnącego w moją stronę. Nawet się nie obejrzałam, gdy zepchnął mnie z jezdni. Wszystko działo się tak szybko, że ledwo rozumiałam, co się stało. Uświadomiłam sobie dopiero po kilku chwilach. Jednak było już za późno..
Głośny pisk opon, odgłos klaksonów, sygnał karetki.. Spojrzałam w miejscu wypadku i zobaczyłam, że na drodze leży mój najukochańszy Maxi. Nie czekając ani chwili, podbiegłam do niego i ułożyłam jego głowę na moich kolanach. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczy. To nie może się tak skończyć. Po prostu nie może. Ja powinnam być na jego miejscu. On musi żyć.
- Zróbcie miejsce dla lekarza! - uniosłam głowę i zobaczyłam nieznajomego mężczyznę, podążającego w naszą stronę.
- C-czy on z tego wyjdzie? - pytałam, ledwo powstrzymując płacz.
- Samochód nie jechał za szybko, więc zdążył wyhamować. Chłopak miał szczęście. Co najwyżej zostanie kilka odrapań lub zwichnięć, ale nic poza tym. Omdlenie jest normalne w takich sytuacjach, więc niech się pani nie martwi - delikatnie się uśmiechnął.
Dopiero teraz przypomniałam sobie całe zajście. Gdy zobaczyłam Maxiego, leżącego na jezdni, wszystko wyleciało mi z głowy. Przeraziłam się, mimo, że wcześniej widziałam, że samochód jedynie delikatnie go pchnął. Mimo to, brunet jest najważniejszą osobą w moim życiu, więc nie ma nic dziwnego w tym, że wyolbrzymiłam sytuację..
- N-Naty? - szepnął Ponte.
- Wszystko będzie dobrze - złapałam go za rękę.
Zobaczyłam delikatny uśmiech na jego twarzy. I pomyśleć, że wystarczyło, aby kierowca jechał odrobinę szybciej i mogłabym go stracić na zawsze..
Przekręciłam głowę i ujrzałam przerażoną Camilę. Moment później wstałam i podeszłam do dziewczyny.
- Jesteś z siebie zadowolona?! - krzyknęłam.
- Przecież nic mu się nie stało, idiotko! I tak to twoja wina! Jakbyś mnie nie śledziła, nic by się nie wydarzyło! - odparła takim samym tonem.
- Jasne, zrzuć wszystko na mnie! Przecież ja sama wskoczyłam pod samochód!
- Przepraszam - wtrącił się lekarz - Pan Maximilliano powiedział, żeby jechała z nim nijaka Natalia. Czy to jedna z was?
- Tak, to ja - odezwałam się.
Rzuciłam Camili ostatnie wściekłe spojrzenie i podążyłam za mężczyzną. Chwilę potem znalazłam się w karetce. Zobaczyłam mojego chłopaka siedzącego w środku.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało, misiu - powiedział i uśmiechnął się.
- Przepraszam, ale nie podzielam twojej radości. To ja powinnam być na twoim miejscu.
- Żartujesz? Jestem tu po to, aby się chronić. Nie ważne, jak wiele musiałbym za to oddać. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życie bez ciebie - spojrzał mi głęboko w oczy.
Wtedy poczułam się tak.. dobrze. Od razu zrobiło mi się ciepło na serce.
- Ja ciebie też.. - odpowiedziałam.
Maxi zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Przymknęłam powieki i czekałam na dalszy rozwój sytuacji. Po chwili poczułam dotyk jego ciepłych warg.


*następnego dnia*

Violetta

Muszę zacząć działać. Jeśli będę cały czas płakała i siedziała bezczynnie, niczego nie osiągnę. Spytam Angie, czy da radę załatwić nam wcześniejszy powrót. Chcę wrócić do Buenos Aires. Stamtąd Leon nie będzie mógł uciec. Przynajmniej tak mi się wydaje..
Zapukałam do pokoju mojej cioci. Usłyszałam ciche "proszę", więc uchyliłam drzwi i weszłam do środka.
- Vilu, kochanie, słyszałam do Francesci, co się stało - wstała i uściskała mnie z całej siły.
Wiem, że miałam nie ryczeć, ale to jest zbyt trudne. Nie potrafię dusić w sobie uczuć.. Nie musiałam długo czekać, aż łzy pociekły po moich policzkach. Ciocia cały czas gładziła mnie po głowie. Mimo, że to tak banalna czynność, potrafi pomóc.
- Niestety, nie mam dla ciebie dobrej wieści.. - zaczęła.
Spojrzałam na nią i czekałam na wyjaśnienia.
- Wczoraj wieczorem był wypadek na jednej z linii lotniczych, przez co wszystkie samoloty pasażerskie są uziemione..
Wypadek?! W tej chwili wyobraziłam sobie, jak samolot, w którym leciał Leon, spada na ziemię i roztrzaskuje się na miliony kawałeczków.
- Nie! - krzyknęłam i wybiegłam z pomieszczenia.
Nie potrafiłabym pogodzić się z jego śmiercią. Nie teraz. Musimy do siebie wrócić. Powinniśmy żyć długo i szczęśliwie, tak, jak w bajce. Przecież zawsze powtarzał, że jestem jego księżniczką, a on moim księciem. Leon był pierwszym chłopakiem, w którym się zakochałam. Z nim pierwszy raz się całowałam, jemu pierwszemu zaufałam.. On na pewno żyje. Teraz siedzi z Andreas'em i wysłuchuje jego użalania się nad sobą. Tak.. Tak musi być.
Chociaż spróbuję do niego zadzwonić. Może odbierze?
Wybrałam numer chłopaka i czekałam. Cholera! Poczta głosowa.
Co ja mam teraz zrobić? Wiem! Może któryś z jego kumpli go widział. Jakby trafił do Buenos Aires, na pewno poszedłby do szkoły.
Wyszukałam w kontaktach Maxiego i nacisnęłam klawisz dzwonienia.
Dlaczego znowu odzywa się poczta?!
Myślałam, że nic gorszego, od zerwania z Leonem, nie może mi się przydarzyć, a jednak.. Co jeszcze los dla mnie przygotował? Jestem gotowa na wszystko. Nic mnie nie zaskoczy.
- Vilu, mam dowody! - krzyknęła Fran, wbiegając do hotelu.
- Jakie? - przetarłam oczy, usuwając z nich ostatnie łzy.
- Nagarnie, na którym widać i słychać, że wcale nie jesteś z Diego.
- Szkoda, że już na nic się nie przyda.. - szepnęłam.
- Nie rozumiem.
- Leon miał wypadek samolotowy. Znaczy.. Chyba.. Ja to tak zrozumiałam.
- Violciu, nie oszukujmy się, ty wiele razy coś źle odbierzesz. Próbowałaś do niego dzwonić? - spytała.
- Tak. Poczta głosowa.
- I od razu się poddałaś? - to było raczej stwierdzenie, niż pytanie.
- Skoro jesteś taka mądra, dowiedz się od kogoś, co się z nim dzieje! - prychnęłam poirytowana.
- Dla mnie to żadne problem - uśmiechnęła się dumnie.

Francesca

Wystukałam numer Andreas'a i odczekałam chwilę. Po kilku sygnałach usłyszałam jego denerwujący głos.
- Halo?
- Andreas, jesteś obok Leona? - odezwałam się.
- ... Nie wiem. Muszę się go spytać.
Taką idiotyczną odpowiedź może udzielić tylko on..
- Tak, chcesz z nim pogadać? - odparł.
Rzuciłam Violettcie tryumfalne spojrzenie.
- Wreszcie wpadłeś na coś mądrego - powiedziałam ironicznie - Podaj mi go.
- Co się stało, Fran? - rozpoznałam głos Verdas'a.
- Uwierzysz, że Violetta myślała, że nie żyjesz? - zaśmiałam się.
- Co? Prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Jeśli nie masz nic innego do powiedzenia, to sorry, ale kończę rozmowę.
- Nie! Czekaj! - krzyknęłam do słuchawki.
- Słucham..
- Mam dowody. Na to, że Viola i Diego nie kręcą ze sobą. Oni są tylko przyjaciółmi. Wysłać ci to? - spytałam.
- A jeśli przerobiłaś nagranie i chcesz mnie wkręcić? - dociekał.
- Leoś, kotku, oboje doskonale wiemy, że nie znam się na komputerach.
- Fakt. Ale wolałbym to zobaczyć na żywo. Możecie przylecieć do Buenos Aires?
- W tym problem, że nie. Wszystkie linie lotnicze są uziemione - odparłam zrezygnowana.
- To przyjedźcie taryfą. Co za problem?
- Nie pomyślałam o tym.. Dzięki, Leon. Jak nam się uda, zadzwonię - rozłączyłam się.
Cudownie. Znowu pomogę mojej przyjaciółce i pogodzę ją z chłopakiem jej życia. Już teraz było słychać, że mi wierzył. Jestem genialna.

Ludmiła

Otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego chłopaka. Ucałowałam go delikatnie w usta, aby pomóc mu się obudzić, ale to nie zadziałało. Postanowiłam zrobić mu małą "kąpiel". Wstałam po cichu i udałam się do kuchni. Nalałam wody w szklankę i wróciłam do naszego pokoju. Nie czekając ani chwili, okręciłam kubek, wylewając całą jego zawartość na głowę Federico.
Chwilę potem chłopak zerwał się z łóżka i zaczął biegać po całym pokoju. Myślałam, że uduszę się ze śmiechu. W końcu stanął i spojrzał na mnie ze wściekłością.
- Wiesz, że jesteś w samych bokserkach? - prychnęłam.
- Jeśli co to tak bardzo przeszkadza, mogę je zdjąć - poruszył zabawnie brwiami.
- Federico! - rzuciłam go poduszką.
- Przecież żartuję - pokazał mi język - Jesteś taka głuuupiutka - zaśmiał się.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a ogolę cię na łyso, jak będziesz spał - powiedziałam poważnym tonem.
- I tak tego nie zrobisz - podszedł bliżej mnie.
- Skąd ta pewność?
- Zbyt mocno mnie kochasz - uniósł kąciki ust.
- Po pierwsze, spadaj. Po drugie, ubierz się. Inaczej nie będę z tobą rozmawiać.
- Czyżby moja gwiazdeczka się zarumieniła?
- Zamknij się idioto i załóż spodnie! - krzyknęłam i wszyłam z pokoju.
Dlaczego on wciąż tak na mnie działa? Z całych sił staram się przestać cieszyć każdym miłym słowem, jakie słyszę z jego ust, ale nie potrafię. Czyli to jest prawdziwa miłość? Jeśli tak, nie chcę jej nigdy stracić.
_________________________________
Przepraszam za to coś u góry >.<
Ten rozdział całkowicie mi nie wyszedł ;-;

4 komentarze:

  1. O nie! Ja nie mogę!
    Nie wyrabiam!
    Wiesz jak tu trudno było mi się nie roześmiać. Nie masz bladego pojęcia.
    I coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jesteś GENIUSZEM!
    Boże...
    "Zamknij się idioto i załóż spodnie" ... nie no... leję xDDDD
    Dziękuję Ci z Fedemilcie.
    To było... brak słów.
    Wiesz... opanuję moją głupawkę i wieczorem wrócę do innych postaci.
    Kocham Cię wariatko ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Andres mnie dobija XD Jaki z niego idiota ;P A ten fragment o Fedemile mnie rozwalił "Wiesz, ze jestes w samych bokserkach?""Jesli ci to tal bardzo przeszkadza moge je zdjąc" Hahahhaha XD albo "Zamknij sie idioto i zaloz spodnie!" Boooże.... Kocham cie! :33 I nie mow mi ze rozdzial ci nie wyszedl bo wyszedl. Jest *.*.*.* B.I.S.T.Y!
    Czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Leon cały czas myśli o Violettcie.
    Żałuje.
    Maxiemu nic nie jest.
    Natalce też.
    Violka chce działać.
    Ale kiepsko jej to wychodzi. (Swoją drogą to jej troche współczuję, biedaczka zawsze wszystko musi przekręcić :D)
    Fran przychodzi z pomocą.
    Układa ambitny plan złączenia przyjaciół.
    Andres jest głupi jak zawsze.
    A u Lu i Fede szczęśliwie i wesoło.
    I autorka tego rozdziału mówi, że całkowicie jej on nie wyszedł.
    Gdzie tu logika?
    Jest WSPANIAŁY.
    Jak nie wierzysz przeczytaj jeszcze raz wszystkie linijki tego beznadziejnego komentarza.
    WYSZEDŁ CI, OJ WYSZEDŁ (JAK ZAWSZE ZRESZTĄ)
    Dziękuję, ze mogłam go przeczytać.
    Amen.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz - tak niewiele trzeba, by wywołać uśmiech ♥