Byli najlepszymi przyjaciółmi, odkąd pamięta. Zawsze robili
wszystko razem. Powierzali sobie najskrytsze sekrety, darzyli się zaufaniem. Przyjaźń doskonała, prawda? Do czasu.
Gdy poszli do liceum, coś zaczęło się między nimi psuć.
Pojawiły się nowe znajomości, przez co znacznie skrócił im się czas na
przebywanie ze sobą. Jednak to nie był
jedyny powód. Obie strony zaczęły coś do siebie czuć. Coś, czego już dłużej
nie można było nazywać przyjaźnią.
Coś znaczenie mocniejszego, niedozwolonego.
Przez to idiotyczne uczucie, które starali się za wszelką
cenę ukryć, zaczęli zachowywać się dziwnie w swoim towarzystwie. Nie czuli się
już tak swobodnie, jak wcześniej. Stracili pewność siebie.
Gdy znajdowali się obok ukochane osoby, trudno było im ukrywać
prawdziwe uczucia. Dlatego zaczęli
się oddalać. Bolało to zarówno Leona, jak i Violettę, ale nie widzieli innego
rozwiązania. Przecież nie chcieli niszczyć tak pięknej przyjaźni przez dwa
niepotrzebne słowa. Gdyby tylko
wiedzieli…
Niestety, nie robiąc nic w kierunku „miłości” jedynie
pogarszali swoją sytuację.
Z biegiem czasu z najlepszych przyjaciół stali się jedynie znajomymi. Co nie wykluczało faktu, że
wciąż się o siebie martwili i ciągle kochali.
Mimo usilnych starań obu stron, codziennie na siebie wpadali
i zamieniali kilka słów. Jednak te „rozmowy” całkiem różniły się od tych, które
prowadzili jako przyjaciele.
Po pewnym czasie zrozumieli, że nie mogą tak żyć. Oddzielnie.
Znów próbowali wrócić do tamtych
chwil i zapewne udałoby im się, gdyby nie pewien chłopak, który dołączył do ich
szkoły.
Leon szczerze go nienawidził. Nie potrafił zrozumieć, jak
można zachowywać się tak, jak nowy.
Diego, takie nosił imię, traktował kobiety, jak zabawki, jak swoją własność.
Bawił się nimi, wykorzystywał, a potem porzucał i wyśmiewał ich głupotę.
Mimo to Verdas nie zwracał na Hernandez’a zbytniej uwagi. Do
czasu, aż ten nie zaczął interesować się jego ukochaną Violettą. Starał
się przemówić brunetce do rozsądku, tłumaczył, jakim typem jest Diego. Jednak
ona nie zważała na żadne słowo przyjaciela.
Diego był pierwszym, po Leonie, który jej się spodobał.
Myślała, że wreszcie wyzbędzie się z tego chorego uczucia do Verdas’a, kiedy
pozna kogoś innego.
Jakże omylne bywają
istoty ludzkie.
Wszystko, w co wierzyła, było iluzją. Nie kochała Hernandez’a. Wmówiła to sobie jedynie po to, by
zapomnieć o jej prawdziwej
miłości.
~*~
- Witaj piękna –
poczuła gorący oddech przy swoim uchu. Mimowolnie się uśmiechnęła.
- Hej, Diego – powiedziała najsłodszym głosem, na jaki było
ją stać.
- Mam propozycję nie do odmówienia – uniósł kąciki ust. – W piątek
organizuję dyskotekę, przyjdziesz?
- Jeszcze pytasz? – zaśmiała się. – Potem napisz mi
szczegóły.
Hernandez przybrał zwycięski wyraz twarzy i odszedł,
pozostawiając Castillo samą. Jednak nie było jej dane długo nacieszyć się
samotnością, ponieważ po chwili u jej boku pojawił się Leon.
- Czego ten kretyn od ciebie chciał? – warknął.
- Może na początek wypadałoby się przywitać? – zmarszczyła brwi.
- Odpowiedz na moje pytanie.
- Zaprosił mnie na dyskotekę – odparła obojętnie, mimo że w
głębi serca cieszyła się, jak małe dziecko. – Ty chyba też możesz przyjść –
uśmiechnęła się.
Brunet przez dłuższą chwilę rozważał wszystkie za i przeciw.
W końcu zdecydował, że nie puści jej samej. Nigdy nie wiadomo, co temu idiocie
[Diego] przyjdzie do głowy. Ktoś musi pilnować, aby Violettcie nie stała się
krzywda. Nie wybaczyłby sobie, jakby ona i on… Wystarczy, by o tym pomyślał, a
od razu ciarki przechodzą całe jego ciało.
- Nie mogę, tylko muszę – sprostował. – Nie pozwolę ci iść
samej.
- Zachowujesz się, jak mój ojciec – przekręciła oczyma. –
Nawet tutaj jest pod ciągłym nadzorem – burknęła.
~*~
Gdy w końcu nadszedł upragniony piątek, dziewczyna zrobiła
się na bóstwo. Oczywiście we wszystkim pomogły jej przyjaciółki. Co ona by bez nich zrobiła?
W końcu usłyszała dzwonek do drzwi. „To pewnie Leon”,
pomyślała. Verdas zaproponował, że ją przywiezie i odwiezie, więc się zgodziła.
Nie miała powodów, by odmówić. Dzięki temu będzie mogła dłużej na niego
patrzeć. Podziwiać urocze dołeczki w policzkach, piękny uśmiech…
Gdy otworzyła drzwi, brunet oniemiał. Nie spodziewał się, że
będzie wyglądać, aż tak pięknie.
- Wow – tylko tyle zdołał wydusić.
Na jego wypowiedź Violetta zareagowała śmiechem. Bawiło ją, a zarazem cieszyło to, gdy Leon patrzył
na nią w ten sposób.
- Ty też wyglądasz niczego sobie – uniosła kąciki ust.
- Dzięki – zaśmiał się. – Idziemy?
Brunetka pokiwała głową i udała się za chłopakiem.
Przez całą drogę do domu Diego, nie odrywała oczu od Leona.
Była spragniona jego widoku, mimo że spotykała się z nim codziennie. Potrzebowała go do normalnego funkcjonowania. Podziwiała każdy milimetr jego
twarzy. Wszystko, co tak bardzo kocha.
- To trochę krępujące, jak cały czas tak na mnie patrzysz –
zaśmiał się, a w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
- N-nie patrzyłam się – burknęła pod nosem.
Poczuła, jak robi jej się gorąco, a na twarz wstępuje
rumieniec.
- Mimo wszystko to słodkie – zignorował jej wcześniejszą
wypowiedź.
Violetta zacisnęła piąstki na sukience i przygryzła wargę.
Dlaczego tak się
dzieje? Wystarczy jego jedno słowo, by jej serce zaczęło szybciej bić, a w
głowie pojawił się mętlik.
~*~
Zabawa, z początku, była genialna. Tańczyli razem do każdej
piosenki. Nawet wtedy, gdy na parkiecie pozostały jedynie obściskujące się
pary. Znowu czuli się tak, jak kiedyś. Powoli zaczynali wierzyć w to, że ich
przyjaźń da się odnowić. Jednak zawsze
znajdzie się coś, co zniszczy wszystko.
Wtedy pojawił się on, idiota znienawidzony przez Leona.
Od razu, gdy zobaczył Violettę tańczącą z Verdas’em,
podszedł do nich i powiedział, z tym irytującym uśmiechem, „Przepraszam, ale
muszę zabrać ci księżniczkę”. Brunet zacisnął pięści i próbował powstrzymać się
przed uderzeniem Hernandez’a.
- Leon, chodź ze mną – w ostatniej chwili pojawił się
Federico i odciągnął Verdas’a na bezpieczną odległość.
- Nie możesz tak reagować, idioto – syknął Włoch. – Wiesz,
że Violetta by cię znienawidziła, jakbyś go pobił. Wątpię, abyś tego chciał.
Miał rację. Meksykanin nie wybaczyłby sobie, jakby jego ukochana
przyjaciółka przestała się do niego odzywać i zaczęła traktować jak wroga.
- Po prostu nie mogę wytrzymać, gdy widzę, jak się do niej
przystawia – warknął, podchodząc do baru.
- Wiem, co czujesz – jego przyjaciel zajął miejsce obok. –
Ale to tylko twoja wina. Jakbyś powiedział jej, że ją kochasz, nie musiałbyś
cierpieć.
- Zamknij się – warknął, wypijając pierwszego drinka.
Cały czas wodził oczyma za Diego i Violettą. Musiał
pilnować, by dziewczynie nic się nie stało. Przyjechał tu tylko po to, by ją
chronić.
Jednak, po stanowczo
zbyt dużej ilości trunku, obraz zaczął mu się powoli rozmazywać. W pewnej chwili
Violetta zniknęła mu z oczu. Gwałtownie wstał, z zamiarem znalezienia
dziewczyny, jednak moment później z powrotem opadł na siedzenie.
- Cholerny alkohol – syknął pod nosem.
Żałował, że akurat teraz nie ma przy nim Federico. Chociaż
pomógłby mu wstać. Ale cóż, musi sam sobie radzić.
Podniósł się i zaczął rozglądać się za brunetką. Trudno było
mu się poruszać, musiał podtrzymywać się wszystkich możliwych przedmiotów, by
nie upaść.
W końcu ujrzał Diego. Samego.
Hiszpan kupował jakieś tabletki od, prawdopodobnie, swojego kolegi.
Oczy Leona momentalnie się rozszerzyły. Przecież to..!
Przestał zwracać uwagę na zawroty głowy i trudność w
chodzeniu, musiał w końcu pokazać Diego, że nie każdą dziewczynę może traktować
jak zabawkę.
- Kogo ja tu widzę –
usłyszał prześmiewczy głos. – Myślałem, że uciekłeś z podkulonym ogonkiem,
gdy zobaczyłeś, jak obściskuję się z
twoją ukochaną.
W tym momencie gniew zagłuszył wszystko. Jedyną rzeczą, jaką
chciał zrobić, było obłożenie twarzy tego śmiecia.
Jednak w ostatniej chwili ktoś odciągnął go do tyłu,
jednocześnie nie pozwalając na roztrzaskanie czaszki Hernandez’owi.
- Leon, zostaw go! – usłyszał wściekły głos Federico. – W takim
stanie nic mu nie zrobisz– dodał trochę ciszej.
- Tak będzie dla ciebie lepiej, Verdas – prychnął Diego. – I
tak nie dałbyś mi rady. A po drugie, powinieneś pogodzić się z tym, że nic nie
znaczysz dla Violetty. Sama mi to dzisiaj powiedziała. W jej oczach jesteś
zwykłą marionetką, którą porzuci, jak znajdzie kogokolwiek innego.
To co, że każde słowo wypowiedziane przez Hiszpana było
okrutnym kłamstwem. Leon nie był w stanie trzeźwo myśleć. Wyrwał się Federico i
rzucił na mężczyznę, którego nienawidził z całego serca. Zaczął okładać jego
twarz pięściami. Bez litości.
- Ona mnie też nie obchodzi – warknął Leon. – Jeśli chcesz,
możesz pieprzyć ją codziennie, mam to gdzieś, rozumiesz?! Jesteś takim samym
śmieciem, jak ona. Jesteście siebie warci – krzyknął.
Kolejne kłamstwa.. Czy
tego wieczoru nikt nie powie prawdy?
Nagle Verdas uniósł wzrok i momentalnie znieruchomiał. Tuż
przed nim stała Violetta z oczyma pełnymi łez. Czuła, jak jej serce rozpada się
na miliony kawałeczków, których nigdy nie
uda jej się pozbierać. Nie wytrzymała dłużej. Wybiegła na dwór, szlochając.
Nie mogła powstrzymać łez. Słowa, które wypowiedział jej ukochany chłopak
zabolały bardziej, niż cokolwiek innego.
*następnego dnia*
- Jesteś idiotą, Leon – warknął Federico.
Nikt nie musiał mu o tym przypominać. Zdawał sobie
sprawę z tego, jak się zachował. Przez kilka niepotrzebnych i nieszczerych słów
stracił osobę, którą naprawdę kochał. Teraz nie wstydzi przyznać się do swoich
uczuć, ale jest już za późno. Violetta zdążyła go znienawidzić. Kto o zdrowych zmysłach by tak nie postąpił?
Jednak najbardziej żałuje tego, że ją skrzywdził. Chciał
chronić swoją księżniczkę, a sam doprowadził ją do płaczu.
- Nienawidzę siebie – schował twarz w dłonie i zacisnął
powieki.
- Na twoim miejscu zrobiłbym coś, a nie wciąż się użalał.
- Tylko co? Ona nie będzie mnie słuchać. Zbyt mocno ją
skrzywdziłem – spojrzał na Federico.
- Jak nie spróbujesz, na pewno ci się nie uda – Włoch wstał
i skierował się do drzwi. – Idę na zajęcia, na twoim miejscu też bym to zrobił. Ciao.
Został sam.
Starał się nie zamykać oczu, bo wtedy znów widział tę scenę. Gdy Violetta usłyszała
wszystkie okropne kłamstwa i uciekła, płacząc.
Tak bardzo żałował tego, co powiedział. Jakby tylko mógł cofnąć czas… Wtedy na pewno wyznałby jej miłość.
Nie ukrywałby prawdy. Nie wstydziłby się uczuć.
Ale to niemożliwe. Na tym świecie niestety nie ma
miejsca na magię.
- Chyba powinienem posłuchać Federico – szepnął sam do
siebie, wstając z miejsca.
Poczuł przenikający ból w głowie. Cholerny kac.
~*~
Violetta kolejny dzień nie wychodziła z domu. Nie chciała
pokazywać się ludziom. Czuła się cholernie źle. Jakby powoli umierała.
Mimo, że powinna nienawidzić Leona, nie potrafiła. Ciągle go
kochała. Wciąż tęskniła za widokiem jego twarzy. Za jego cudownym uśmiechem,
podczas którego pokazywał swoje urocze dołeczki. Za miękkimi włosami, których
ułożenie tak lubiła psuć, wywołując tym samym złość chłopaka.
Dalej darzyła go uczuciem, ale teraz nie potrafiłaby
zapomnieć tego, co powiedział. Te słowa zbyt mocno ją raniły Zwłaszcza, że były
bezpodstawne. Przecież nie zrobiła nic złego.
„Ona mnie też nie obchodzi”
Za każdym razem, jak sobie to przypomina, czuje coraz mocniejszy
ucisk w sercu.
„Jeśli chcesz, możesz pieprzyć ją codziennie, mam to gdzieś.”
Kolejne, jakże raniące słowa. Czuje, jakby wciskały w jej
klatkę piersiową miliony cierni.
Nie chce rozpamiętywać dalszej części jego wypowiedzi. Nie
ma już wystarczająco siły. Chowa twarz w dłonie i ponownie płacze. Dziwne, że jej oczy jeszcze nie pozbyły się
wszystkich łez..
Nagle usłyszała głośne pukanie do drzwi. Zakryła uszy rękoma i schowała się pod kołdrą. Nie chciała mieć jakiejkolwiek styczności z innymi
ludźmi. Chyba, że to były Leon.
- Violu, wiem, że jesteś w środku, proszę, otwórz mi. Musimy
pogadać – rozpoznała głos Federico.
Mimo że chłopak był jej bliskim przyjacielem, wciąż nie
odzywała się ani słowem. Nie chciała nikogo
widzieć.
- To ma związek z Leonem – dodał.
Brunetka poczuła, jakby coś ściskało jej serce.
Sama nie wiedziała czemu, ale wstała i otworzyła drzwi,
pozwalając Włochowi wejść do środka.
- On bez ciebie umiera. Stracił swoją uko.. przyjaciółkę –
od razu przeszedł do rzeczy. – Ty też nie wyglądasz najlepiej – spojrzał na nią
zdegustowany.
- Dzięki Fede, zawsze wiesz, jak pocieszyć człowieka –
warknęła sarkastycznie. – Jakby chciał, sam by mi to powiedział. Ale lepiej
niech nie pokazuje mi się na oczy.
Czas na kolejną stertę
kłamstw..
- Nie chcę go widzieć. Po tym, co powiedział, jest dla mnie
nikim – dodała.
- Wiem, że nie mówisz prawdy – Federico spojrzał jej prosto w oczy. – Przede mną nie musisz udawać.
Violetta nie wytrzymała dłużej. Wybuchnęła głośnym płaczem i
wtuliła się w tors chłopaka. Właśnie tego potrzebowała. Kogoś, kto zna ją na
tyle dobrze, że nie musi przed nim ukrywać prawdziwych uczuć.
- Pójdziesz jutro do szkoły? – spytał troskliwie.
- C-chyba tak… - odparła.
~*~
Zostało tylko kilka minut do lekcji, a ona wciąż nigdzie nie
mogła dostrzec Leona. A tak bardzo chciała go zobaczyć.. Może to i
lepiej? Jakby go ujrzała, na pewno znów poczułaby się gorzej. Serce ponownie by
zabolało, a ciało odmówiło posłuszeństwa i zamarło w bezruchu.
Nagle poczuła czyjś oddech na swojej szyi. Odwróciła się i
spojrzała z nadzieją w oczach na osobę, która jeszcze chwilę temu znajdowała
się tuż za nią. Niestety, nie był to chłopak, którego pragnęła spotkać.
- Hej, śliczna. Martwiłem się. Czemu tak długo cię nie było?
– Diego, jak zwykle, szeroko się uśmiechał.
Zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Jakby tamten
wieczór był zwykłym snem, z którego się wybudził i momentalnie o wszystkim
zapomniał. Chciałaby tak umieć…
- Oh. To pewnie przez Leona – przybrał smutny wyraz twarzy. –
Nie powinnaś się tak nim przejmować. Nie jest ciebie wart – delikatnie uniósł jej podbródek.
Dzieliły ich sekundy od złączenia warg w pocałunku. Chociaż, że Violetta tego nie okazywała, nie chciała, aby do tego doszło. Wolała, by tym pierwszym był całkiem kto inny.
- Odsuń się od niej – warknął Verdas, pojawiając się, niczym
anioł z nieba.
Castillo dziękowała mu w myślach za ratunek. Jednak nie
mogła pozwolić, by ktokolwiek dostrzegł jej wdzięczność.
- Nie potrzebuję twojej „pomocy” – prychnęła. – Skąd wiesz,
że tego nie chciałam? – stanęła tuż przed chłopakiem i spojrzała mu prosto w
oczy.
- Bo cię znam – szepnął, a następnie zostawił ją sam na sam
z Diego.
Brunetka stała przez chwilę w otępieniu. Czyżby udało mu się
dostrzec jej niechęć? Mimo że tak skrzętnie ją ukryła? Nie. Niemożliwe.
~*~
Violetta, wracając samotnie
po zajęciach do domu, czuła denerwujący ucisk w sercu. Zawsze chodziła z
Leonem, przecież mieszkał tuż obok niej..
Pragnęła się do niego przytulić i wszystko wybaczyć, ale tak mocno ją zranił.
Chciała powiedzieć mu, że go kocha, ale ona nic dla niego nie znaczy.
Była w stanie oddać wszystko za jeden uśmiech bruneta, ale nie było warto, prawda?
„Jesteś takim samym śmieciem, jak ona.”
Te słowa wciąż gościły w jej głowie. Zastanawiała się,
dlaczego powiedział coś takiego. Nie zrobiła mu nic złego, nikt by jej do tego
nie przymusił. Nie powiedziała niczego, co mogłoby zranić zielonookiego. A on tak
najzwyczajniej w świecie obrzucił ją błotem.
- Violetta, zaczekaj! – nagle usłyszała dobrze znany jej
głos. Brzmiący, jak najpiękniejsza muzyka.
Chciała go zobaczyć, spotkać, porozmawiać, jednak, gdy do
tego doszło, pojawił się w niej strach. Gwałtownie przyspieszyła. Biegła, nie
patrząc przed siebie. Byle jak najdalej
od niespełnionej miłości.
Jednak Verdas okazał się być szybszy. Złapał Violettę za
nadgarstek i przyciągnął do siebie, nie pozwalając uciec ani kawałka dalej.
Oboje poczuli przyjemne dreszcze, przechodzące po całym ich
ciele. Przytulali się tyle razy, jednak teraz było w tym coś innego.. Magicznego?
- Nie, Leon – odepchnęła bruneta od siebie. – Czego ode mnie
chcesz?
- Wybaczenia.
- Słucham? Sam powiedziałeś, że cię nie obchodzę. Że „Diego
może mnie pieprzyć codziennie, a ty i tak będziesz miał to gdzieś”. Pamiętasz? –
w jej oczach można było dostrzec maleńkie kropelki.
- Kłamałem. Violetta, sam nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Byłem pod wpływem, nie wiedziałem, co mówię.
W końcu nadszedł czas na
prawdę? Czy wreszcie przerwie się łańcuch kłamstw, którym są oplątani?
- To cię nie usprawiedliwia. Czy ty wyobrażasz sobie, jak
się wtedy czułam?! – nie mogła dłużej hamować płaczu. Łzy zaczęły spływać jej
strużkami po policzkach. – Zaczęłam się obwiniać, mimo że nic złego nie
zrobiłam. Uwierzyłam w to, co
powiedziałeś.
- Przepraszam. J-ja nie chciałem cię zranić. Ani jedno z
tych słów nie było prawdą.
- Czasami zwykłe "przepraszam" nie wystarczy, Leon – przetarła oczy
wierzchem dłoni i odwróciła się z zamiarem odejścia.
Verdas wiedział, że jeśli teraz nie wyzna jej miłości,
straci ją na zawsze. Jeśli ona nie odwzajemnia jego uczuć, trudno. I tak ich
przyjaźń już jest skończona.
- Proszę, nie zostawiaj mnie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz –
ponownie złapał ją za nadgarstek.
- Jakby to była prawda, nie powiedziałbyś wtedy tych
okropnych rzeczy o mnie – pokręciła głową. – Żegnaj.
- Kocham cię.
Zamarła. Wydawało jej się, że cały świat zatrzymał się i
teraz patrzy na nich.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Tak długo czekała na to,
aż jej marzenie się spełni. Jednak nigdy nie sądziła, że to kiedykolwiek nastąpi.
Nie przygotowała się na to..
- Za późno – odparła cicho i odeszła.
Mimo że miłość jej życia wreszcie wyznała jej tak piękne
uczucie, ona wciąż nie mogła zapomnieć o tym wszystkim, co powiedział na
dyskotece.
- Chociaż powiedz mi, czy czujesz to samo do mnie –
krzyknął za nią.
Odwróciła się, podeszła kilka kroków do niego i spojrzała mu
prosto w oczy.
- Tak. Chcę cię nienawidzić, ale nie potrafię. Jednak nie
przejmuj się, kiedyś się tego nau..
Nie udało jej się dokończyć. Leon nie chciał dłużej czekać.
Złączył ich wargi w namiętnym pocałunku.
Skoro był pewien, że ona też go kocha, nie mógł nie wykonać
tego kroku. Musiał w końcu zasmakować jej ust. Po tylu latach czekania.
Ich pocałunek był lepszy, niż mogli sobie wyobrazić. Niedozwolony? Nie chcieli
przerywać tej cudownej chwili, ponieważ obojgu było tak dobrze. Pragnęli, by
wskazówki zegara zatrzymały się właśnie w tej chwili i pozwoliły im
rozkoszować się swoją obecnością.
W końcu, po paru, najlepszych
w ich życiu, minutach, oderwali się od siebie. Jednak ich usta wciąż nie
były zaspokojone, chciały więcej. Tym razem Violetta wpiła się w wargi Leona. W
tej chwili nic nie było ważne. Ani przeszłość, ani przyszłość. Liczyło się tylko
tu i teraz.
- Spróbujesz mi wybaczyć? – spytał, gdy delikatnie się od
siebie odsunęli.
- Tak – uniosła kąciki ust. – I tak długo bym bez ciebie nie
wytrzymała – zaśmiała się.
- Zbyt mocno mnie kochasz? – spojrzał prosto w jej oczy.
- Dokładnie – przygryzła dolną wargę. – Obiecasz mi coś?
Leon spojrzał na nią pytająco.
- Proszę, już nigdy nie kłam – powiedziała szeptem.
- Obiecuję – delikatnie przygryzł jej wargę. – Od dzisiaj
będziemy razem na zawsze.
Nie kłamał ~♥
_________________________________
Jeśli przez to przebrnęliście, gratuluję! ^^ ♥
To pierwszy tak długi (jak na mnie) OneShot ;o
Jednak ilość nie równa się jakości :D Więc jest zapewne tak samo słaby, jak inne ;-;
Co do następnego rozdziału: mam jeden fragment na cztery. Napisałam kawałek dwóch innych, ale na razie na kartce, więc będę musiała przepisać. Postaram się skończyć do soboty, ale nic nie obiecuję.
Niedługo (za trochę powyżej dwóch miesięcy) będzie okrągły rok bloga! :3 Wtedy Wam podziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście <3
Kocham Was Słoneczka <3 Wszystkich razem i każdego z osobna <3
Ps. Jeśli chodzi o następne opowiadanie - już mam pomysł na fabułę ^o^ Pary pozostaną takie same, jak w tym, ale nie będą razem od początku :3
Oczywiście przed nami jeszcze kilka rozdziałów. Najwięcej dam radę napisać do 80. Zależy od tego, jakie będę miała pomysły c:
Ps. 2: OneShot nie ma żadnego związku z fabułą bloga (poza bohaterami).
To pierwszy tak długi (jak na mnie) OneShot ;o
Jednak ilość nie równa się jakości :D Więc jest zapewne tak samo słaby, jak inne ;-;
Co do następnego rozdziału: mam jeden fragment na cztery. Napisałam kawałek dwóch innych, ale na razie na kartce, więc będę musiała przepisać. Postaram się skończyć do soboty, ale nic nie obiecuję.
Niedługo (za trochę powyżej dwóch miesięcy) będzie okrągły rok bloga! :3 Wtedy Wam podziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście <3
Kocham Was Słoneczka <3 Wszystkich razem i każdego z osobna <3
Ps. Jeśli chodzi o następne opowiadanie - już mam pomysł na fabułę ^o^ Pary pozostaną takie same, jak w tym, ale nie będą razem od początku :3
Oczywiście przed nami jeszcze kilka rozdziałów. Najwięcej dam radę napisać do 80. Zależy od tego, jakie będę miała pomysły c:
Ps. 2: OneShot nie ma żadnego związku z fabułą bloga (poza bohaterami).
1. Wrócę tu.
OdpowiedzUsuń2. Prędzej zginiesz niż to usuniesz.
3. W następnym rozdziale możesz dać mój fragment ;>
Cudowny
OdpowiedzUsuńekstra
OdpowiedzUsuńBoski<3
OdpowiedzUsuńWrócę i chce spoiler. Dasz mi, bo mnie kochasz, wiem to.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez przypadek i nie żałuję. Piękny OS! Mam nadzieje że będzie takich więcej.
OdpowiedzUsuńChciałabym żebyś też wpadła do mnie i zostawiła po sobie ślad będę wdzięczna http://jortini-lovee.blogspot.com
Zacznijmy od tego, że OS nie jest słaby, tylko PIĘKNY <333
OdpowiedzUsuńWszystko co piszesz jest PIĘKNE *-*
Nie wiem nawet co napisać więcej...
Wiedz poprostu, że to co piszesz jest świetne <3
Nie zostało mi już nic innego jak czekać na kolejny rozdział ^^
Pozdrawiam ~.^
ojeju, jaki przepiękny OS ♥ zakochałam się *o* szkoda tylko, że dopiero teraz trafiłam na Twojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńjeśli chcesz, zajrzyj do mnie :)
http://potworekjorge.blogspot.com/
o luju boski blog i os <333 cudowny masz ogromny talent ;**
OdpowiedzUsuńpo prostu tak mnie wciagnął jak jeszcze żaden inny <3 tak sie cieszyłam jak sie pocałowali musiałam pare razy czytać ten fragment ;** ;D <33
Wspaniały♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńExtra <33 Leonetta :* <3 Piekne zakończenie ;*
OdpowiedzUsuńMuszę to skomentować *.*
OdpowiedzUsuńOne Shot idealny wręcz
Ty naprawdę masz wielki talent *_*
I to bardzie :3
Leonetta,te quiero <333
Zakończenie cudowne
Besos
Meggi