27.01.2015

Rozdział 70 - O krok od śmierci

*kilka godzin wcześniej*

Leon

Wiesz, jakie to uczucie, gdy nie możesz nic, kompletnie nic zrobić, by osoba, którą kochasz przestała się smucić? Wtedy czujesz się jak bezsilne dziecko. Możesz starać się z całych twoich sił, ale i tak nie osiągniesz zamierzonego celu. Przynajmniej tak jest w moim przypadku.
Bo co mogę zrobić, gdy moje ciało odmawia mi posłuszeństwa? Gdy pragnę powiedzieć Violettcie, że jej wybaczam i chcę, byśmy znowu byli razem, ale nie mogę, bo leżę w tym cholernym szpitalu i nie jestem w stanie wydobyć z siebie ani jednego idiotycznego słowa. To jest takie irytujące...
Mimo tego, jak mocno chcę się wybudzić, nie mogę. Co gorsze, ciągle tracę siły. Nie wiem, jak długo dam radę to ciągnąć. Nie chcę się poddawać, bo mam do kogo wracać. Osoby, które są moimi przyjaciółmi zbyt wiele dla mnie znaczą, by opuszczać ich bez walki. Postaram się wytrwać. Będę silny dla nich. By znów móc zobaczyć uśmiechy na ich twarzach.
To zabawne, że zamiast przejmować się tym, że mogę umrzeć, myślę jedynie o nich. O tym, że nie chciałbym, by za mną tęsknili i byli przybici po moim odejściu.
Najbardziej martwię się o Violettę. Ona jest najdelikatniejsza. Nawet nie chcę wyobrażać sobie tego, co by się z nią stało, jakbym całkowicie zniknął z jej życia..
Cholera, tak bardzo żałuję, że robiłem jej idiotyczne wyrzuty. Nie obchodzi mnie to, że całowała się z Diego. Najważniejsze, że chce być ze mną i żałuje tego, że zbliżyła się do Hernandez'a.
Szkoda, że dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Gdybym tylko wiedział, że wszystko się tak potoczy, nie odstępowałbym od Castillo ani na moment. Wykorzystałbym każdą chwilę przed wypadkiem.
Nagle usłyszałem, jak otwierają się drzwi do mojej sali. Moment później rozpoznałem głos Violetty i Ludmili, które prawdopodobnie się kłóciły.
W tej chwili starałem się włożyć wszelkie siły w chociaż najmniejszy ruch. Pragnąłem, by brunetka zobaczyła, że nie jest ze mną tak źle. Musi zdać sobie sprawę z tego, że czuję i słyszę wszystko, co dzieje się dookoła. Nawet, jeśli miałbym zużyć na to całą energię, jaka mi pozostała.

Violetta

- Nie możesz tu wchodzić! - syknęła Ludmila. - Jak ktoś cię zobaczy, nie pozwolą ci więcej odwiedzać Leona.
- Dlatego zrób wszystko, aby nikt mnie nie zauważył - wymusiłam uśmiech, a następnie zamknęłam za sobą drzwi.
Od razu przeniosłam wzrok na łóżko, na którym leżał Leon. Wyglądał tak, jakby spał. Nic, oprócz bandaży na klatce piersiowej, nie zdradziłoby jego krytycznego stanu.
Usiadłam na krześle obok niego i układałam w myślach wypowiedź. Przecież i tak cię nie usłyszy, idiotko.
- Em.. Witaj, kochanie. Nie powinnam tutaj teraz być, ale muszę ci coś powiedzieć.
Czułam dziwne zawroty głowy. Mimo że był nieprzytomny, rozmawianie z nim przynosiło mi wiele trudności. Denerwowałam się bardziej, niż kiedykolwiek.
- Wiem, że myślisz, że zrobiłam okropną rzecz i pocałowałam Diego. Ale to nie było do końca tak. - złapałam go za dłoń. - Wszystko wydarzyło się dość dawno temu. Wtedy nie byliśmy parą, bo ze mną zerwałeś. Szkoda, prawda? - zaśmiałam się pod nosem. - Jeśli będziesz chciał, dokładniej wyjaśnię ci, jak się wybudzisz. Bo to zrobisz, prawda? - poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.- Jakbyś mnie teraz zostawił, nie wybaczyłabym ci tego. Nie chcę żyć bez ciebie. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Nikogo innego nie pokochałam tak mocno. Tylko przy tobie czuję, że jestem w pełni szczęśliwa. Kocham cię całym moim sercem i nie chcę cię stracić, rozumiesz? - pierwsza słona kropelka pociekła po moim policzku. - Jesteś moim tlenem. Jak ciebie zabraknie, zginę.
Musiałam na chwilę przerwać, ponieważ nie byłam zdolna do dalszego mówienia. Uczucia wzięły nade mną władzę. Nie mogłam dłużej powstrzymać płaczu.
- Zrobię dla ciebie wszystko, tylko proszę, wróć już do nas. Bez ciebie nic nie jest taki same. Każda czynność traci sens, gdy nie ma cię obok.
Opuściłam głowę i pozwoliłam, by kropelki kapały na dłoń Leona.
- Kocham cię, nawet jeśli ty mnie nienawidzisz. Możesz być pewny, że nigdy nie wyrzeknę się tego uczucia. Jest zbyt silne. Zakorzeniło się w moim sercu i na pewno nie dam rady się go pozbyć. A to wszystko twoja wina - zaśmiałam się przez łzy. - Jakbyś nie był tak cholernie idealnym chłopakiem, może bym się w tobie nie zakochała. Gdybyś tylko...
Nagle usłyszałam głośne pipczenie wydobywające się z maszyny. Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie wstałam z krzesła. Czy on właśnie...umiera?
Moje serce się zatrzymało, a ja przestałam trzeźwo myśleć. Nie wiedziałam, co się dzieje, wydawało mi się, że to okropny koszmar, z którego zaraz się wybudzę. Jednak straciłam na to nadzieję, gdy zobaczyłam, jak do sali wbiegają lekarze i proszą krzyczą, bym wyszła. Potem czułam, jak Ludmila wyciąga mnie z pomieszczenia i stara się wmówić mi, że wszytko będzie dobrze.
Spojrzałam na nią nieprzytomnymi, wciąż pełnymi od łez, oczyma.
- Jeśli on się nie wybudzi, nic nie będzie dobrze.

*teraźniejszość*

Ludmila

Obudziłam się wtulona w tors Federico. Po chwili poczułam, jak bolą mnie wszystkie mięśnie i dopiero zauważyłam, że usnęłam na jednym ze szpitalnych krzeseł.
Powoli zaczęły przypominać mi się wydarzenia ze wczoraj. Leon! 
Rozejrzałam się wokół i szukałam wzrokiem Violetty. Niestety, nie udało mi się jej dostrzec.
Wczorajszy wieczór był okropny.. Jakby Fede nie przyjechał, nie wiem, co bym ze sobą zrobiła. Jakby nie on, nie miałabym komu wypłakać się w ramię, nikt by mnie nie pocieszył. Przecież nie mogłam wymagać tego od Violetty, skoro sama przeżyła gorszy szok ode mnie. Ciekawe, gdzie teraz się znajduje..
Może wreszcie dowiedziała się o stanie Leona?
Mimo że wczoraj przeżył, dalej nie wiadomo, co z nim będzie. Wszystko jest możliwe. Wciąż nie możemy odetchnąć z ulgą.
Po chwili zobaczyłam, jak uchylają się drzwi od gabinetu lekarza. Wyszła, a raczej wybiegła, z nich Violetta. Od razu skierowała wzrok w moją stronę. Zobaczyłam, jak w jej oczach skaczą rozradowane ogniki.
Wstałam i podeszłam do dziewczyny.
- Co z Leon...
Nie udało mi się dokończyć, ponieważ brunetka rzuciła mi się na szyję.
- Wybudził się! Rozumiesz to?! Leon żyje! - krzyknęła rozradowana.
Poczułam, jak moje serce przyspiesza tempa. Ręce zaczęły mi się trząść, a do oczu napłynęły łzy. Jednak tym razem był one spowodowane przez rozpacz, tylko radość. Cholernie wielką radość.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - szeroko się uśmiechnęłam i przycisnęłam ją mocniej do siebie. - Możemy go odwiedzić?
- Nie teraz. Lekarze muszą upewnić się, czy wszystko z nim w porządku - odparła, delikatnie się odsuwając.
Znowu jest tą samą roześmianą dziewczyną, co wcześniej. 
- Mogłybyście zachowywać się trochę ciszej - warknął Federico, przecierając oczy.
Jak zwykle po obudzeniu się, nie wie, co się z nim dzieje i gdzie się znajduje. Jak mogę kochać takiego idiotę?
Zanim zrozumiał, w jakiej sytuacji się znajduje, zdążył obrzucić nas spojrzeniem typu "Zabić was?".
- Em.. Co wywołało u was taką radość? - zreflektował się.
- Leon wreszcie się wybudził - pisnęła brunetka, nie przestając się uśmiechać.
Mam nadzieję, że od tej chwili wszystko będzie szło po naszej myśli.

Francesca

Martwię się o to, co dzieje się z Violą. Z chęcią pojechałabym do niej i uściskała z całych sił, by mogła poczuć, że nie jest sama. Aby upewniła się w tym, że będę obok niej zawsze, gdy poczuje potrzebę mojej obecności. Ale nie mogę.. Obiecałam Marco, że ten dzień spędzimy razem. Nikt nie będzie ważniejszy od naszej dwójki. Tylko ja i on przez całe dwadzieścia cztery godziny. Nie złamię danego słowa.
- Dzień dobry, słonko - podszedł do mnie i delikatnie ucałował mnie w policzek.
Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem.
- Masz ochotę na śniadanie do łóżka? - poruszył zabawnie brwiami.
Pokiwałam energicznie głową i uniosłam się do pozycji siedzącej.
Marco wyszedł z pomieszczenia, by po chwili znów się w nim pojawić z wypełnioną tacą.
Właśnie sięgałam po truskawki, jednak nie zdążyłam żadnej dotknąć, ponieważ chłopak odciągnął je ode mnie.
- Dlaczego? - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Dzisiaj ja będę cię karmił - uśmiechnął się.
Nie. Nie ma mowy. Zbyt dobrze go znam. Wiem, że będzie robił wszystko, by jak najmniej jedzenia trafiło do moich ust.
- Chyba śnisz - prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Skoro nie chcesz, nie będę nalegał - wzruszył ramionami i wziął tacę w dłonie, by ją wynieść.
Spojrzałam na niego najwredniejszym spojrzeniem, na jakie mogłam się wysilić.
- Zmieniłam zdanie - burknęłam. - Ale od razu ostrzegam, jeśli chociaż raz nie trafisz do ust, pożałujesz.
Marco spojrzał na mnie z widocznym rozbawieniem. Naprawdę uważa, że nie mogłabym się zemścić? Po czasie, jaki ze mną spędził, powinien zauważyć, że jestem zdolna do wszystkiego.
- Zamknij oczy - polecił.
Nie miałam ochoty dłużej czekać na śniadanie, więc od razu zrobiłam to, o co prosił. Przymknęłam powieki i uchyliłam wargi.
Po chwili poczułam w ustach słodki, dotąd nieznany mi smak. Chciałam otworzyć oczy, by zobaczyć, co przed chwilą zjadłam, jednak chłopak momentalnie położył na nie swoją dłoń.
- Marco - powiedziałam błagalnym tonem.
- Sama na to pozwoliłaś - odparł.
Prędzej nazwałabym to wymuszeniem zgody, niż dobrowolnym zezwoleniem.
Nagle poczułam na wargach doskonale znany mi dotyk. Nasze usta współgrały tak dobrze, jak zwykle. Jakby były stworzone właśnie dla siebie.

_____________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału T^T (Tworzę tradycję, piszę to pod prawie każdym ;-; )
Okropna ja znowu proszę o wybaczenie :<
Strasznie trudno szło mi pisanie tego. Już nie mam pomysłów na tę historię, dlatego chcę jak najszybciej zacząć następną. Zakończę wszystkie niewyjaśnione wątki w tej i od razu pojawi się całkiem nowa ^-^
Teraz przejdźmy do czegoś ważniejszego, a mianowicie data dodania kolejnego rozdziału. Wątpię, aby w ferie (u mnie są od 2 do 15 lutego) pojawił się 71. Praktycznie nie będę miała czasu, bo przyjedzie moja siostra (pojawia się raz na rok T^T) i chcę nacieszyć się jej obecnością, a nie siedzieć przed laptopem.
Ale w ferie pojawi się OneShot o Marcesce :3 (jeśli dam radę go dokończyć). Muszę coś dodać, żeby nie było tak pusto przez ten czas >.<
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :) ♥
Kocham Was najmocniej na świecie <3
Ps. Wiem, że ten rozdział jest mega krótki, ale, jak już mówiłam, prawie wszystkie pomysły mi się wyczerpały T^T

18.01.2015

One Shot "You'll never forget about true love"


Tytuł: You’ll never forget about true love
Para: Dieletta/Leonetta
Grupa wiekowa: T

Byli najlepszymi przyjaciółmi, odkąd pamięta. Zawsze robili wszystko razem. Powierzali sobie najskrytsze sekrety, darzyli się zaufaniem. Przyjaźń doskonała, prawda? Do czasu.
Gdy poszli do liceum, coś zaczęło się między nimi psuć. Pojawiły się nowe znajomości, przez co znacznie skrócił im się czas na przebywanie ze sobą. Jednak to nie był jedyny powód. Obie strony zaczęły coś do siebie czuć. Coś, czego już dłużej nie można było nazywać przyjaźnią. Coś znaczenie mocniejszego, niedozwolonego.
Przez to idiotyczne uczucie, które starali się za wszelką cenę ukryć, zaczęli zachowywać się dziwnie w swoim towarzystwie. Nie czuli się już tak swobodnie, jak wcześniej. Stracili pewność siebie.
Gdy znajdowali się obok ukochane osoby, trudno było im ukrywać prawdziwe uczucia. Dlatego zaczęli się oddalać. Bolało to zarówno Leona, jak i Violettę, ale nie widzieli innego rozwiązania. Przecież nie chcieli niszczyć tak pięknej przyjaźni przez dwa niepotrzebne słowa. Gdyby tylko wiedzieli…
Niestety, nie robiąc nic w kierunku „miłości” jedynie pogarszali swoją sytuację.
Z biegiem czasu z najlepszych przyjaciół stali się jedynie znajomymi. Co nie wykluczało faktu, że wciąż się o siebie martwili i ciągle kochali.
Mimo usilnych starań obu stron, codziennie na siebie wpadali i zamieniali kilka słów. Jednak te „rozmowy” całkiem różniły się od tych, które prowadzili jako przyjaciele.
Po pewnym czasie zrozumieli, że nie mogą tak żyć. Oddzielnie. Znów próbowali wrócić do tamtych chwil i zapewne udałoby im się, gdyby nie pewien chłopak, który dołączył do ich szkoły.
Leon szczerze go nienawidził. Nie potrafił zrozumieć, jak można zachowywać się tak, jak nowy. Diego, takie nosił imię, traktował kobiety, jak zabawki, jak swoją własność. Bawił się nimi, wykorzystywał, a potem porzucał i wyśmiewał ich głupotę.
Mimo to Verdas nie zwracał na Hernandez’a zbytniej uwagi. Do czasu, aż ten nie zaczął interesować się jego ukochaną Violettą. Starał się przemówić brunetce do rozsądku, tłumaczył, jakim typem jest Diego. Jednak ona nie zważała na żadne słowo przyjaciela.
Diego był pierwszym, po Leonie, który jej się spodobał. Myślała, że wreszcie wyzbędzie się z tego chorego uczucia do Verdas’a, kiedy pozna kogoś innego.
Jakże omylne bywają istoty ludzkie.
Wszystko, w co wierzyła, było iluzją. Nie kochała Hernandez’a. Wmówiła to sobie jedynie po to, by zapomnieć o jej prawdziwej miłości.

~*~

- Witaj piękna – poczuła gorący oddech przy swoim uchu. Mimowolnie się uśmiechnęła.
- Hej, Diego – powiedziała najsłodszym głosem, na jaki było ją stać.
- Mam propozycję nie do odmówienia – uniósł kąciki ust. – W piątek organizuję dyskotekę, przyjdziesz?
- Jeszcze pytasz? – zaśmiała się. – Potem napisz mi szczegóły.
Hernandez przybrał zwycięski wyraz twarzy i odszedł, pozostawiając Castillo samą. Jednak nie było jej dane długo nacieszyć się samotnością, ponieważ po chwili u jej boku pojawił się Leon.
- Czego ten kretyn od ciebie chciał? – warknął.
- Może na początek wypadałoby się przywitać? – zmarszczyła brwi.
- Odpowiedz na moje pytanie.
- Zaprosił mnie na dyskotekę – odparła obojętnie, mimo że w głębi serca cieszyła się, jak małe dziecko. – Ty chyba też możesz przyjść – uśmiechnęła się.
Brunet przez dłuższą chwilę rozważał wszystkie za i przeciw. W końcu zdecydował, że nie puści jej samej. Nigdy nie wiadomo, co temu idiocie [Diego] przyjdzie do głowy. Ktoś musi pilnować, aby Violettcie nie stała się krzywda. Nie wybaczyłby sobie, jakby ona i on… Wystarczy, by o tym pomyślał, a od razu ciarki przechodzą całe jego ciało.
- Nie mogę, tylko muszę – sprostował. – Nie pozwolę ci iść samej.
- Zachowujesz się, jak mój ojciec – przekręciła oczyma. – Nawet tutaj jest pod ciągłym nadzorem – burknęła.

~*~

Gdy w końcu nadszedł upragniony piątek, dziewczyna zrobiła się na bóstwo. Oczywiście we wszystkim pomogły jej przyjaciółki. Co ona by bez nich zrobiła?
W końcu usłyszała dzwonek do drzwi. „To pewnie Leon”, pomyślała. Verdas zaproponował, że ją przywiezie i odwiezie, więc się zgodziła. Nie miała powodów, by odmówić. Dzięki temu będzie mogła dłużej na niego patrzeć. Podziwiać urocze dołeczki w policzkach, piękny uśmiech…
Gdy otworzyła drzwi, brunet oniemiał. Nie spodziewał się, że będzie wyglądać, aż tak pięknie.
- Wow – tylko tyle zdołał wydusić.
Na jego wypowiedź Violetta zareagowała śmiechem. Bawiło ją, a zarazem cieszyło to, gdy Leon patrzył na nią w ten sposób.
- Ty też wyglądasz niczego sobie – uniosła kąciki ust.
- Dzięki – zaśmiał się. – Idziemy?
Brunetka pokiwała głową i udała się za chłopakiem.
Przez całą drogę do domu Diego, nie odrywała oczu od Leona. Była spragniona jego widoku, mimo że spotykała się z nim codziennie. Potrzebowała go do normalnego funkcjonowania. Podziwiała każdy milimetr jego twarzy. Wszystko, co tak bardzo kocha.
- To trochę krępujące, jak cały czas tak na mnie patrzysz – zaśmiał się, a w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
- N-nie patrzyłam się – burknęła pod nosem.
Poczuła, jak robi jej się gorąco, a na twarz wstępuje rumieniec.
- Mimo wszystko to słodkie – zignorował jej wcześniejszą wypowiedź.
Violetta zacisnęła piąstki na sukience i przygryzła wargę.
Dlaczego tak się dzieje? Wystarczy jego jedno słowo, by jej serce zaczęło szybciej bić, a w głowie pojawił się mętlik.

~*~

Zabawa, z początku, była genialna. Tańczyli razem do każdej piosenki. Nawet wtedy, gdy na parkiecie pozostały jedynie obściskujące się pary. Znowu czuli się tak, jak kiedyś. Powoli zaczynali wierzyć w to, że ich przyjaźń da się odnowić. Jednak zawsze znajdzie się coś, co zniszczy wszystko.
Wtedy pojawił się on, idiota znienawidzony przez Leona.
Od razu, gdy zobaczył Violettę tańczącą z Verdas’em, podszedł do nich i powiedział, z tym irytującym uśmiechem, „Przepraszam, ale muszę zabrać ci księżniczkę”. Brunet zacisnął pięści i próbował powstrzymać się przed uderzeniem Hernandez’a.
- Leon, chodź ze mną – w ostatniej chwili pojawił się Federico i odciągnął Verdas’a na bezpieczną odległość.
- Nie możesz tak reagować, idioto – syknął Włoch. – Wiesz, że Violetta by cię znienawidziła, jakbyś go pobił. Wątpię, abyś tego chciał.
Miał rację. Meksykanin nie wybaczyłby sobie, jakby jego ukochana przyjaciółka przestała się do niego odzywać i zaczęła traktować jak wroga.
- Po prostu nie mogę wytrzymać, gdy widzę, jak się do niej przystawia – warknął, podchodząc do baru.
- Wiem, co czujesz – jego przyjaciel zajął miejsce obok. – Ale to tylko twoja wina. Jakbyś powiedział jej, że ją kochasz, nie musiałbyś cierpieć.
- Zamknij się – warknął, wypijając pierwszego drinka.
Cały czas wodził oczyma za Diego i Violettą. Musiał pilnować, by dziewczynie nic się nie stało. Przyjechał tu tylko po to, by ją chronić.
Jednak, po stanowczo zbyt dużej ilości trunku, obraz zaczął mu się powoli rozmazywać. W pewnej chwili Violetta zniknęła mu z oczu. Gwałtownie wstał, z zamiarem znalezienia dziewczyny, jednak moment później z powrotem opadł na siedzenie.
- Cholerny alkohol – syknął pod nosem.
Żałował, że akurat teraz nie ma przy nim Federico. Chociaż pomógłby mu wstać. Ale cóż, musi sam sobie radzić.
Podniósł się i zaczął rozglądać się za brunetką. Trudno było mu się poruszać, musiał podtrzymywać się wszystkich możliwych przedmiotów, by nie upaść.
W końcu ujrzał Diego. Samego. Hiszpan kupował jakieś tabletki od, prawdopodobnie, swojego kolegi.
Oczy Leona momentalnie się rozszerzyły. Przecież to..!
Przestał zwracać uwagę na zawroty głowy i trudność w chodzeniu, musiał w końcu pokazać Diego, że nie każdą dziewczynę może traktować jak zabawkę.
 - Kogo ja tu widzę – usłyszał prześmiewczy głos. – Myślałem, że uciekłeś z podkulonym ogonkiem, gdy zobaczyłeś, jak obściskuję się z twoją ukochaną.
W tym momencie gniew zagłuszył wszystko. Jedyną rzeczą, jaką chciał zrobić, było obłożenie twarzy tego śmiecia.
Jednak w ostatniej chwili ktoś odciągnął go do tyłu, jednocześnie nie pozwalając na roztrzaskanie czaszki Hernandez’owi.
- Leon, zostaw go! – usłyszał wściekły głos Federico. – W takim stanie nic mu nie zrobisz– dodał trochę ciszej.
- Tak będzie dla ciebie lepiej, Verdas – prychnął Diego. – I tak nie dałbyś mi rady. A po drugie, powinieneś pogodzić się z tym, że nic nie znaczysz dla Violetty. Sama mi to dzisiaj powiedziała. W jej oczach jesteś zwykłą marionetką, którą porzuci, jak znajdzie kogokolwiek innego.
To co, że każde słowo wypowiedziane przez Hiszpana było okrutnym kłamstwem. Leon nie był w stanie trzeźwo myśleć. Wyrwał się Federico i rzucił na mężczyznę, którego nienawidził z całego serca. Zaczął okładać jego twarz pięściami. Bez litości.
- Ona mnie też nie obchodzi – warknął Leon. – Jeśli chcesz, możesz pieprzyć ją codziennie, mam to gdzieś, rozumiesz?! Jesteś takim samym śmieciem, jak ona. Jesteście siebie warci – krzyknął.
Kolejne kłamstwa.. Czy tego wieczoru nikt nie powie prawdy?
Nagle Verdas uniósł wzrok i momentalnie znieruchomiał. Tuż przed nim stała Violetta z oczyma pełnymi łez. Czuła, jak jej serce rozpada się na miliony kawałeczków, których nigdy nie uda jej się pozbierać. Nie wytrzymała dłużej. Wybiegła na dwór, szlochając. Nie mogła powstrzymać łez. Słowa, które wypowiedział jej ukochany chłopak zabolały bardziej, niż cokolwiek innego.

*następnego dnia*

- Jesteś idiotą, Leon – warknął Federico.
Nikt nie musiał mu o tym przypominać. Zdawał sobie sprawę z tego, jak się zachował. Przez kilka niepotrzebnych i nieszczerych słów stracił osobę, którą naprawdę kochał. Teraz nie wstydzi przyznać się do swoich uczuć, ale jest już za późno. Violetta zdążyła go znienawidzić. Kto o zdrowych zmysłach by tak nie postąpił?
Jednak najbardziej żałuje tego, że ją skrzywdził. Chciał chronić swoją księżniczkę, a sam doprowadził ją do płaczu.
- Nienawidzę siebie – schował twarz w dłonie i zacisnął powieki.
- Na twoim miejscu zrobiłbym coś, a nie wciąż się użalał.
- Tylko co? Ona nie będzie mnie słuchać. Zbyt mocno ją skrzywdziłem – spojrzał na Federico.
- Jak nie spróbujesz, na pewno ci się nie uda – Włoch wstał i skierował się do drzwi. – Idę na zajęcia, na twoim miejscu też bym to zrobił. Ciao.
Został sam.
Starał się nie zamykać oczu, bo wtedy znów widział scenę. Gdy Violetta usłyszała wszystkie okropne kłamstwa i uciekła, płacząc.
Tak bardzo żałował tego, co powiedział. Jakby tylko mógł cofnąć czas… Wtedy na pewno wyznałby jej miłość. Nie ukrywałby prawdy. Nie wstydziłby się uczuć.
Ale to niemożliwe. Na tym świecie niestety nie ma miejsca na magię.
- Chyba powinienem posłuchać Federico – szepnął sam do siebie, wstając z miejsca.
Poczuł przenikający ból w głowie. Cholerny kac.

~*~

Violetta kolejny dzień nie wychodziła z domu. Nie chciała pokazywać się ludziom. Czuła się cholernie źle. Jakby powoli umierała.
Mimo, że powinna nienawidzić Leona, nie potrafiła. Ciągle go kochała. Wciąż tęskniła za widokiem jego twarzy. Za jego cudownym uśmiechem, podczas którego pokazywał swoje urocze dołeczki. Za miękkimi włosami, których ułożenie tak lubiła psuć, wywołując tym samym złość chłopaka.
Dalej darzyła go uczuciem, ale teraz nie potrafiłaby zapomnieć tego, co powiedział. Te słowa zbyt mocno ją raniły Zwłaszcza, że były bezpodstawne. Przecież nie zrobiła nic złego.
„Ona mnie też nie obchodzi”
Za każdym razem, jak sobie to przypomina, czuje coraz mocniejszy ucisk w sercu.
„Jeśli chcesz, możesz pieprzyć ją codziennie, mam to gdzieś.”
Kolejne, jakże raniące słowa. Czuje, jakby wciskały w jej klatkę piersiową miliony cierni.
Nie chce rozpamiętywać dalszej części jego wypowiedzi. Nie ma już wystarczająco siły. Chowa twarz w dłonie i ponownie płacze. Dziwne, że jej oczy jeszcze nie pozbyły się wszystkich łez..
Nagle usłyszała głośne pukanie do drzwi. Zakryła uszy rękoma i schowała się pod kołdrą. Nie chciała mieć jakiejkolwiek styczności z innymi ludźmi. Chyba, że to były Leon.
- Violu, wiem, że jesteś w środku, proszę, otwórz mi. Musimy pogadać – rozpoznała głos Federico.
Mimo że chłopak był jej bliskim przyjacielem, wciąż nie odzywała się ani słowem. Nie chciała nikogo widzieć.
- To ma związek z Leonem – dodał.
Brunetka poczuła, jakby coś ściskało jej serce.
Sama nie wiedziała czemu, ale wstała i otworzyła drzwi, pozwalając Włochowi wejść do środka.
Widocznie ciągle obchodziło ją wszystko, co było związane z Leonem.
- On bez ciebie umiera. Stracił swoją uko.. przyjaciółkę – od razu przeszedł do rzeczy. – Ty też nie wyglądasz najlepiej – spojrzał na nią zdegustowany.
- Dzięki Fede, zawsze wiesz, jak pocieszyć człowieka – warknęła sarkastycznie. – Jakby chciał, sam by mi to powiedział. Ale lepiej niech nie pokazuje mi się na oczy.
Czas na kolejną stertę kłamstw..
- Nie chcę go widzieć. Po tym, co powiedział, jest dla mnie nikim – dodała.
- Wiem, że nie mówisz prawdy – Federico spojrzał jej prosto w oczy. – Przede mną nie musisz udawać.
Violetta nie wytrzymała dłużej. Wybuchnęła głośnym płaczem i wtuliła się w tors chłopaka. Właśnie tego potrzebowała. Kogoś, kto zna ją na tyle dobrze, że nie musi przed nim ukrywać prawdziwych uczuć. Oprócz miłości do Leona.
- Pójdziesz jutro do szkoły? – spytał troskliwie.
- C-chyba tak… - odparła.

~*~

Zostało tylko kilka minut do lekcji, a ona wciąż nigdzie nie mogła dostrzec Leona. A tak bardzo chciała go zobaczyć.. Może to i lepiej? Jakby go ujrzała, na pewno znów poczułaby się gorzej. Serce ponownie by zabolało, a ciało odmówiło posłuszeństwa i zamarło w bezruchu.
Nagle poczuła czyjś oddech na swojej szyi. Odwróciła się i spojrzała z nadzieją w oczach na osobę, która jeszcze chwilę temu znajdowała się tuż za nią. Niestety, nie był to chłopak, którego pragnęła spotkać.
- Hej, śliczna. Martwiłem się. Czemu tak długo cię nie było? – Diego, jak zwykle, szeroko się uśmiechał.
Zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Jakby tamten wieczór był zwykłym snem, z którego się wybudził i momentalnie o wszystkim zapomniał. Chciałaby tak umieć…
- Oh. To pewnie przez Leona – przybrał smutny wyraz twarzy. – Nie powinnaś się tak nim przejmować. Nie jest ciebie wart – delikatnie uniósł jej podbródek.
Dzieliły ich sekundy od złączenia warg w pocałunku. Chociaż, że Violetta tego nie okazywała, nie chciała, aby do tego doszło. Wolała, by tym pierwszym był całkiem kto inny.
- Odsuń się od niej – warknął Verdas, pojawiając się, niczym anioł z nieba.
Castillo dziękowała mu w myślach za ratunek. Jednak nie mogła pozwolić, by ktokolwiek dostrzegł jej wdzięczność.
- Nie potrzebuję twojej „pomocy” – prychnęła. – Skąd wiesz, że tego nie chciałam? – stanęła tuż przed chłopakiem i spojrzała mu prosto w oczy.
- Bo cię znam – szepnął, a następnie zostawił ją sam na sam z Diego.
Brunetka stała przez chwilę w otępieniu. Czyżby udało mu się dostrzec jej niechęć? Mimo że tak skrzętnie ją ukryła? Nie. Niemożliwe.

~*~

Violetta, wracając samotnie po zajęciach do domu, czuła denerwujący ucisk w sercu. Zawsze chodziła z Leonem, przecież mieszkał tuż obok niej..
Pragnęła się do niego przytulić i wszystko wybaczyć, ale tak mocno ją zranił.
Chciała powiedzieć mu, że go kocha, ale ona nic dla niego nie znaczy.
Była w stanie oddać wszystko za jeden uśmiech bruneta, ale nie było warto, prawda?
„Jesteś takim samym śmieciem, jak ona.”
Te słowa wciąż gościły w jej głowie. Zastanawiała się, dlaczego powiedział coś takiego. Nie zrobiła mu nic złego, nikt by jej do tego nie przymusił. Nie powiedziała niczego, co mogłoby zranić zielonookiego. A on tak najzwyczajniej w świecie obrzucił ją błotem.
- Violetta, zaczekaj! – nagle usłyszała dobrze znany jej głos. Brzmiący, jak najpiękniejsza muzyka.
Chciała go zobaczyć, spotkać, porozmawiać, jednak, gdy do tego doszło, pojawił się w niej strach. Gwałtownie przyspieszyła. Biegła, nie patrząc przed siebie. Byle jak najdalej od niespełnionej miłości.
Jednak Verdas okazał się być szybszy. Złapał Violettę za nadgarstek i przyciągnął do siebie, nie pozwalając uciec ani kawałka dalej.
Oboje poczuli przyjemne dreszcze, przechodzące po całym ich ciele. Przytulali się tyle razy, jednak teraz było w tym coś innego.. Magicznego?
- Nie, Leon – odepchnęła bruneta od siebie. – Czego ode mnie chcesz?
- Wybaczenia.
- Słucham? Sam powiedziałeś, że cię nie obchodzę. Że „Diego może mnie pieprzyć codziennie, a ty i tak będziesz miał to gdzieś”. Pamiętasz? – w jej oczach można było dostrzec maleńkie kropelki.
- Kłamałem. Violetta, sam nie wiem, co we mnie wstąpiło. Byłem pod wpływem, nie wiedziałem, co mówię.
W końcu nadszedł czas na prawdę? Czy wreszcie przerwie się łańcuch kłamstw, którym są oplątani?
- To cię nie usprawiedliwia. Czy ty wyobrażasz sobie, jak się wtedy czułam?! – nie mogła dłużej hamować płaczu. Łzy zaczęły spływać jej strużkami po policzkach. – Zaczęłam się obwiniać, mimo że nic złego nie zrobiłam. Uwierzyłam w to, co powiedziałeś.
- Przepraszam. J-ja nie chciałem cię zranić. Ani jedno z tych słów nie było prawdą.
- Czasami zwykłe "przepraszam" nie wystarczy, Leon – przetarła oczy wierzchem dłoni i odwróciła się z zamiarem odejścia.
Verdas wiedział, że jeśli teraz nie wyzna jej miłości, straci ją na zawsze. Jeśli ona nie odwzajemnia jego uczuć, trudno. I tak ich przyjaźń już jest skończona.
- Proszę, nie zostawiaj mnie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz – ponownie złapał ją za nadgarstek.
- Jakby to była prawda, nie powiedziałbyś wtedy tych okropnych rzeczy o mnie – pokręciła głową. – Żegnaj.
- Kocham cię.
Zamarła. Wydawało jej się, że cały świat zatrzymał się i teraz patrzy na nich.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Tak długo czekała na to, aż jej marzenie się spełni. Jednak nigdy nie sądziła, że to kiedykolwiek nastąpi. Nie przygotowała się na to..
- Za późno – odparła cicho i odeszła.
Mimo że miłość jej życia wreszcie wyznała jej tak piękne uczucie, ona wciąż nie mogła zapomnieć o tym wszystkim, co powiedział na dyskotece. 
- Chociaż powiedz mi, czy czujesz to samo do mnie – krzyknął za nią.
Odwróciła się, podeszła kilka kroków do niego i spojrzała mu prosto w oczy.
- Tak. Chcę cię nienawidzić, ale nie potrafię. Jednak nie przejmuj się, kiedyś się tego nau..
Nie udało jej się dokończyć. Leon nie chciał dłużej czekać. Złączył ich wargi w namiętnym pocałunku.
Skoro był pewien, że ona też go kocha, nie mógł nie wykonać tego kroku. Musiał w końcu zasmakować jej ust. Po tylu latach czekania.
Ich pocałunek był lepszy, niż mogli sobie wyobrazić. Niedozwolony? Nie chcieli przerywać tej cudownej chwili, ponieważ obojgu było tak dobrze. Pragnęli, by wskazówki zegara zatrzymały się właśnie w tej chwili i pozwoliły im rozkoszować się swoją obecnością.
W końcu, po paru, najlepszych w ich życiu, minutach, oderwali się od siebie. Jednak ich usta wciąż nie były zaspokojone, chciały więcej. Tym razem Violetta wpiła się w wargi Leona. W tej chwili nic nie było ważne. Ani przeszłość, ani przyszłość. Liczyło się tylko tu i teraz.
- Spróbujesz mi wybaczyć? – spytał, gdy delikatnie się od siebie odsunęli.
- Tak – uniosła kąciki ust. – I tak długo bym bez ciebie nie wytrzymała – zaśmiała się.
- Zbyt mocno mnie kochasz? – spojrzał prosto w jej oczy.
- Dokładnie – przygryzła dolną wargę. – Obiecasz mi coś?
Leon spojrzał na nią pytająco.
- Proszę, już nigdy nie kłam – powiedziała szeptem.
- Obiecuję – delikatnie przygryzł jej wargę. – Od dzisiaj będziemy razem na zawsze.

Nie kłamał ~
_________________________________
Jeśli przez to przebrnęliście, gratuluję! ^^ ♥
To pierwszy tak długi (jak na mnie) OneShot ;o
Jednak ilość nie równa się jakości :D Więc jest zapewne tak samo słaby, jak inne ;-;
Co do następnego rozdziału: mam jeden fragment na cztery. Napisałam kawałek dwóch innych, ale na razie na kartce, więc będę musiała przepisać. Postaram się skończyć do soboty, ale nic nie obiecuję.
Niedługo (za trochę powyżej dwóch miesięcy) będzie okrągły rok bloga! :3 Wtedy Wam podziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście <3
Kocham Was Słoneczka <3 Wszystkich razem i każdego z osobna <3

Ps. Jeśli chodzi o następne opowiadanie - już mam pomysł na fabułę ^o^  Pary pozostaną takie same, jak w tym, ale nie będą razem od początku :3
Oczywiście przed nami jeszcze kilka rozdziałów. Najwięcej dam radę napisać do 80. Zależy od tego, jakie będę miała pomysły c: 

Ps. 2: OneShot nie ma żadnego związku z fabułą bloga (poza bohaterami). 

8.01.2015

Rozdział 69 - Pustka

Proszę, przeczytajcie notkę pod rozdziałem ;3 

Ludmila

Nie sądziłam, że w czyimkolwiek domu może panować taki bałagan. Rozumiem, że Leon załamał się po odejściu Violetty, ale to nie oznacza, że musiał mieszkać w czymś takim.
Gdy tylko weszłam do jego domu, przeszły mnie ciarki. Mężczyznom serio nie przeszkadzają ubrania walające się po podłodze, brudne naczynia i zakurzone meble? Od razu, gdy wyobraziłam sobie Verdasa mieszkającego w takich warunkach, zrobiło mi się go szkoda. Teraz jestem pewna, że nigdy nie mogę opuścić Federico, bo mogłoby się z nim stać to samo.
- Masz minę, jakbyś musiała sprzątać w najohydniejszym miejscu na ziemi - zaśmiał się Fede.
- Bo tak po części jest - wykrzywiłam twarz w grymasie obrzydzenia.
- Lu, proszę, nie zachowuj się jak księżniczka - odparł z politowaniem.
Spojrzałam na niego z oburzeniem i głośno prychnęłam.
- A ty przestań się obijać i w końcu zacznij pomagać. Chyba nie przyszedłeś tutaj tylko po to, by podziwiać moją urodę.
- Widzę, że nie udało ci się całkiem pozbyć "Supernovej" - przekręcił oczyma.
Warknęłam pod nosem każdą możliwą obelgę, jaka przyszła mi w tej chwili do głowy, a następnie wróciłam do porządkowania przedmiotów znajdujących się na szklanym stoliku. W pewnej chwili przejechałam opuszką palca po cienkiej krawędzi jednej z kartek, rozcinając sobie skórę. Cicho syknęłam i odruchowo uniosłam dłoń do ust.
- Coś się stało? - mój narzeczony spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Nic - burknęłam.
Federico nic nie odpowiedział, jednak wstał i podszedł do mnie. Wziął moją dłoń w swoje ręce i przyjrzał się drobnemu okaleczeniu, po czym delikatnie ucałował mój palec.
- Już nie będzie cię szczypać - uśmiechnął się. - Księżniczko - dodał zawadiacko.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a obiecuję ci, że twoja grzywka nie przetrwa dzisiejszej nocy - warknęłam.
- Wolę nie wiedzieć, co będziecie robić - parsknęła Natalia, wyłaniając się zza progu.
- Nienawidzę was. Idioci - burknęłam pod nosem.
W końcu wróciłam do porządkowania stosu papierów na stoliku. Dopiero teraz zauważyłam, że kartka, która delikatnie mnie raniła, prawdopodobnie była listem. Pismo wydawało mi się dziwnie znajome, więc wzięłam ją do ręki i zaczęłam dokładnie ilustrować każdą literę.

Drogi Leonie,
Wiem, że mnie nienawidzisz. Nie dziwię Ci się. Jakbym była na Twoim miejscu, też czułabym do siebie odrazę.. Jednak nie po to piszę do Ciebie list. Chcę, abyś dowiedział, się, jak wyglądał ten pocałunek z mojego punktu widzenia.
To działo się pół roku temu. Na wyciecze do Madrytu. Pamiętasz, prawda?
Wtedy też mnie zostawiłeś. Wszystko przez to, że myślałeś, że Cię zdradziłam.
Pragnę, abyś wiedział, że nigdy nie mogłabym zrobić czegoś takiego. Zbyt mocno Cię kocham.
Nie chciałam, by mnie całował. Zrobił to tak szybko, że nie zdążyłam zareagować. Gdybym tylko wiedziała, co ma zamiar uczynić, odepchnęłabym go.
Jednak nie mówię, że to nie jest moja wina. 
Wręcz przeciwnie, uważam, że jedynie ja jestem za to odpowiedzialna. 
Dlatego Cię przepraszam. Za wszystko.
Za to, że pozwoliłam Ci się we mnie zakochać. Za to, że pojawiłam się w Twoim życiu. Oraz za to, że Cię tak mocno zraniłam.
Wiem, że to niemożliwe, ale chociaż spróbuj mi wybaczyć.
Na zawsze Twoja, 
Violetta.

Cholera jasna! Jestem prawie pewna, że Leon tego nie przeczytał. Co za.. Jakby tylko chciało mu się cokolwiek zrobić i uporządkować w jego domu, dzisiaj być może nie byłby pokłócony z Violettą. Jakby tylko przeczytał ten idiotyczny list, wiedziałby, co naprawdę się wydarzyło. 
- Co tutaj masz? - spytał Federico, okręcając dłonie wokół moje talii.
- List od Violetty do Leona - przeczesałam nerwowo włosy dłonią.
- Daj przeczytać - w oczach Włocha momentalnie pojawiły się iskierki ciekawości.
- Chyba śnisz - prychnęłam, odsuwając głowę chłopaka. 
Muszę jak najszybciej zanieść to Violettcie. Ona nie wie, czy Leon przeczytał ten cholerny list. Może uważać, że to zrobił, jednak jej nie wybaczył. Jestem wręcz pewna, że wciąż się zadręcza. Uważa, że jego wypadek to też była jej wina, mimo, że nie miała z tym nic wspólnego.
- Wy dokończcie porządki, ja muszę coś załatwić - złapałam moją torebkę i podążyłam w stronę drzwi.
- Tak jest, księżniczko - burknął Federico.
Tym razem zignorowałam to, jak mnie nazwał, ale obiecuję, że jeszcze tego pożałuje. 

Violetta

Nie wiem, dlaczego wydaje mi się, że powinnam tutaj siedzieć. Może to przez to, że uważam, że wypadek wydarzył się zwłaszcza dlatego, że żyję? Albo wciąż łudzę się, że Leon wybudzi się ze śpiączki i znów będę mogła się do niego przytulić? Lub po prostu czuję taką potrzebę? Skoro on tak cierpi, ja chociaż mogę się odrobinę poświęcić i pozostać przy nim w tych chwilach, prawda?
Podciągnęłam kolana pod szyję i wlepiłam wzrok w szybę, za którą leżał mój ukochany, przyjaciel, były chłopak. Już nie płakałam. Po tylu godzinach ciągłego wylewania łez z moich oczu, przestałam. Albo słone kropelki w końcu się skończyły.
Pierwszy raz w życiu czuję się tak dziwnie. Pusto. Jakbym straciła wszystko, co dla mnie najważniejsze. Po części tak jest... Leon był jedyną osobą, która potrafiła wywołać na mojej twarzy uśmiech. Nieważne, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam, on zawsze pomagał. Gdy widziałam dołeczki w jego policzkach, wszystkie złe emocje od razu znikały.
Ktoś mógłby to nazwać magią, jednak ja znam lepsze określenie - miłość. Czyli coś, co straciłam przez kłamstwo i własną naiwność. Łudziłam się, że jednak nie dowie się o niczym. Myślałam, że mój grzech zostanie zapomniany.. Teraz wiem, że to niemożliwe. Prawda zawsze wyjdzie na jaw. Nieważne, jak bardzo będziesz chciała ją ukryć. Im więcej włożysz w to wysiłku, tym gorzej wyjdzie.
Najbardziej boję się tego, że Leon już nigdy się nie wybudzi. Że odejdzie i pozostawi mnie samą, zrozpaczoną. Nie chcę, żeby do tego doszło, ale dobrze wiem, że istnieje taka możliwość.
- Vilu! - usłyszałam znajomy głos.
Powoli uniosłam głowę i spojrzałam z niechęcią na osobę, która postanowiła zniszczyć moją samotność. Jednak, gdy rozpoznałam w niej moją ciocię, momentalnie wstałam.
- Cieszę się, że przyszłaś - powiedziałam, lekko zachrypniętym głosem, i przytuliłam się do kobiety.
Nie kłamałam. Jej obecność naprawdę wniosła odrobinę światła do mojego życia.
- Przepraszam, że tak późno przyjechałam - przycisnęła mnie mocniej do siebie. - Dopiero o wszystkim się dowiedziałam. Tak poza tym, przywiozłam Ludmilę. Wydaje mi się, że musicie porozmawiać - delikatnie się uśmiechnęła, a następnie odeszła na bok.
Chciałam spytać, o co chodzi, jednak nie zdążyłam, bo po chwili przede mną stanęła blondynka.
- Znalazłam twój list do Leona. Ten idiota nawet nie zdążył go przeczytać - od razu przeszła do rzeczy.
Poczułam, jak na chwilę staje mi serce. Czyli nie wie, co naprawdę się wydarzyło? O nie... Teraz jestem pewna, że wciąż mnie nienawidzi. Skoro nie poznał tej historii z mojego punktu widzenia, ciągle uważa, że ja i Diego..
- Muszę mu wszystko wyjaśnić - powiedziałam zdeterminowana.
Nie obchodzi mnie to, że niczego nie usłyszy. Jeśli teraz go nie uświadomię, jak było, nie dam sobie spokoju. Wiem, że to jest samolubne i robię to jedynie po to, aby poczuć ulgę. Przecież nie będzie pamiętał tego, co mu powiem, bo jest w śpiączce.
Mimo tego, że lekarze zabronili do niego wchodzić, pchnęłam masywne drzwi i wkroczyłam do środka. Nadeszła chwila prawdy. Leon nie będzie wiedział o żadnym słowie, jakie teraz wypowiem, ale muszę to zrobić. Bym wreszcie miała czyste sumienie.

Maxi


Chciałem pobyć przy Violettcie, ale ona wolała zostać sama, więc musiałem wrócić do domu. Mam nadzieję, że moja obecność pomogła jej chociaż odrobinę. Może i mówiła, aby wszyscy ją zostawili, jednak wiem, że w głębi serca pragnęła, byśmy zostali. Nikt nigdy nie chce być sam.
W pewnej chwili przypomniała mi się Natalia. Całkowicie o niej zapomniałem. Cholera, jaki ze mnie idiota.
Wyjąłem telefon i wybrałem numer brunetki. Pierwszy raz. Brak odzewu. Drugi. Cisza. W końcu, za trzecią próbą, odebrała.
- Co chcesz? - warknęła.
Jeśli chciała, by to "powitanie" zabolało, osiągnęła swój cel.
- Też cieszę się, że cię słyszę - odparłem takim samym tonem, jak ona.
Nie, cholera. Dzwonię, aby ją przeprosić, a nie jeszcze bardziej się pogrążyć.
- Gdzie jesteś? Możemy się zobaczyć i porozmawiać? - spytałem.
- Daleko. Nie. Jestem zajęta. Spotkamy się wieczorem, jak wrócę do domu - powiedziała bez krzty uczucia.
Ranisz, kotku. W porę ugryzłem się w język.
Poczekam na nią tyle, ile będzie trzeba. Jednak niezbyt rozumiem jej zachowanie. Jest zła tylko przez to, że zostawiłem ją samą? Nie chciałem zabierać jej ze sobą, bo wiem, jak wrażliwą jest osobą. Najpierw sam musiałem sprawdzić, jak wygląda Leon, dopiero potem miałem zamiar po nią pojechać. Tylko, że.. całkiem wyleciało mi to z głowy.
Mimo wszystko, nie powinna się o to gniewać. Wątpię, abym kiedykolwiek zrozumiał dziewczyny...

*kilka godzin później*

Czekam pod domem Naty od niecałej godziny, a ona wciąż się nie pojawia. Miała wrócić wieczorem, a już jest po dwudziestej. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
W pewnej chwili przed moimi oczyma zamajaczyły dwie, roześmiane osoby. Przymknąłem powieki, by dokładniej im się przyjrzeć, jednak było zbyt ciemno, bym mógł kogokolwiek rozpoznać.
Dopiero, gdy znaleźli się blisko mnie, zauważyłem, że są to..
- Natalia?! - spytałem oburzony.
Nie mogę uwierzyć, że ja tu na nią czekam i przez cały czas zastanawiam się, co się z nią dzieje, a ona spaceruje z moim przyjacielem.
- Było ciemno, a ja nie chciałam wracać sama - odparła beznamiętnie.
- Mogłaś po mnie zadzwonić! - warknąłem.
- Em.. Ja was zostawię - wtrącił się zakłopotany Federico. - Do zobaczenia.
Naty posłała mu uśmiech, po czym spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Myślałam, że jesteś zajęty czymś ważniejszym, niż ja - odparła z wyrzutem.
- Nie ma nic ważniejszego od ciebie.
- Serio? - uśmiechnęła się sarkastycznie. - Chyba sam nie wiesz, co mówisz.
Przez chwilę przypominałem sobie wszystko, co do tej pory się wydarzyło. Chciałem przypomnieć sobie, kiedy coś postawiłem przed Naty.
- Chodzi ci o Violettę? - w końcu się odezwałem.
- Brawo Sherlock'u - zaklaskała w dłonie.
- Nie musisz tak się zachowywać, wiesz? - syknąłem. - Viola jest tylko moją przyjaciółką, nie bądź o nią zazdrosna. Jedyną osobą, jaką kocham jesteś..
- Nie jestem zazdrosna - przerwała mi. - Ale, przyznaj, tobie nie zrobiłoby się przykro, jakby najważniejsza osoba na ziemi, zostawiła cię bez słowa wyjaśnienia i pobiegła do innej dziewczyny? - w jej oczach pojawiły się drobne kropelki.
Czyli to tak wyglądało z jej punktu widzenia? Nie myślałem, że może to tak odebrać.. Nie chciałem, by tak wyszło.
- Przepraszam - na nic więcej nie mogłem się zdobyć. Nie wiedziałem, co innego mógłbym powiedzieć.
- "Przepraszam" nie zawsze wystarczy - przekręciła kluczyk w zamku i nacisnęła klamkę, z zamiarem wejścia do środka.
W ostatniej chwili przyciągnąłem ją do siebie i przycisnąłem do swojej klatki piersiowej.
- Nie pozwolę ci odejść, dopóki mi nie wybaczysz - szepnąłem jej do ucha.
Mimo mroku, udało mi się dostrzec na jej twarzy rumieniec i delikatny uśmiech.
- To ostatni raz - powiedziała cicho, odwracając się do mnie twarzą.
Po chwili poczułem na moich ustach delikatny dotyk jej warg.
Cieszę się, że Ją mam.

Francesca

- Marco, kiedy będziemy na miejscu? - spytałam zniecierpliwiona.
- Niedługo - szepnął mi do ucha.
Może zacznę od początku? Mój, jakże genialny, chłopak wymyślił, że zrobi mi niespodziankę na naszą rocznicę i zaprowadzi mnie w najromantyczniejsze miejsce świata.
Jednak nie przewidziałam tego, że będę musiała tam iść na piechotę, z zawiązanymi oczyma. Mega...
- Tylko uważaj, żebym w nic nie wpad...
Nie udało mi się dokończyć, ponieważ z impetem wkroczyłam w ścianę. Cofnęłam się kilka kroków i rozmasowałam obolałe miejsce.
- Marco! - warknęłam.
- Przepraszam - po tonie jego głosu można było poznać, że ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
- Jeśli zrobiłeś to specjalnie...
- Jesteśmy na miejscu, przerwał mi, ściągając przepaskę z moich oczu.
W pierwszej chwili poraziło mnie światło, od którego zdążyłam odwyknąć. Jednak, gdy przyzwyczaiłam się do jasności, zaczęłam oglądać z zaciekawieniem pomieszczenie. Wszędzie leżały moje ulubione kwiaty, które Marco wręczył mi na pierwszej randce. Ściany zdobiły nasze wspólne zdjęcia oprawione w ramki, zaś na suficie widniał napis "Ti amo Fran"
Poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy radości.
- Jeszcze nigdy nikt nie zrobił czegoś tak wspaniałego dla mnie - przytuliłam się do chłopaka. - Dziękuję.
To wszystko musiało kosztować go tyle pracy... Nie wiem, czym sobie na niego zasłużyłam. Z każdą kolejną chwilą przekonuję się, że mam największy skarb na świecie. Jestem pewna, że nigdy nie pozwolę mi go odebrać.
- Cieszę się, że ci się podoba - posłał mi szeroki uśmiech.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - owinęłam dłonie wokół jego szyi i delikatnie go pocałowałam.
Miłość to najlepsze uczucie na świecie.
- To dopiero początek - powiedział po oderwaniu.
- Rozpieszczasz mnie - zaśmiałam się.
Patrzyłam, jak wyciąga gitarę, siada na łóżku i zaczyna grać utwór "Junto a ti". Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Dokładnie przyglądałam się jego bujnym włosom, świecącym oczom, oraz ustom, które najlepiej całują. Cały czas słuchałam jak zaczarowana melodyjnych słów, wydobywających się z jego gardła.
Ta chwila może się już nigdy nie kończyć.
_________________________
Witajcie, Kochani <3
Mam dla Was bardzo ważną informację ^^
Powoli zbliżamy się do końca tego opowiadania.
Nigdy nie sądziłam, że uda mi się prowadzić blog przez tak długi okres czasu (za 3 miesiące będzie cały rok! ^^ yaay ♥) i napisać tyle rozdziałów.
To wszystko, co osiągnęłam, jest tylko dzięki Wam ♥ Jakbyście nie chcieli czytać tego czegoś, co piszę, zapewne już dawno bym się poddała i odeszła. Dziękuję za to, że dawaliście mi siłę do dalszej pracy ♥
Ale to brzmi trochę, jak pożegnanie, prawda? ;D Na razie nie mam zamiaru odchodzić c: (Tak szybko się mnie nie pozbędziecie xD)
Po zakończeniu tego opowiadania, postaram się wymyślić nową historię i zacząć wszystko od początku :3
Większość pozostanie bez zmian: postaci, pary (prawdopodobnie), narracja.
Jedynie może zmienić się charakter niektórych bohaterów, ale o tym muszę jeszcze pomyśleć :3
Najważniejsze jest to, czy chcecie, abym została dłużej. Jeśli wolicie, żebym odeszła tuż po epilogu, zrozumiem :)
Więc, proszę, napiszcie w komentarzu, co o tym sądzicie :3 Nawet, jeśli będzie to jedno/dwa słowa. Wtedy będę wiedziała, czy chcecie kontynuacji tego bloga :3
Niezależnie od Waszej decyzji, kocham Was ♥
I jeszcze raz dziękuję za wszystko <3