25.12.2015

Chapter 23


Violetta

- Chciałam z tobą porozmawiać, ale nie odbierasz żadnego z moich połączeń, więc zostawię ci tylko tę wiadomość. Dzisiaj wylatuję z Buenos Aires i wątpię, abym kiedykolwiek tutaj wróciła. Żegnaj, Angeles - nacisnęłam przycisk kończenia rozmowy, po czym cisnęłam telefon na dno torebki. Można powiedzieć, że załatwiłam każdą sprawę, włącznie z pożegnaniem. Tym razem musiałam powiedzieć o swoim wyjeździe tylko jednej osobie, gdyż zbyt dobrze wiedziałam, że każdy poza Angie chciałby mnie zatrzymać, a na to nie mogłam pozwolić. Musiałam w końcu się usamodzielnić i przestać niszczyć innym życie tylko po to, abym ja była szczęśliwa. Choć raz role się odwrócą i to ja poświęcę najważniejszą cząstkę mojego istnienia na rzecz innych.
Rzuciłam ostatnie spojrzenie na swój dawny pokój, po czym zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam na dół. Na stole zauważyłam plik kartek, które skłoniły mnie do napisania choć kilku słów do mojego brata. Moment później pochylałam się nad meblem, trzymając w dłoniach długopis i myśląc, jakie słowa powinnam po sobie zostawić.
"Do zobaczenia"? Nie, nie wiem, czy Federico kiedykolwiek będzie chciał mnie jeszcze widzieć.
"Mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi to, co zrobiłam"? Nie, zbytnio brzmi jak cytat żywcem wyciągnięty z komedii romantycznej.
"Kocham cię"?
Nagle przed moimi oczyma przeleciał obraz Leona, który pociesza mnie i jest obok w momencie, którym najbardziej go potrzebowałam. Ponownie poczułam wszystkie uczucia, które wypełniły moje serce, gdy pomógł mi podczas przesłuchania do studio i wszedł razem ze mną na scenę. Albo to dziwne mrowienie w brzuchu za każdym razem, gdy znalazł się blisko mnie.
Szybko pokręciłam głową, chcąc z niej wyrzucić myśli o chłopaku, który nigdy nie będzie mógł być mój przez błędy, które popełniłam. Zanotowałam te dwa, krótkie słowa na kartce, dodałam swoje imię, po czym wyszłam z domu nie oglądając się już więcej.
Wtedy myślałam, że zamykając drzwi od mojego byłego mieszkania, jednocześnie kończę poprzedni rozdział z życia. Zapomniałam jednak o małym, ale dość istotnym fakcie. Nic nie jest w stanie wymazać uczuć, które znajdują się w sercu. Nawet nowy początek.

Leon

Zachowanie Violetty było niepokojące, nawet jak na nią. W momencie, gdy kazała mi wyjść naprawdę nie miałem ochoty zostawiać jej samej, ale zdecydowałem, że powinna dostać chwilę dla siebie, kiedy ja będę mógł znaleźć coś, co poprawi jej nastrój. W końcu, po okołu godzinie, odnalazłem idealne pocieszenie - pluszowego misia o gigantycznych rozmiarach. Po wielu doświadczeniach z dziewczynami zrozumiałem, że to jest najlepsze, co mogą dostać. Nigdy nie zawiodłem w dawaniu prezentów i miałem nadzieję, że i tym razem tak nie będzie.
Rozmiary pluszaka zaczęły sprawiać problemy dopiero wtedy, gdy stanąłem przed moim motorem.
- Niektórzy wożą swoje dziewczyny, a ja będę wiózł misia. To kompletnie normalne - powiedziałem do siebie, próbując uwierzyć w swoje słowa.
Po niekończącej się walce z przypięciem zabawki w końcu mogłem odpalić maszynę i udać się w stronę domu Violetty. Akurat gdy podjechałem pod jej mieszkanie, odjeżdżała stamtąd taksówka. W tamtej chwili kompletnie ją zignorowałem i od razu pobiegłem do środka, ciągnąc za sobą pluszaka. Gdybym wcześniej wiedział, kto siedzi w samochodzie, któremu pozwoliłem odjechać na pewno nie zachowałbym się tak bezmyślnie i postarał się zatrzymać ją na każdy możliwy sposób.
Tuż po przekroczeniu progu poczułem dziwną pustkę, której najpierw nie zrozumiałem. Dopiero gdy znalazłem się w pokoju Violi i zobaczyłem, że większość jej rzeczy zniknęła, skojarzyłem fakty.
Ona nie chciała zostać sama. Wyprosiła mnie tylko po to, aby nikt nie przeszkodził jej w pakowaniu. Pakowaniu na cholerny wyjazd.
Cisnąłem pluszaka na łóżko i w mgnieniu oka wyjąłem telefon z kieszeni. Szanse na to, że odebrałaby telefon były nikłe, ale mimo to musiałem spróbować. Wybrałem jej numer, nie oczekując zadowalających rezultatów, po czym ze zdziwieniem stwierdziłem, że słyszę sygnał.

Violetta

Kiedy zobaczyłam zdjęcie Leona, pojawiające się na wyświetlaczu mojej komórki, po prostu nie potrafiłam odrzucić połączenia. Uniosłam urządzenie do ucha, czekając aż usłyszę jego głos.
- Jeśli zaraz nie zawrócisz tej taksówki, obiecuję ci, znajdę cię choćbyś miała polecieć na drugi koniec świata - starał się, by jego głos brzmiał groźnie, mimo to dało się w nim wyczuć niepokój.
- Leon - dopiero gdy wypowiedziałam jego imię zdałam sobie sprawę z tego, że prawie nie jest w stanie mówić. - Nie mogę - przełknęłam łzy, po czym odsunęłam komórkę z zamiarem zakończenia rozmowy.
- Kocham cię.
Wydawało mi się, jakby cały świat nagle się zatrzymał. W jednej chwili wszystko, w co do tej pory wierzyłam, rozprysło się, tworząc w mojej głowie całkiem nowy obraz, o niebo piękniejszy. Przez chwilę wydawało mi się, że właśnie odnalazłam sens swojego istnienia, że spełniły się moje największe marzenia. A potem przypomniałam sobie, że to wszystko jest niemożliwe, bo właśnie kieruję się w stronę lotniska i mam zamiar zostawić Buenos Aires raz na zawsze.
- Dlaczego to utrudniasz? - spytałam, nie próbując już dłużej powstrzymywać łez.
- Nie rozumiem.
- Nie rozumiesz?! - prawie krzyknęłam. - Nie chcę tego. Nie chcę tych wszystkich pięknych uczuć, którymi mnie darzysz. Nie, powiem to inaczej - zrobiłam chwilę przerwy. - Nie mogę ich przyjąć, bo na nie nie zasługuję. Zraniłam zbyt wielu ludzi, których kochałam. Uwierz mi, nie chcę robić tego samego tobie.
- Wydaje mi się, że to ty niczego nie rozumiesz - ton jego głosu stał się ostrzejszy. - Nie możesz mnie zranić mocniej, niż uciekając właśnie teraz, kiedy wszystko stało się jasne. Kiedy oboje wiemy, co nas łączy.
- Chwila. Ja nie powiedziałam, że cię kocham, okay?
- Jakby tak nie było, nie odebrałabyś telefonu. Zignorowałabyś mnie.
W ciągu naszej krótkiej rozmowy już kolejny raz straciłam umiejętność oddychania. Nie miałam pojęcia, jak on to robił. Jak udawało mu się przejrzeć mnie na wylot, zrozumieć te części mnie, których nawet sama nie rozumiałam.
A co gorsza. Dlaczego okazał tę umiejętność dopiero teraz. Kiedy jest już za późno.
Niespodziewanie wszystkie wspomnienia związane z Leonem znów pojawiły się w mojej głowie. Przecież on od samego początku potrafił mnie zrozumieć. To ja byłam tą, która nie umiała, albo bała się to dojrzeć. On ciągle był gotowy, to ja miałam zamknięte oczy.
- Jeśli naprawdę mnie kochasz, pozwól mi odejść - ledwo wypowiedziałam te słowa. Wiedziałam, że łamią one serce zarówno mnie, jak i jemu. Ale to było jedyne wyjście.
______________________________________
Wesołych świąt, Kochani!
W tym rozdziale trochę ujawniłam mój sadyzm i poznęcałam się na bohaterami. Ogólnie nie mam pojęcia, czy to wszystko trzyma się kupy, bo nie pisałam przez długi czas i wydaje mi się, że mój styl pogorszył się o 1000%.
Uprzedzając Wasze możliwe pytanie - nie, to nie jest ostatni rozdział. Aż taką sadystką to nie jestem.
Za następny Chapter wezmę się dosłownie na chwilę, bo, znając moje tempo pisania, trochę może mi to zając.
Wiem, że wyszło tragicznie krótko, ale nie chciałam dodawać tutaj nic więcej.
Btw. pisało mi się to mega przyjemnie, aż sama się zdziwiłam. xx
Do zobaczenia w Chapter 24.
Stay tuned! ♥