5.05.2016

Chapter 24

Ludmila

Nagroda za bycie największą idiotką świata wędruje prosto w moje ręce, gratulacje. W moim życiu spotkało mnie naprawdę wiele żenujących sytuacji, ale nic nie będzie w stanie przebić tego, że właśnie powiedziałam Federico, że go kocham. Dlaczego akurat tym razem nie potrafiłam ugryźć się w język i po prostu zamknąć mu drzwi przed nosem? Ach, przepraszam, przecież właśnie tak zrobiłam. Szkoda tylko, że w złej kolejności.
Nagle usłyszałam pukanie, które spowodowało przyspieszenie mojego serca.
Wstrzymałam oddech i zacisnęłam powieki, myśląc, że to pomoże mi zapaść się pod ziemię. Gdy powoli otworzyłam oczy, z niezadowoleniem stwierdziłam, że wciąż znajduję się w tym samym miejscu i ciągle powinnam uchylić drzwi nieznajomemu, który zapewne okaże się Federico.
Co ja mam teraz zrobić?
Gwałtownie nacisnęłam klamkę, po czym otworzyłam drzwi i zaczęłam wykrzykiwać słowa bez większego namysłu, nawet nie racząc spojrzeć na osobę, która stała po drugiej stronie.
- Wiesz co? Wcale cię nie kocham - mój głos był zbytnio piskliwy, aż dziwiłam się, że bębenki Fede jeszcze nie pękły. - Albo kocham. Ale nie tak, jak chłopaka, tylko jak zwierzę, rozumiesz? Jak uroczego pieska, którego dostajesz na święta, a potem przestajesz się nim zajmować, bo ci się znudził. I ty właśnie jesteś takim pie-
Urwałam, kiedy w końcu spojrzałam na osobę, która miała być Federico, ale niestety nim nie była.
Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawię, że powinien powstać Nobel za przeżycie największej ilości żenujących sytuacji w ciągu jednego dnia. Albo raczej jednej godziny. Wygrałabym bezkonkurencyjnie.
- Ja ciebie raczej też nie kocham - odparł niepewnie podstarzały mężczyzna. - Następnym razem chyba zostawię listy w skrzynce - powiedział, powoli się wycofując.
- To bardzo dobry pomysł - odparłam. - Genialny wręcz.
Trzasnęłam drzwiami, po czym szybko wbiegłam do swojego pokoju, decydując, że nigdzie nie będę wychodzić do końca tego dnia. Albo mojego marnego życia.
- Chyba nie byłaś w typie tego faceta.
Podskoczyłam na dźwięk ironicznego głosu mojego najlepszego przyjaciela.
- Wydaje mi się, że nie masz o tym pojęcia, ale istnieje coś takiego jak drzwi - odpowiedziałam mu w takim samym tonie.
Diego przerzucił drugą nogę przez okno, kompletnie ignorując moją uwagę.
- Czym ten biedny listonosz zasłużył sobie na nazwanie go "pieskiem, którego kochasz"? - zagryzł wargi, by nie prychnąć śmiechem. - Wcale się nie zdziwię, jak przez ciebie zrezygnuje z tej pracy.
- Nie umiesz obejść się bez swoich irytujących uwag, prawda? - rzuciłam mu spojrzenie pełne nienawiści.
Na twarzy Hiszpana pojawił się szeroki uśmiech, dający mi jasno do zrozumienia, że odpowiedź brzmi "nie". Dosłownie sekundę później kąciki jego ust opadły, dając mi do zrozumienia, że szykuje się poważna rozmowa.
- Słyszałem też twoją wymianę zdań z Federico.
- Nie chciałam pytać, żeby nie wprowadzać cię w niezręczną sytuację, ale czy ty mnie nie szpiegujesz? - uniosłam jedną brew. - Wiesz co jest najdziwniejsze? - starałam się odwieźć temat rozmowy na inne tory, by tylko nie mówić o tym, że niechcący wyjawiłam moje uczucia Pasquarelli'emu. - Nie miałam pojęcia, że mnie podsłuchujesz. Załóż jakąś firmę szpiegowską, serio. Mam nawet pomysł na nazwę! "Diego" - pokiwałam głową, zadowolona ze swojej kreatywności.
- Lu, nawet nie próbuj tej sztuczki. Mam ci coś ważnego do powiedzenia w związku z tym idiotą, w którym z niewiadomych przyczyn się zakochałaś. On chyba też coś do ciebie czuje.

Leon

Kiedy usłyszałem głuchy dźwięk kończenia rozmowy miałem ochotę roztrzaskać telefon o ścianę. Na szczęście w ostatniej chwili się opamiętałem, gdyż zdałem sobie sprawę, że to moja jedyna deska ratunku. Szybko połączyłem się z internetem i wyszukałem najbliższego lotniska od miejsca mojej dotychczasowej lokalizacji. Dosłownie kilka sekund później znalazłem trzy zadowalające mnie wyniki. Wiedziałem, że Violetta mogła wybrać jedno z dalszych lotnisk, ale na pewno nie byłaby tak zdeterminowana, by jechać na nie kilka godzin.
Nie mogłem sam pojechać w trzy miejsca, więc napisałem krótką wiadomość do Fran i Maxiego.
Violetta chce wyjechać z kraju, potrzebuję waszej pomocy. Pojedźcie pod adres, który wyślę w następnym sms-sie i spróbujcie ją znaleźć. Proszę, pospieszcie się.
Leon.
Każdy z nich otrzymał jeden z bliższych adresów, a sobie zostawiłem ten, do którego droga trwała około półtorej godziny. Wiedziałem, że liczy się każda minuta, więc momentalnie znalazłem się na swoim motorze i skierowałem się w stronę mojego domu. Musiałem szybko zmienić pojazd na samochód i wyruszyć w drogę.
Gdy znalazłem się na ulicy i zacząłem jechać ku swojemu celowi, pomyślałem, że Federico też powinien wiedzieć o Violettcie. Jakbym był na jego miejscu zatrzymałbym swoją siostrę przed wylotem za wszelką cenę. Nawet gdyby postąpiła tak, jak ona.
Po kilku sygnałach usłyszałem głos mojego przyjaciela, który wydawał się trochę nieobecny.
- Stary, muszę powiedzieć ci coś ważnego o Violi - zacząłem.
- Nie, Leon. Nie chcę o niej słyszeć - odparł zdecydowanie. - Jeśli tylko po to dzwonisz, to przykro mi, ale muszę kończyć.
- Ona chce wyjechać z Buenos Aires.
W słuchawce zapanowała cisza, ale byłem pewien reakcji Federico. Oczami wyobraźni widziałem, jak staje w bezruchu z szeroko otwartymi ustami i oczyma wyrażającymi zwątpienie przeplatane z głębokim niedowierzaniem.
- To twój dziwny sposób na to, abym jej wszystko wybaczył, tak? - w jego głosie dało się wyczuć nadzieję.
- Niestety nie i wydaje mi się, że jesteś potrzebny.

_________________________
Napisałam to w grudniu (?), a dopiero teraz publikuję. Idek czy ktokolwiek to przeczyta but whatever.
To nie jest ostatni rozdział, a przynajmniej nie powinien być. Jeśli uda mi się coś napisać, to dodam :)