26.12.2014

Rozdział 68 - Nikt nie jest w stanie mi pomóc

Violetta

Wbiegłam do szpitala i od razu podążyłam w stronę sali, w której leżał Leon. Chciałam zobaczyć go najszybciej, jak to było możliwe. Musiałam zdać sobie sprawę z tego, jak ciężkie obrażenia poniósł.
Mimo, że Fran i reszta mówili mi, że nie jest z nim dobrze, nie mogłam nie zobaczyć tego na własne oczy. Inaczej nigdy bym w to nie uwierzyła.
Przez całą, jakże krótką, drogę do jego sali łudziłam się, że to tylko koszmar. Błagałam w myślach, bym wreszcie się wybudziła. Abym wróciła do tamtych dni. Dni, w których byliśmy razem szczęśliwi.
Jednak, gdy stanęłam przed szybą i ujrzałam nieprzytomnego Leona, leżącego w białym pomieszczeniu, cała nadzieja uszła ze mnie w jednej chwili. Poczułam, jak pod moimi powiekami ponownie zbierają się łzy. Osunęłam się po ścianie i schowałam twarz w dłonie.
Płakałam tak, jak jeszcze nigdy. Z bólu, bezsilności i smutku. Żałowałam wszystkiego, co do tej pory zrobiłam. Każdej, pojedynczej czynności. Nawet tego, że wolałam siedzieć i rozczulać się nad sobą, zamiast pójść do niego i postarać się wyjaśnić mu całą sprawę. To co, jakby mnie nie posłuchał? Chociaż bym próbowała.
Czułam, jak przeszywający ból niszczy moje serce. Najgorsze, że jedyna osoba, która mogła cokolwiek na to zaradzić leżała nieprzytomna.
- Violu.. - usłyszałam głos Camili.
Z trudem uniosłam głowę i spojrzałam na przyjaciółkę zaczerwienionymi oczyma. Jednak moment później z powrotem ją opuściłam.
W tej chwili nie potrzebuję niczyjej litości. Nie chcę wysłuchiwać tych wszystkich kłamstw typu "będzie dobrze". Nie jest i nie będzie, zdaję sobie z tego sprawę. Zawsze jest coś, co stanie na przeszkodzie szczęściu. Nigdy nie mogę być w pełni radosna.
Jedyne, czego teraz potrzebuję, to obecność Leona. Tak bardzo pragnę, aby wstał, podszedł do mnie i mnie przytulił. By mogło być tak, jak dawniej. Abyśmy zapomnieli o wszystkich złych chwilach, które przeżyliśmy i pamiętali jedynie o tych dobrych. Przecież było ich tak wiele. Spędziliśmy razem miliony cudownych minut.
Ale nie będę robiła sobie złudnych nadziei. Wiem, że już nigdy nie wrócimy do tamtych dni. Leon nie chce mnie znać. Raniłam go tyle razy, mimo to on wciąż chciał ze mną być. W końcu zrozumiał, że nigdy nie zazna ze mną prawdziwego szczęścia.
Teraz proszę tylko o to, aby się wybudził. By mógł żyć i aby ten wypadek nie odbił się na jego zdrowiu. Chcę, żeby po pewnym czasie wrócił no normalnego funkcjonowania. Proszę, niech chociaż to się spełni...
- Violetta, chcesz, żebyśmy z tobą zostali? Czy wolisz pobyć sama? - spytała Francesca.
- Chcę być sama - odparłam cicho.
Włoszka nic nie odpowiedziała, tylko przykucnęła i mocno mnie do siebie przytuliła.
Wtedy nawet to nie pomogło. Mimo, że to moja najlepsza przyjaciółka, nie mogła nic zaradzić na moje samopoczucie. Nikt nie jest w stanie mi teraz pomóc...

Francesca

To najgorsze uczucie na świecie, gdy widzisz, że ktoś bliski twojemu sercu jest na skraju rozpaczy, a ty nie możesz nic na to zaradzić. Bezsilność jest cholernie irytująca.
Jakbym mogła zrobić cokolwiek, by poprawić nastrój Violettcie, dołożyłabym do tego wszelkich starań.
Jedyną czynnością, jaką mogę wykonać jest przebywanie z nią i okazywanie, że nie jest sama. Kiedyś to wystarczyło, by poczuła się lepiej, ale w tej sytuacji nawet moja obecność na nic się nie zda.
Dlaczego Leon musiał mieć wypadek? Czemu akurat teraz?
Co gorsza, lekarze nie wiedzą kiedy się wybudzi. Jeśli w ogóle...
Mogłoby wydawać się, że to nic wielkiego, bezbolesny upadek na motorze. Jednak w rzeczywistości jest całkowicie inaczej. Verdas doznał silnych urazów wewnętrznych.
Martwię się o niego. Tak bardzo chciałabym, żeby był teraz przy nas. Brakuje mi jego obecności, śmiechu, idiotycznych żartów.
Przyznaję, nie raz powiedziałam mu, że go nienawidzę. Jednak nigdy nie mówiłam tego szczerze.
- Fran.. - poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
Uniosłam głowę i ujrzałam mojego chłopaka. Na jego widok delikatnie się uśmiechnęłam.
- Nie chcę, żebyś tak bardzo się wszystkim zamartwiała. Nie możesz brać każdej rzeczy na siebie. Powinnaś trochę odpocząć - spojrzał na mnie z troską.
- Wiem.. - opuściłam głowę. - Ale nie potrafię. Zarówno Leon, jak i Violetta wiele dla mnie znaczą. Chcę dla nich jak najlepiej. Naprawdę wiele dałabym za to, by mogli być szczęśliwi, jak my.
- Pewnego dnia na pewno będą - objął mnie. - Prawdziwa miłość zawsze znajdzie sposób, by móc istnieć.
- Jesteś uroczy - szepnęłam, wtulając się w jego tors.
Przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej i zaczęłam wsłuchiwać się w rytm jego serca. Nie wiem, co zrobiłabym, jakby Marco był teraz na miejscu Leona. Jestem pewna, że byłabym jeszcze bardziej zrozpaczona, niż Violetta. Nie potrafiłabym wytrzymać nawet minuty bez mojego chłopaka. Zbyt mocno go potrzebuję. Nie poradziłabym sobie bez niego. Jakby nie on, już dawno zrezygnowałabym z wielu ważnych dla mnie rzeczy.

Naty


Rozumiem, że Violetta bardzo teraz cierpi, ale to nie znaczy, że wszystko musi kręcić się wokół niej. Zaczyna mnie to denerwować. Każdy zostawił swoje życie, aby przyjść do niej i jej pomóc. Nawet Maxi… Byliśmy na randce, kiedy dowiedział się, co się stało. Wtedy wszystko porzucił i pobiegł do niej, nie zwracając na mnie jakiejkolwiek uwagi. To chyba pewne, jak się wtedy czułam. Miałam mu za złe to, że wybrał Violettę. Jeszcze wtedy myślałam, że to ja jestem dla niego najważniejsza, ale teraz szczerze w to wątpię.
Wiem, że wypadek Leona musiał nim wstrząsnąć. Tak samo, jak resztą. Verdas jest przyjacielem każdego z nas i martwimy się o niego. Ale ja dobrze wiem, że Maxi nie zareagował tak szybko przez Leona. On od razu pomyślał o Violettcie. Chciał jak najszybciej się obok niej znaleźć, by móc ją pocieszyć. To był jedyny powód.
To nie tak, że jestem zazdrosna. Wiem, że mój chłopak nic nie czuje do Castillo. Jedyna więź, jaka ich łączy to przyjaźń. Mimo to zabolało mnie, gdy bez chwili wahania pobiegł do niej, a mnie zostawił bez słowa wyjaśnienia.
- Natalia, jesteś tutaj? – Ludmila pomachała mi dłonią przed oczyma.
- T-tak. Przepraszam, zamyśliłam się. Coś mówiłaś?
- Od dziesięciu minut chcę dowiedzieć się, czy pójdziesz ze mną do domu Leona, żeby trochę tam posprzątać.
- Oh. Jasne – wymusiłam uśmiech.
Jeśli mam być szczera, nie miałam ochoty nigdzie z nikim iść. Wolałam wrócić do domu i zaszyć się w swoim pokoju. Jednak wiedziałam, że samotność i oddalanie się od innych nie rozwiążą problemów. Jeśli chcę, by życie poszło na przód, nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać na cud.
- Świetnie – klasnęła w dłonie. – Idziemy teraz, czy najpierw chcesz zajść do swojego domu?
- Teraz.
Im szybciej to zrobimy, tym wcześniej będę mogła porozmawiać z Maxim. Muszę powiedzieć mu wszystko, co leży mi na sercu. Przecież nie będzie wiedział, co czuję, jeśli sama go o tym nie poinformuję. Nie potrafi czytać w myślach. Nikt jeszcze nie posiadł tej umiejętności.
Nie rozumiem osób, które przestają odzywać się do innych i nie chcą podać powodu drugiej osobie. To najidiotyczniejsze zachowanie, z jakim się spotkałam. Ludzie nie są wszechwiedzący. Jeśli chcemy, by inni o czymś wiedzieli, musimy im o tym powiedzieć. Nie ma innego wyjścia.

Federico



Współczuję Leonowi z całego serca. Cholera, miał pecha. Jednak w takich sytuacjach można zobaczyć, ile naprawdę znaczy się dla innych. Widać, że wszyscy przejęli się losem Verdas’a. Nie zabrakło nikogo z nas. Każdy przyjechał, by móc chociaż na niego popatrzeć. To nic, że on nawet nie będzie wiedział, że tu byliśmy. Jak tylko się obudzi, o wszystkim się dowie. Jestem pewien, że Violetta opowie mu z najdrobniejszymi szczegółami każdą minutę, której nie mógł przeżyć razem z nami.
Nie życzę Leonowi źle, ale mam nadzieję, że część jego pamięci została wymazana. Fragment, w którym zobaczył to nagranie i odszedł od Violetty oraz wszystko, co działo się potem. Wtedy jego życie stałoby się łatwiejsze. Nie musiałby więcej cierpieć.
Nie wiem, dlaczego wydaje mu się, że jeśli oddali się od Violetty, wszystko się naprawi. Jakim idiotą trzeba być, by z własnej woli opuszczać osobę, którą się kocha? To niemożliwe, by być szczęśliwym bez tego kogoś. Tylko człowiek, który był w stanie skraść nasze serce, może wywołać na naszej twarzy szczery uśmiech. Mimo, że Leon uważa, że Violetta jest przyczyną jego problemów, w głębi serca wie, że nie może bez niej żyć.
Znam go wystarczająco długo, by wiedzieć, kiedy ma ochotę wyrwać się z ponurej rzeczywistości i przenieść się w całkiem inny świat. Nie jest tak dobrym aktorem, jak mu się wydaje i nie potrafi ukrywać uczuć.
- Kochanie, idziesz z nami do domu Leona? – podeszła do mnie Ludmila i owinęła dłonie wokół mojej szyi.
- Z tobą zawsze – uśmiechnąłem się. – Będziemy sami? – uniosłem zadziornie brew.
- Na szczęście nie – przekręciła oczyma. – Naty idzie z nami.
- Nie martw się, nie będę przeszkadzać – brunetka mrugnęła do mnie. – Jeśli chcesz, mogę „przez przypadek” zatrzasnąć ciebie i Lu w jednym z pokoi – dodała ciszej.
- Po czyjej stronie jesteś?! – pisnęła blondynka.
Spojrzałem uśmiechnięty na Ludmilę. Wyglądała słodko, gdy się rumieniła. Cały czas jest urocza, ale teraz przebiła samą siebie.
- Popełniłam błąd, prosząc cię o pomoc – burknęła Ferro, krzyżując ręce na piersi.
- Nie denerwuj się, słonko – szepnąłem jej do ucha.
Przybliżyłem swoje usta do jej, a chwilę potem złączyłem je w pocałunku.
Za każdym razem, gdy to robię upewniam się, że dobrze zrobiłem, oświadczając jej się. Zawsze cieszę się, że tamtego dnia postanowiłem dać jej szansę i umówiłem się z nią. Nigdy nie pożałuję tych decyzji.
- Na pewno chcecie, żebym z wami szła? – odezwała się Naty.
- Tak – odparła pewnym głosem Ludmila, odrywając się ode mnie.
- A już liczyłem na coś więcej… - udałem smutnego.
- Fede! – blondynka uderzyła mnie w ramię.
- Żartuję – zaśmiałem się i uniosłem dłonie w obronnym geście.

__________________
Baardzo Was przepraszam za to, że rozdział nie ukazywał się tak długo T^T Zawaliłam na całej linii. Wybaczycie mi po raz kolejny? :<
By the way, jak  widzicie, w końcu mam nowy szablon ^^ Wszystko załatwiła Wercia, której dziękuję <3

Korzystając z okazji chciałabym życzyć Wam Wesołych Świąt <3 (trochę spóźnione xD ) i szczęśliwego Nowego Roku :3 (jestem słaba w życzeniach, więc nie napiszę nic więcej >o< )
Kocham Was wszystkich i dziękuję za to, że chcecie czytać to coś, co tworzę <3

22.11.2014

Rozdział 67 - Wyrył w moim sercu swoje imię

Violetta

Wbiegłam do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi. Od razu rzuciłam się na łózko i pozwoliłam, by łzy spływały po moim policzkach.
Już nic mnie nie obchodziło. Przecież i tak jestem dla innych nikim...
Nie raz zastanawiałam się, po co tutaj jestem. Jedynie przeze mnie cierpią osoby, na których tak bardzo mi zależy. Podstawowa przyczyna ich problemów to ja. Nic innego.
Przycisnęłam dłonie do twarzy.
Rozumiem to, że skrzywdziłam Lena. Zdaję sobie sprawę z tego, że mnie nienawidzi. Mimo to jedna, malutka cząstka mnie wciąż wierzy wierzyła w to, że dalej mnie kocha.
Jednak po tym, co usłyszałam, nie zostało we mnie ani krzty nadziei.
Jestem pewna tego, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Pragnie, abym zniknęła z jego życia.
Może tak byłoby lepiej?
W końcu mógłby znaleźć radość.
Gdy kochasz kogoś, pozwól mu być szczęśliwym.
Nie chcę, aby o mnie zapominał, ale dzięki temu będzie mu łatwiej. Prawda?
Podniosłam się z łóżka i przetarłam oczy.
Koniec z rozczulaniem się nad sobą. Trzeba żyć dalej. Nawet, jeśli nie ma się na to siły.
Ja i Leon to zamknięty rozdział. Czas na gorsze nowe życie.
Przecież można normalnie funkcjonować bez jednej osoby. To nic, że akurat ten człowiek był dla ciebie najważniejszy. Wszystko jest możliwe. Jeśli będę wystarczająco się starać, kiedyś przyzwyczaję się do tego, że już nigdy więcej nie przytulę Leona.
Albo nigdy do tego nie przywyknę?
Wyrył w moim sercu swoje imię. Już na zawsze. Nie mogę tego zamazać. Nie potrafię pozbyć się nazwiska "Verdas" z siebie.

Leon

Już nic mi nie pomoże. Nigdy nie zapomnę o Violettcie. Nieważne, co zrobię, ani jak bardzo tego będę chciał, ona wciąż pozostanie w mojej głowie.
A może jednak jest wyjście.. Motocross! Nie jeździłem od tak dawna. Przestałem to robić po tym, jak Violetta zobaczyła moje zdjęcie z Larą w gazecie. Wtedy postanowiłem, że skończę z motorami. Nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego, bo przypominały mi o tym, jak bardzo musiała cierpieć brunetka..
Jednak teraz mało mnie to interesuje. Chcę zapomnieć. Chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości i oddać się czemuś, co kocham.
Odłożyłem gitarę na bok i udałem się do wyjścia. Droga na tor zajęła mi niewiele czasu.
Rozejrzałem się dookoła i poczułem dziwne ukucie w sercu. W tej chwili żałowałem tego, że zrezygnowałem z mojej pasji.
Niestety, nie da się cofnąć czasu. Musze brać odpowiedzialność za swoje decyzje.
- Leon! Jak dawno cię tutaj nie widziałam - usłyszałem znajomy głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem Larę.
- Nie miałem czasu, żeby przyjść - wymusiłem uśmiech. - Masz dla mnie jakiś motor? - uniosłem brew.
- Jasne - mrugnęła do mnie. - Za moment go przyprowadzę.
Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem, a następnie udałem się do przebieralni. Szybko zmieniłem strój i z powrotem poszedłem na tor. Maszyna już na mnie czekała.
Wsiadłem na pojazd i nacisnąłem gaz.
Znowu poczułem wolność.
Wydawało mi się, że mogę wszystko.
Mijałem kolejne metry z zawrotną szybkością. Jeszcze nigdy nie poruszałem się tak szybko.
Chciałem uciec. Od przeszłości. Od Violetty. Od miłości, którą wciąż ją darzę.
W końcu na liczniku pojawiła się najwyższa możliwa prędkość. Widziałem, jak pokazują mi, abym zwolnił, jednak nie chciałem tego robić. Pragnąłem uwolnić się od rzeczywistości.
W pewnej chwili wjechałem w coś znajdującego się na torze i straciłem kontrolę nad pojazdem. Starałem się zahamować, jednak nie mogłem.
Czułem, jak szybko bije mi serce. Bałem się? 
Wreszcie motor gwałtownie się zatrzymał. Opadłem na ziemię, a tuż za mną maszyna.
Czułem przenikający ból w klatce piersiowej. Z trudem oddychałem.
Obraz zaczął zanikać. Jedyne, co widziałem, to ciemność.
Czy to już czas? Tak skończę?
Jeśli tak, proszę, niech Violetta dowie się, że tak naprawdę nigdy nie przestałem jej kochać...

Ludmila

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak źle postąpiłam w stosunku do Federico. On chciał jedynie umilić mi czas w dniu naszej rocznicy, a ja zwyczajnie go zignorowałam. Tak, jak dawna Ludmila...
Ale już nie jestem tą osobą. Teraz potrafię przyznać się do błędu. Umiem powiedzieć "przepraszam".
Nie mogę stawiać nikogo innego na pierwszym miejscu. On jest moim narzeczonym, muszę poświęcać mu więcej czasu.
Wyciągnęłam komórkę i napisałam krótką wiadomość do Włocha.
Przepraszam za wcześniej. Dalej masz ochotę na wspólne spędzenie czasu? :) Kocham Cię <3
Chwilę potem w sali pojawił się Federico. Na moją twarz momentalnie wstąpił szeroki uśmiech.
Podeszłam do chłopaka i owinęłam dłonie wokół jego szyi.
- Już się nie gniewasz? - spytałam.
- Jeśli pokażesz, jak bardzo mnie kochasz, może ci wybaczę - uniósł kąciki ust.
Nie musiał wyjaśniać mi, o co chodzi. Podniosłam się na palce i musnęłam jego wargi.
- Tak krótko? - spojrzał na mnie zawiedziony.
- Jesteśmy w szkole - skarciłam go wzrokiem. - Jakby Gregorio nas zobaczył, nie byłoby zbyt wesoło.
- Niech będzie - przekręcił oczyma. - Ale w domu pokażesz na co cię stać - poruszył zabawnie brwiami.
- Nienawidzę cię - zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
Cieszę się, że mój narzeczony nie potrafi długo być obrażony. Dzięki temu nie stracimy czasu, który moglibyśmy poświęcić na przebywanie razem.
Jeśli mam być szczera, nie wiem czym sobie na niego zasłużyłam. Przecież przez całe życie byłam okrutna. Czerpałam przyjemność z cierpienia innych. Pragnęłam smutku i łez niewinnych osób.
Jednak on mnie zmienił. Sprawił, że zaczęłam widzieć we wszystkim coś dobrego. Nauczył mnie kochać. Pokazał mi, czym jest prawdziwe szczęście. Odmienił mnie...
Nie chcę nawet myśleć o tym, co by się stało, gdybym go nie poznała.
Ciekawe, czy dalej byłabym tak okropną osobą, jak kiedyś...
Zapewne tak.
Dlatego do końca moich dni będę dziękować za to, że dane mi było spotkać Federico.
Tylko dzięki niemu mam przyjaciół. Wszystko, co dzisiaj posiadam jest zasługą przystojnego Włocha.

Francesca

Dyskretnie zajrzałam do pokoju nauczycielskiego, by upewnić się, że pomieszczenie jest puste.
Wkroczyłam do środka i stanęłam przy panelu zarządzającym monitoring.
- Nikt nie idzie? - szepnęłam w stronę drzwi.
- Nie - usłyszałam głos Marco.
Pokiwałam głową i przystąpiłam do przeszukiwania nagrań.
W końcu udało mi się odnaleźć odpowiednią płytę. Włożyłam ją do odtwarzacza i nacisnęłam przycisk "play".
Za moment wszystko się wyda. Krzywdzący stanie się ofiarą.
Wolałabym nie być na miejscu osoby, która to zrobiła. Potrafię być okrutna. Zwłaszcza dla tych, którzy są powodem cierpienia moich przyjaciół.
Nagranie zaczęło się odtwarzać, kiedy na środku ekranu wyskoczył napis "Oczyszczona zawartość".
- Cholera! - syknęłam.
Jednak mierzę się z groźniejszym przeciwnikiem. Myślałam, że wszystko dobrze pójdzie, jednak nie będzie tak łatwo, jak mi się wydawało.
Mimo to, nie poddam się. Zawsze osiągam cel. Nieważne, jak wiele będę musiała poświęcić, by mi się udało. Zrobię wszystko.
- Co się stało? - do pomieszczenia zajrzał Marco.
- Ktoś usunął nagranie - warknęłam wściekła.
Chłopak nic nie powiedział, jedynie podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
W jednej chwili cała złość ustąpiła i zamieniła się w szczęście.
Poczułam, jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele.
- Nie przejmuj się. Na pewno dowiesz się, kto za tym wszystkim stoi - ucałował mnie w czoło.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego z uśmiechem.
Dlatego go kocham. Zawsze potrafi podnieść mnie na duchu. Za każdym razem jest po mojej stronie. Nigdy mnie nie opuści i dobrze o tym wiem. Nawet, jeśli wymyślę coś idiotycznego, on będzie we mnie wierzył.
- Dziękuję - wtuliłam się w jego tors.
- Za co? - zaśmiał się.
- Za to, że ciągle przy mnie jesteś - musnęłam jego wargi.
Nagle do pokoju wbiegła Camila. Gwałtownie odskoczyłam od Marco i rzuciłam jej mordercze spojrzenie.
- Jak zwykle w idealnym momencie - syknęłam.
- Potem mnie będziesz obrażać - odparła wymijająco. - Leon miał wypadek - powiedziała z przerażeniem w oczach.

Violetta

Ja i Leon coraz bardziej się od siebie oddalamy. Teraz nawet nie mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Staliśmy się dla siebie całkiem obcymi osobami...
Chciałabym móc cofnąć czas, by naprawić moje wszystkie błędy. Niestety, wiem, że to niemożliwe..
Tak bardzo pragnę móc się do niego przytulić, znów poczuć zapach jego perfum, ponownie przeczesać rękoma jego włosy.
Jednak to wszystko należy do przeszłości. Już nigdy nie będę mogła tego zrobić.
Teraz muszę o nim zapomnieć. Dobrze wiem, że on mnie nienawidzi, więc nie ma szans na "nas".
Wcale mu się nie dziwię. Zachowałam się idiotycznie. 
Chciałabym móc go przeprosić. Powiedzieć, jak bardzo go kocham. Pokazać mu to...
Ale nie mogę.
Czas się z tym pogodzić.
Zamknęłam pamiętnik i opadłam na łóżko. Chwilę potem usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Sięgnęłam po urządzenie i nacisnęłam klawisz odbierania rozmowy.
- Vilu? - odezwała się Camila.
- Tak. Coś się stało? - spytałam beznamiętnie.
- Jedziesz z nami do szpitala?
Moje serce momentalnie przyspieszyło tempo.
- D-do kogo?
Mimo, że starałam się nie okazywać po sobie strachu, nie potrafiłam. Słyszałam, jak drży mi głos. Czułam, jak szybko pulsuje mi klatka piersiowa.
- Do Leona. Miał wypadek na motorze - szepnęła.
Komórka wypadła mi z ręki i roztrzaskała się o podłogę.
Nie chciałam uwierzyć w to, co usłyszałam. To nie mogła być prawda.
Czułam uciskający ból w sercu. Jakby coś wypalało mnie od środka.
Gwałtownie zerwałam się z miejsca i wybiegłam na dwór. Podążałam w stronę studio. Chciałam dotrzeć tam najszybciej, jak mogłam.
Nie zważałam na nic. To nic, że z moich oczu wciąż płyną łzy. Nie obchodzi mnie to, że ludzie patrzą na mnie, jak na wariatkę. Teraz liczy się tylko Leon. Nikt więcej.
Przekroczyłam próg szkoły i rozejrzałam się wokół. Chwilę potem znalazła się przy mnie Camila z Francescą.
- Violu, nie przejmuj się, to nie może być nic poważnego - starała się mnie uspokoić.
- Jak mogę się nie przejmować?! Camila, czy ty siebie słyszysz?! - krzyknęłam. - Miłość mojego życia leży w szpitalu, a ja mam nic z tym nie zrobić?! J-ja nie wybaczę sobie, jak coś mu się stanie..
Nie mogłam nic więcej wydusić. Płacz pozbawił mnie możliwości mówienia.
Jedyne, do czego byłam zdolna, to wylewanie łez z moich oczu.
- Chcesz do niego pojechać? - spytała Francesca.
Uniosłam głowę i spojrzałam na nią prosząco.
Nie musiałam wypowiadać ani jednego słowa więcej, by zrozumiała.
Dobrze wiedziała, że chcę przy nim być.
_____________________________
Witajcie <3
Jakoś dałam radę napisać :3
Trochę przyspieszyłam akcję, bo wypadek Leona miał być dopiero za 2-3 rozdziały, ale wtedy nie miałabym pomysłu na ten i następny ;-;
Możecie być pewni tego, że Go nie zabiję :3 (jestem zbyt słaba, żeby uśmiercać swoich bohaterów xD)
Mam nadzieję, że chociaż odrobinę Wam się podobało <3
Bo mi niezbyt, ale to tylko szczegół xD

1.11.2014

Rozdział 66 - Chciałabym w to wierzyć...

 Violetta

Stanęłam przed drzwiami do domu Angeles. Zacisnęłam rękę na walizce i kilkakrotnie zapukałam. Po chwili moim oczom ukazała się kobieta, która spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Co tutaj robisz? - spytała zatroskana.
- Nie mam gdzie mieszkać. Mogę się do ciebie przeprowadzić? - opuściłam głowę.
- Słucham? Leon cię wyrzucił?! - uniosła głos.
- Nie - pokręciłam głową. - Sama odeszłam. Tak będzie lepiej dla nas obojgu.
Chciałabym w to wierzyć...
Wiem, że nie było innego wyjścia. Gdybyśmy musieli codziennie się mijać, nie dalibyśmy rady zapomnieć o sobie nawzajem. Wystarczy, że chodzimy do tej samej szkoły.
Ze studio nie zrezygnuję. Nie jestem w stanie poświęcić aż tyle. Muzyka zbyt wiele dla mnie znaczy. Gdybym nie mogła śpiewać, straciłabym wszystko.
Spojrzałam na ciocię oczami przepełnionymi łzami. Teraz nie musiałam się powstrzymywać. Przy niej mogę pokazać moje prawdziwe uczucia. Mam szansę na bycie sobą.
- Chodź do mnie, kochanie - rozszerzyła ręce.
Nie czekając ani chwili, wtuliłam się w kobietę. Wtedy poczułam coś, czego najbardziej potrzebowałam. Ciepła bijącego od drugiej osoby
Co zrobiłabym, gdyby nie ona? Zapewne straciłabym nadzieję na to, że kiedykolwiek będę mogła się uśmiechnąć. Zrezygnowałabym z marzeń. Pogrążyłabym się w smutku...
- Powiesz mi, co się stało? - odezwała się po kilku minutach.
- Leon zobaczył nagranie, na którym całuję się z Diego - pociągnęłam nosem.
Angie oddaliła mnie na długość ramion i otworzyła szeroko oczy.
Nie musiała nic mówić, bym wiedziała, o co jej chodzi. Nawet ona we mnie zwątpiła?
- Nie, nie zrobiłam tego. Nie miałam pojęcia, że będzie chciał się do mnie zbliżyć. Nie zdążyłam zareagować - opuściłam głowę.
Mimo wszystko, to moja wina. Tylko i wyłącznie.
Mogłam powiedzieć Leonowi. Nic nie stało mi na przeszkodzie wyjawienia prawdy. 
Jedynie ten idiotyczny strach. Strach przed tym, że będę musiała go stracić.
Dlaczego tak często się boimy? Przez to idiotyczne uczucie nie możemy myśleć racjonalnie. Nie jesteśmy w stanie zrobić tego, co chcemy.
- Wszystko się ułoży - delikatnie się uśmiechnęła. - Tak, jak zawsze.
- Nie tym razem - pokręciłam przecząco głową. - Wszystko już skończone. Nawet, jeśli Leon mi wybaczy, nie będę znów się z nim wiązała. Zbyt wiele cierpienia..
Opuściłam głowę i pozwoliłam, by łzy wypłynęły z moich oczu.
W tej chwili jedynym odgłosem, jaki słyszałam było uderzanie małych kropelek o posadzkę.
- Ty mnie nie zostawisz, prawda? - spytałam łamiącym się głosem.
- Nigdy, Vilu. Będę przy tobie na zawsze - przytuliła mnie do siebie.
Proszę, nie okłam mnie.

*kilka godzin później*

Francesca

Violetta przez cały czas chodzi przygaszona. Wygląda, jakby stało się coś okropnego. Coś, przez co nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Coś, co zniszczyło jej życie?
Podeszłam do mojej przyjaciółki i niepewnie się uśmiechnęłam. Brunetka jedynie spojrzała na mnie, po czym znów oddała się notowaniu w swoim pamiętniku.
- Vilu, co się dzieje? - dosiadłam się do niej.
- Ty naprawdę nic nie wiesz? - zmrużyła oczy.
Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na nią z wyczekiwaniem.
- Ja i Leon już nie jesteśmy razem. Ktoś pokazał mu nagranie - opuściła głowę.
Otworzyłam szeroko usta. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież film został usunięty. Sama to zrobiłam. To niemożliwe, by ktoś miał kopię.
A może jednak?
- Możesz być pewna tego, że dowiem się, kto cię tak skrzywdził - zacisnęłam pięści.
W tej chwili nie czułam smutku, tylko nienawiść. Pragnęłam odwdzięczyć się osobie, która zniszczyła życie dwójce kochających się osób. Musi za to zapłacić.
Wstałam z miejsca, pozostawiając brunetkę samą i podeszłam do mojego chłopaka.
- Pomożesz mi? - szepnęłam.
- Mojej księżniczce zawsze - uśmiechnął się.
- Nie chcesz nawet wiedzieć, w czym? - uniosłam brew.
- Jeśli to nie łamie prawa, nie ma sprawy - mrugnął do mnie.
Nie ma pytań, tym lepiej.
Z jego pomocą dam radę. Jeszcze tylko Camila i bez problemu znajdę osobę odpowiedzialną za krzywdę Violetty. Będzie cierpiała tak mocno, jak ona.
- Wiesz, czy w sali tanecznej są kamery? - zwróciłam się do Marco.
- Wydaje mi się, że tak. A dlaczego pytasz? To część twojego planu?
- Tak - uśmiechnęłam się.
To będzie łatwiejsze, niż myślałam. Krzywdzący stanie się ofiarą. 
Sama wymierzę sprawiedliwość. Ten ktoś pożałuje, że odważył się zadrzeć z moją przyjaciółką.


Leon

Muszę coś z tym zrobić. Nie mogę cały czas zadręczać się myślami o Violettcie. Chcę o niej zapomnieć... Czy proszę o zbyt wiele?
Ale co mogę, jeśli nawet muzyka nie pomaga? Nic, jednie czekać...
Miłość jest przereklamowana. Pozwoli ci się cieszyć przez krótki okres czasu, byś potem cierpiał najmocniej, jak się da.
Każde wspomnienie, każde wymienione spojrzenie, każdy gest potrafi przypomnieć o osobie, którą się kocha nienawidzi.
Szedłem rozkojarzony po korytarzu, gdy wpadłem na drobną osóbkę. Dziewczyna runęła na ziemię z głośnym hukiem. Chciałem jej pomóc, jednak wtedy zobaczyłem, że to ona.
- Uważaj, jak chodzisz - warknąłem.
Violetta wstała, otrzepując spódnicę i poszła dalej, nawet nie spoglądając na mnie.
Czyli tak się bawimy?
Udajemy, że się nie znamy?
Mi pasuje. Skoro ona jest w stanie to zrobić, ja także.
Jednak nie mogę zaprzeczyć, że mnie to boli. Mimo, że staram się ukryć smutek, czasami nie potrafię.
To nic dziwnego, że czuję ukłucie w sercu za każdy razem, gdy dziewczyna mnie zignoruje. Przecież jeszcze kilka godzin temu nie mogliśmy przeżyć bez siebie ani sekundy.
A teraz? Nie potrafimy na siebie spojrzeć.
W pewnej chwili zobaczyłem, jak w moją stronę zmierza Camila. Gwałtownie się okręciłem i zmierzyłem w stronę wyjścia.
Nie mam ochoty z nią rozmawiać. To pewne, że będzie broniła Violetty.
- Leon! - krzyknęła ruda, łapiąc mnie za ramię.
Przystanąłem i rzuciłem jej wściekłe spojrzenie.
- Jeśli masz zamiar rozmawiać o Castillo, daruj sobie - przekręciłem oczyma.
- Ale to nie jej wina! - krzyknęła. - Nie znasz całej prawdy. Wiesz jedynie to, co zobaczyłeś.
- Sugerujesz, że nie potrafię domyślić się reszty? - skrzyżowałem ręce na piersi.
- Nie o to mi chodzi - westchnęła. - Chcę tylko, abyś mnie wysłuchał i dowiedział się, jak to było naprawdę.
- Jeśli mam być szczery, nie obchodzi mnie to - odwróciłem się i udałem się w stronę jednej z sal.
- Tylko potem nie żałuj tego, że straciłeś dziewczynę twojego życia - krzyknęła, gdy prawie znalazłem się w sali.
Przystanąłem w progu i opuściłem głowę.
- Nie będę żałować tego, że wreszcie uwolniłem się od dziewczyny, która cały czas mnie krzywdziła - odparłem.
Nagle usłyszałem, jak coś upada na ziemię. Uniosłem głowę i zobaczyłem Violettę z oczami przepełnionymi łzami.
Dziewczyna zacisnęła powieki, a następnie wybiegła z pomieszczenia.
Jeszcze kilka razy nie utrzymam języka za zębami, a stracę ją na zawsze...
To dobrze?

Federico

Ciekawe, czy Ludmila wie, jaka dzisiaj jest data. Jestem pewien, że całkowicie zapomniała o tym, że dziś mijają dokładnie dwa lata od naszego poznania.
Przyznaję, za pierwszym razem nie byłem dla niej miły. Zachowałem się jak skończony idiota. Jak mogłem czuć coś do Francesci, a moją miłość ignorować? Palant.
Podszedłem do Ferro i owinąłem dłonie wokół jej talii.
- Wszystkiego najlepszego - szepnąłem, szeroko się uśmiechając.
- Słucham? - odwróciła się do mnie.
- Zapomniałaś, że dzisiaj powinniśmy obchodzić rocznicę pierwszego spotkania? - uniosłem brew.
- Proszę cię, Fede - przekręciła oczyma. - Nie ma czego świętować. Jeśli mam być szczera, wolałabym zapomnieć o tamtym dniu.
Przyznam, poczułem ukucie w serce. Wiem, że nie wypadłem wtedy najlepiej, jednak gdyby nie to, dzisiaj nie bylibyśmy zaręczeni.
- Serio to nic dla ciebie nie znaczy? - puściłem ją i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie mam ochoty tego świętować. Zwłaszcza nie teraz.
Z każdym kolejnym wyrazem ból w sercu staje się coraz mocniejszy. Jednak słowa mogą ranić...
- Może w ogóle nie powinniśmy się wiązać, skoro cię nie obchodzę - syknąłem.
- Ty nic nie rozumiesz! - uniosła głos. - Moja przyjaciółka cierpi i potrzebuje pomocy, a ty przychodzić i masz do mnie wyrzuty przez to, że nie chcę obchodzić idiotycznej rocznicy.
Opuściłem głowę i zacisnąłem pięści.
Dlaczego mnie rani? Może robi to nieświadomie, ale jednak.
- Rozumiem - warknąłem.
Odwróciłem się od blondynki i udałem w stronę wyjścia.
Czy zrobiłem coś złego? Chciałem tylko spędzić razem czas. Pragnąłem, byśmy mogli pobyć ze sobą, zapominając o problemach tego świata. To chyba nic złego, prawda?

_____________________________________
Całkowicie nawaliłam.
Jeśli ktokolwiek czekał na rozdział, przepraszam.
Nie potrafię sobie radzić z tyloma rzeczami. Zwłaszcza, że teraz moje myśli są ciągle zajęte czymś innym.
Nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział. Jeśli w ogóle...
Tak poza tym, ktokolwiek tutaj jest? Po tak długiej przerwie szczerze wątpię :c