29.07.2014

Rozdział 47 - Przy mnie jesteś bezpieczna

Leon

Wezwałem policję, a następnie sam wkroczyłem do akcji. Nie będę na nich czekał. Zanim przyjadą, Dominguez zdąży uciec. To wiąże się ze zbyt wielkim ryzykiem. Nie mogę narażać Violetty na niebezpieczeństwo. Jest dla mnie zbyt ważna.
Szybkim krokiem podszedłem do Hiszpana. Gdy tylko mnie rozpoznał, wyrzucił papierosa i zbliżył się do mnie.
- Czego tu szukasz? Może myślisz, że dasz radę mnie pokonać? - prychnął.
- Nie myślę, ja to wiem - odparłem i zamachnąłem się z całej siły.
Chwilę potem udało mi się dostrzec plamkę krwi na mojej dłoni. Dla Violetty nie cofnę się przed niczym. Potrafię zrobić każdą rzecz, aby móc ją obronić.
Nim Diego zdążył odzyskać świadomość, na jego ciało powędrowały następne ciosy. Nie miałem ani krzty litości. Osoba, która chciała skrzywdzić moją ukochaną, zasługuje, na najcięższą karę.
W końcu, gdy miałem pewność, że nie da rady wykonać ani jednego ruchu, poprzestałem na okładaniu pięściami jego ciała. Podszedłem do samochodu i wejrzałem przez szybę. Na szczęście nie było w nim nikogo więcej, oprócz nieprzytomnej Violetty.
Jak mógł chcieć zrobić jej coś złego? Sam kiedyś był jej chłopakiem, więc miał szansę zasmakować dobrego serca Castillo. Mimo wszystko, wolał wykonać swoją pracę, niż zachować czyste sumienie.
Nie zwlekając dłużej, uderzyłem pięścią w szybę. Szkło roztrzaskało się na miliony drobnych kawałeczków. Poczułem nieprzyjemne szczypanie. Jednak nie zwróciłem na nie większej uwagi.
Włożyłem dłoń do środka i otworzyłem drzwi. Od razu wziąłem Violettę na ręce i mocno ją do siebie przycisnąłem.
- Przy mnie zawsze będziesz bezpieczna - szepnąłem i ucałowałem ją w czoło.
W pewnym momencie usłyszałem dźwięk syren. Cholera, całkowicie zapomniałem o policji. Jeśli tutaj zostanę, cała wina zapewne spadnie na mnie. Muszę jak najszybciej stąd zniknąć. Kto miałby chronić moją dziewczynę, gdybym znalazł się za kratkami?

Ludmiła

Ten dzień jest najlepszy w całym moim życiu. Nie dość, że stałam się narzeczoną Federico (jeju, jak to pięknie brzmi) na dodatek cały czas spędzam z osobami najbliższymi mojemu sercu. Teraz wiem, że na tym świecie nie da się przetrwać bez przyjaciół. Tylko z nimi można coś osiągnąć. Dzięki tym ludziom wszystko staje się lepsze. Już nie czuję pustki w sercu, wręcz przeciwnie - jest przepełnione miłością i szczęściem.
- Co słychać u mojej narzeczonej? - spytał Federico, obejmując mnie w talii.
- Cudownie - uśmiechnęłam się. - Dziękuję za wszystko - ucałowałam go w policzek.
- Po pierwsze, to nie moja zasługa - mrugnął do mnie. - Po drugie, powinnaś dać buziaka tutaj - wskazał na swoje usta.
- Ale jesteś wybredny - zaśmiałam się i zbliżyłam do jego twarzy.
Chwilę potem nasze wargi złączone były w namiętnym pocałunku. Najlepsze uczucie na świecie. Najlepszy chłopak narzeczony. Najlepszy dzień.
- Słodko razem wyglądacie - wtrąciła się Francesca.
Niechętnie oddaliliśmy się od siebie i rzuciliśmy jej poirytowane spojrzenia.
- Nie bijcie - uniosła ręce w obronnym geście.
- Tym razem ci wybaczę. Ale tylko dlatego, że zorganizowałaś to cudowne przyjęcie - podeszłam do niej i mocno przytuliłam. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Jesteś moją przyjaciółką. To nic wielkiego - zaśmiała się.
- Mimo wszystko to twoja zasługa. Obie wiemy, że Fede nigdy by czegoś takiego nie zrobił - prychnęłam.
- Racja - zarechotała.
- Ja to słyszę - odparł obrażony Pasquarelli.
- Misiu, spójrz prawdzie w oczy - owinęłam dłonie wokół jego szyi.
- Jesteś okropna - wręczył mi buziaka.
- I tak mnie kochasz - pogłębiłam pocałunek.

*następnego dnia*

Violetta

Powoli uniosłam powieki i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Jednak mój wzrok utkwił w chłopaku, który leżał obok mnie. Dopiero po kilku chwilach rozpoznałam w nim Leona. Delikatnie go pocałowałam, aby pomóc mu się obudzić. Moment potem zauważyłam, jak powoli otwiera oczy.
- Hej kochanie - przytuliłam się do niego.
- H-hej - zająknął się.
Złapałam go za dłoń, ale szybko ją puściłam, ponieważ wyczułam na niej coś dziwnego. Przypatrzyłam się dokładniej i wtedy zobaczyłem, że cała ręka mojego chłopaka jest w strupach.
- Co ci się stało? - spytałam w troską w głosie.
- Nic nie pamiętasz? - uniósł się do pozycji siedzącej.
Dopiero teraz przypomniało mi się wydarzenie z wczorajszego wieczoru. Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy.
- Czy ty.. zrobiłeś mu krzywdę?
- Serio? Dalej przejmujesz się tym idiotą?
- Nie, ale.. - sama nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
Wtuliłam się w tors Leona i zaczęłam płakać. Ufałam Diego. Uważałam go za swojego przyjaciela. Myślałam, że jest podobny, do Fran, Fede i innych. Niestety, myliłam się. Tak cholernie się myliłam. Przez głupotę naraziłam chłopaka, którego kocham, na niebezpieczeństwo. Mogło mu się stać coś poważnego. Dlaczego nie posłuchałam głosu w mojej głowie i poszłam za Diego? Jestem skończoną idiotką. Już nigdy nikomu nie zaufam tak łatwo. Nie wszyscy się zmieniają. Niektórzy przez całe życie pozostają tacy sami.
- Przepraszam - załkałam. - Jakby nie ja, nie stałaby ci się krzywda.
- Nie przejmuj się, kochanie - pogładził mnie po głowie. - Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze - szepnął.
- Jak możesz tak mówić?! - odsunęłam się od niego. - Czy ty wiesz, jak bym się czuła, gdybym dowiedziała się, że leżysz w szpitalu?! - krzyknęłam.
- Już dobrze. Nie będę tak więcej mówić - przycisnął mnie do siebie.
- Mam nadzieję. Pamiętaj, że gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj  - wtuliłam się w niego.

Naty

Wiedziałam, że nie potrafię ukrywać prawdy. Jednak tym razem cieszę się, że wszystko wyszło na jaw. Dzięki temu, że Maxi zna mnie na wylot, znów możemy zachowywać się tak, jak dawniej.
Przez ten krótki okres, gdy "nie odzywaliśmy" się do siebie, zrozumiałam, że nie potrafię bez niego żyć. Jest mi potrzebny. Aż za bardzo. Nie wiem, co zrobiłabym ze sobą, gdyby on musiał mnie zostawić. Zapewne pojechałabym za nim nawet na drugi koniec świata tylko po to, aby móc trwać przy jego boku. Można uzależnić się od drugiej osoby? Widocznie tak. Działa na mnie mocniej, niż jakiekolwiek środki. Wystarczy jeden uśmiech, a cała się rozpływam.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Przykryłam się kołdrą i powiedziałam "proszę". Chwilę potem moim oczom ukazał się Maxi z tacą w rękach. I jak tu go nie kochać?
- Przyniosłem śniadanie do łóżka mojej księżniczce - uśmiechnął się.
- Jesteś kochany - uniosłam kąciki ust.
Ponte położył tackę na łóżku i wziął truskawkę do ręki. Zamoczył ją w białej czekoladzie, a następnie podstawił pod moje usta.
- Otwórz buzię - zaśmiał się.
- Potrafię jeść sama - udałam naburmuszoną. - Ale, skoro nalegasz.
Zamknęłam oczy, uchyliłam wargi i czekałam, aż brunet włoży owoc do moich ust. Jednak poczułam coś całkiem innego. Ciepło warg Maxiego. Trwaliśmy tak kilka minut, w końcu delikatnie się od niego odsunęłam.
- Nie to, że narzekam, ale jestem głodna - powiedziałam.
- Twoja strata - zaśmiał się.
______________________________
Coraz częściej piszę takie krótkie rozdziały >.<
Nie lubię tego :c

27.07.2014

Rozdział 46 - Razem na zawsze

Ludmiła

Nie potrafiłam wypowiedzieć ani słowa. Byłam zaskoczona. Wciąż nie mogę przyswoić myśli, że Federico mi się oświadczył.. A najgorsze jest to, że nie wiem, co odpowiedzieć. Kocham go i chcę z nim być, ale.. Nie. Nie ma żadnego "ale".
- Tak, wyjdę za ciebie - szeroko się uśmiechnęłam.
Federico włożył pierścionek na mój palec, a następnie wstał i złapał mnie w talii. Chwilę potem poczułam, jak okręca mnie wokół własnej osi.
- Kocham cię - powiedział, z powrotem stawiając mnie na ziemi.
- Ja ciebie też - przytuliłam się do niego.
- Teraz możecie się pocałować - wtrąciła się Francesca.
Nie czekając dłużej, zbliżyłam się do mojego chłopaka narzeczonego. Włoch przejął dalszą inicjatywę. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Wiedziałam, że ten dzień będzie najlepszym w moim życiu. Jednak nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem zaręczona z Federico. To jest, jak sen na jawie. Najpiękniejszy sen. Moje najśmielsze marzenia właśnie się spełniły. Już nic więcej nie potrzebuję do szczęścia. Wystarczy, że pozostaniemy na zawsze razem.
Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w oczy. Po raz pierwszy zwracam uwagę na jego piękne tęczówki. Nie dziwię się, że zakochałam się właśnie w nim. Pomyśleć, że jeszcze rok temu wydawało mi się, że nie potrzebuję nikogo do szczęścia. Dzisiaj nie potrafię przeżyć ani minuty bez mojego ukochanego.
Odwróciłam wzrok od cudownych oczu Włocha i spojrzałam na naszych przyjaciół. Moment.. Teraz wszystko stało się jasne. Oni wiedzieli od początku o zamiarach Fede. Naszykowali serduszka, tort, konferitti.. Wszystko z myślą o nas.
Robi mi się ciepło na sercu, gdy myślę o tym, jak wiele dla mnie robią. Są kochani. Ciągle nie potrafię sobie wybaczyć tego, jaka kiedyś dla nich byłam.
W pewnej chwili podeszły do nas Violetta, Naty i Francesca. Wszystkim posłałam szeroki uśmiech.
- Widzę, że prezent się spodobał - odezwała się Violetta.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo - przytuliłam każdą po kolei. - Ale nie mogę uwierzyć w to, że udało wam się utrzymać wszystko w tajemnicy - zaśmiałam się.
- Dla szczęścia przyjaciółki warto zrobić każdą rzecz - wtrąciła się Natalia.
W tej chwili postanowiłam. Nigdy nie pozwolę im odejść. Nikt nie będzie miał prawa ich skrzywdzić. Pokonam wszelkie przeszkody, aby móc odpłacić się za dobro, jakie otrzymałam.

Violetta

Tak miło jest patrzeć na szczęście przyjaciółki. Już się bałam, że jednak odmówi Federico. Dość długo się zastanawiała.. Jednak liczy się odpowiedź. Cieszę się, że wreszcie są zaręczeni. Idealnie do siebie pasują. Dopełniają się pod każdym względem. Podobnie, jak ja i Leon. Jednak na razie nie mam co liczyć na podobny gest z jego strony. Prawdę mówiąc, nie chciałabym.. Zresztą, sama nie wiem. Boję się, że wtedy coś zmieniłoby się między nami. Że stałoby się "drętwo" bo pragnęlibyśmy być idealni. A ja czegoś takiego nie potrzebuję. Leon jest najcudowniejszy na co dzień. Miałam szczęście trafiając na kogoś takiego.
- Vilu?
Moje przemyślenia przerwał Diego. Czyli się nie myliłam, przyszedł. Jednak nie ma w tym nic dziwnego. Lu jest nie tylko jego kuzynką, ale i przyjaciółką.
- Tak? - odwróciłam się w jego stronę.
- Chciałabyś się ze mną przejść? - uśmiechnął się.
- Nie wiem.. Co, jeśli Leon się dowie? - odparłam niezdecydowana.
- Nic się nie stanie. Przecież to zwykły przyjacielski spacer - mrugnął do mnie.
- Niech będzie..
Chyba źle robię.. Verdas jest przewrażliwiony na punkcie Dominguez'a. Jednak nie wiem dlaczego.. Rozumiem, złe wspomnienia. Ale przez to nie powinien go skreślać. Każdy zasługuje na drugą szansę.
~*~
Wyszliśmy na dwór. Nie patrzyłam nawet, gdzie idę. Jedynie podążałam tropem Hiszpana. Cały czas zastanawiałam się, czy nie powinnam zawrócić. Coś mi mówiło, że powinnam zostać na przyjęciu ze wszystkimi.
- Violu, wsiądziesz na chwilę do mojego samochodu? - spytał. - Ja muszę coś załatwić.
- Jasne - delikatnie się uśmiechnęłam.
Weszłam do wnętrza auta. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Spróbowałam je otworzyć, jednak na marne. Poczułam, jak moje serce przyspiesza. Przecież Diego nie mógłby zrobić mi krzywdy.
Po pewnym czasie wyczułam dziwny zapach w samochodzie. Sama nie wiem, czemu, stałam się senna. Moje powieki momentalnie opadły, a ja oddałam się w objęcia Morfeusza.

Leon

Obszedłem cały dom Francesci, ale nigdzie nie mogłem znaleźć Violetty. Co dziwne, Diego też nie zauważyłem. Jeśli poszli gdzieś razem, może być pewien, że dzisiejszej nocy straci życie.
Nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Wyjąłem urządzenie i odebrałem połączenie.
- Słucham? - odezwałem się.
- Witaj, Leon. Diego z tej strony. Nie zastanawiałeś się może, gdzie jest Violetta? - zaśmiał się.
- Co jej zrobiłeś?! - krzyknąłem do słuchawki.
- Właśnie śpi w moim samochodzie. A co będzie potem, zobaczymy - prychnął.
- Masz jej nie dotykać, rozumiesz?! Jak cię znajdę, zginiesz! - warknąłem.
- Ojeju, jaki agresywny. Radzę ci nie podskakiwać. Ciesz się, że lubię Violcię, inaczej stałaby się jej krzywda.
- Przejdź do sedna. Czego chcesz? - spytałem.
- Odwołaj wszystkie zeznania, a nic jej się nie stanie - odparł.
Czyli o to mu chodzi. Cholera jasna! To znaczy, że dalej ma do czynienia z gangiem! Tym razem mu tego nie przepuszczę. Zapłaci mi za wszystko.
- Nie ma sprawy - skłamałem. - Ale najpierw masz mi oddać Violettę.
Usłyszałem głośny śmiech po drugiej strony słuchawki. Jeszcze chwila, a na prawdę coś mu zrobię..
- Chyba śnisz. Oni wyjdą, a ja ją wypuszczę. Nara - rozłączył się.
On serio myśli, że nie potrafię sobie radzić? Dzwoniąc do mnie popełnił podstawowy błąd. Jaka szkoda, że teraz mogę wykryć jego lokalizację. Wystarczy, że się pospieszę, a zdążę uwolnić moją dziewczynę. Wtedy o wszystkim się dowie i już nigdy nie zaufa Diego. Wreszcie uda mi się ją od niego oddalić. Pomyśleć, że sam do tego doprowadził.
Jednak muszę się spieszyć. Jestem pewien, że będzie chciał ją gdzieś wywieźć. A jeśli zrobi jej jakąkolwiek krzywdę, nie wybaczę sobie. Nigdy.
Wybiegłem na dwór i udałem się w miejsce, w którym prawdopodobnie się znajdowali. Po kilkunastu minutach dotarłem do celu. W ciemności udało mi się dostrzec czarny samochód i kogoś stojącego obok niego. Jestem prawie pewien, że to Dominguez. Teraz wystarczy tylko uratować Violettę.

Maxi

Naty od kilku dni dziwnie się zachowuje.. Tak, jakby starała się mnie unikać. Nawet na dzisiejszy przyjęciu cały czas siedzi ze swoimi przyjaciółkami, a ja zostaję na uboczu. Muszę to wyjaśnić. Nie chcę, żeby była między nami taka atmosfera.
Podszedłem do dziewczyn i poprosiłem Natalię, aby poszła ze mną. Brunetka niechętnie wstała z miejsca i pozwoliła, abym ją prowadził. Gdy zajęliśmy miejsca na kanapie, złapałem ją za ręce i spojrzałem prosto w oczy.
- Dlaczego mnie unikasz? - spytałem prosto z mostu.
- C-co? Wydaje ci się.. - odparła bez przekonania.
- Natuś, proszę, powiedz prawdę - uścisnąłem jej dłoń.
- Słyszałam, jak rozmawiałeś z Camilą przez telefon i wiem, że sprawdzałeś mój telefon - powiedziała na jednym tchu.
Cholera, wiedziałem. Już wtedy dziwnie się zachowywała. Powinienem się domyślić.
- Ja.. Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak wyszło..
- Za późno. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że mi nie ufasz - opuściła głowę.
- Nata, to nie tak! Ja tylko.. Sam nie wiem, czemu to zrobiłem.
- Nie martw się. Nie jestem zła. Jedynie trochę mi przykro. Nic więcej - szepnęła.
Zbliżyłem się do mojej dziewczyny i mocno ją przytuliłem.
- Wybaczysz mi? Już nigdy więcej tak nie zrobię. Obiecuję - pogładziłem ją po głowie.
- Jak mogłabym zrobić inaczej? - uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. - Uratowałeś mi życie. Nie powinnam się na ciebie gniewać.
- Nie czuj się przez to zobowiązana - przycisnąłem ją mocniej do siebie.
- Tym razem o tym zapomnę - uśmiechnęła się. - Ale, jeśli to się powtórzy, nie wybaczę ci tak łatwo.
___________________
Straasznie krótki >.<
Ale chciałam dzisiaj dodać ^^
W ogóle mi się nie podoba (pomijając fragment Lu), ale to szczegół ;-;

26.07.2014

Rozdział 45 - Zaręczyny

Violetta

Już jutro urodziny Ludmiły. Nie mogę się ich doczekać. Pomyśleć, że Fede zrobi jej taki piękny prezent. Sama wiele bym oddała, aby Leon mi się oświadczył. Jednak my mamy wiele czasu. Przecież nie skończyłam nawet osiemnastu lat.
Szliśmy parkiem, trzymając się za ręce. W pewnej chwili Leon odwrócił się i zrobił dziwną minę. Chciałam pójść w jego ślady, ale nie zdążyłam. Ktoś podbiegł do mnie i zakrył mi oczy.
- Zgadnij, kto to - zaśmiał się.
Moment... Ten głos. Te perfumy.
- Diego?! - to było raczej stwierdzenie, nie pytanie.
- Zgadłaś - zabrał dłonie z mojej twarzy.
Nie czekając dłużej, rzuciłam mu się na szyję. Cieszę się, że nie jest ma mnie zły. Nawet przyleciał do Buenos Aires. Zapewne po to, aby wpaść na urodziny Ludmiły. Jednak nie podchodziłby do mnie, gdyby nie był zadowolony z mojej obecności.
Uniosłam powieki, a mój wzrok od razu powędrował na niezadowolonego Leona. Momentalnie odsunęłam się do Diego i podeszłam do mojego chłopaka. Chciałam go objąć, jednak nie pozwolił mi na to, delikatnie mnie odpychając. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a on nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
- Po co tu przyjechałeś? - odezwał się.
- Nie mogę już odwiedzić mojej kuzynki? Jej urodziny są przecież tylko raz do roku - zaśmiał się.
- Dla Ludmiły mogłeś pojawić się jutro - zacisnął pięści. - Ale skoro już tu jesteś, opowiedz Violettcie o swojej przeszłości. Jest twoją przyjaciółką, powinna wiedzieć - uniósł kąciki ust.
Skierowałam wzrok w stronę Diego. Wyglądał na zdezorientowanego. Dlaczego Leon wspomina o czymś takim? To jest chamskie. Nie powinien go zmuszać do mówienia rzeczy, których nie ma ochoty pamiętać.
- Diego, jeśli nie chcesz, nie opowiadaj - podeszłam do Hiszpana.
- Nie, Violu. Wolę, żebyś wiedziała. Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic - uśmiechnął się. - Ale najpierw, niech Leoś wyjawi całą prawdę o tym, kim był.
- Tak się składa, że ona już o wszystkim wie - prychnął.
Co stało się z moim chłopakiem? Normalnie nie zachowuje się tak... okropnie. Rozumiem, że nie lubi Dominguez'a, ale mógłby mieć do niego szacunek.
- I cię nie zostawiła? Wow. Violetta posiada na prawdę wielkie serce - spojrzał na mnie.
- Widocznie to się nazywa prawdziwa miłość - odparł Leon. - Może już nie przedłużaj i powiedz o wszystkim? - skrzyżował ręce na klatce.
Uniosłam wzrok i popatrzyłam na Hiszpana. Wyglądał, jakby zastanawiał się, jak dobrać właściwe słowa.. Nie powinien aż tak się przejmować. Przecież nie można oceniać człowieka po tym, jaki był. Liczy się jedynie jego poprawa.
- To ja stałem na czele gangu. Ja zmusiłem Leona do brania udziału w ostatniej akcji. Ja byłem ich szefem. Ja nie miałem serca... - opuścił głowę.
Spojrzałam na mojego chłopaka z wyrzutem w oczach. To jest drażliwy temat dla Diego, a on tak postąpił..
Przytuliłam Hiszpana. Chwilę potem poczułam jego dłonie na plecach. Trwaliśmy tak dobre kilka minut. Normalnie nie zrobiłabym tego, ale teraz tak. Jestem wściekła na Verdas'a. Nie poznaję go. MÓJ Leon nigdy nie traktował tak ludzi.
- Zawiodłam się na tobie - zwróciłam się do mojego chłopaka. - Sam nienawidzisz opowiadać o swojej przeszłości, a innych do tego zmuszasz.
- Chciałem tylko... - przerwał. - Zresztą, nieważne. Zostań tu ze swoim "przyjacielem" - wycedził przez zęby.
Czy ja widziałam łzy w jego oczach? Chyba zbyt ostro go potraktowałam.. Nie powinnam aż tak na niego naskakiwać.. Leon pragnął jedynie, abym o wszystkim wiedziała.. Zachowałam się, jak idiotka.
- Diego, przepraszam, pójdę za nim.. Widzimy się jutro - delikatnie się uśmiechnęłam.

Francesca

Byłam z Marco na spacerze, kiedy zobaczyłam Leona, Diego i Violettę. Wiem, że miałam nie stawiać mojej przyjaciółki na pierwszym miejscu, ale tym razem muszę. Wysłałam chłopaka do sklepu, a sama schowałam się za krzakami i obserwowałam poczynania trójki. W końcu Leon odszedł, pozostawiając Dielettę samą. Chciałam wkroczyć do akcji, lecz nie zdążyłam, gdyż Violetta pobiegła za Verdas'em. Miałam już odchodzić, kiedy Dominguez wyciągnął komórkę i zadzwonił do kogoś. Zbliżyłam się do niego, aby usłyszeć, o czym rozmawia. Jednak udało mi się wyłapać tylko urywki jego wypowiedzi.
- Prawie udało mi się ich rozdzielić. Szkoda, że Violetta (...) za Leonem. Ale mam już plan. Słuchaj, bo nie będę się (...). Wystarczy (...).
- Fran, co tu robisz? - usłyszałam głos Marco.
Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam mojego chłopaka. Wymusiłam uśmiech i pociągnęłam go w stronę najbliżej ławki.
- Co się dzieje? - spytał.
- Niiiiiic? - zaśmiałam się nerwowo.
- Kogo znowu śledziłeś? To twój nałóg, czy co?
- Marco! Ja tylko zdobywałam potrzebne informacje - mrugnęłam do niego.
- Tak, jak zwykle - uniósł kąciki ust.
- A tak poza tym, załatwiłeś tort dla Lu? - spytałam.
- Jasne - szeroko się uśmiechnął.
- Jesteś cudowny - okręciłam ręce wokół jego szyi.
- Dobrze, dobrze. A teraz mów, kogo obserwowałaś.
Odsunęłam się od niego i rzuciłam mu poirytowane spojrzenie.
- Dowiesz się w swoim czasie - pokazałam mu język.
- Tak ze mną pogrywasz? - uniósł brew.
Moment później rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Nie mogłam pohamować śmiechu. Nienawidzę, jak to robi. Wtedy może zmusić mnie praktycznie do wszystkiego.
- P-przestań! I tak n-nic nie p-powiem! - ledwo wydusiłam.
Ku mojej zdziwieniu, Marco posłuchał. A ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak wyglądamy. Leżałam na trawie, a na mnie znajdował się rozradowany Tavelli. Wzrok wszystkich ludzi był skierowany na nas, a mój chłopak nic sobie z tego nie robił..
- Zejdź ze mnie idioto - syknęłam.
- Czyżby moja księżniczka się zdenerwowała? - ucałował mnie w usta.
Nie mogłam mu się przeciwstawić. Całkowicie oddałam się pod władanie jego warg.

Leon

Chciałem dobrze, a Violetta potraktowała mnie, jakbym zrobił coś okropnego. Myślałem, że znienawidzi Diego za tę historię, a stało się odwrotnie. Teraz ma wyrzuty do mnie.. Tak nie powinno być. Przecież wszystko, co robię, jest z myślą o niej. Pragnąłem, aby odcięła się od Dominguez'a, ponieważ nie mam pojęcia, z kim się zadaje. Nie wybaczyłbym sobie, jakby wciągnął ją w złe towarzystwo. Violetta jest zbyt delikatna na coś takiego.
Właśnie wchodziłem do domu, kiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem moją dziewczynę.
- Leon.. Przepraszam - powiedziała i wtuliła się w mój tors. - Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać. Jestem okropną osobą..
- Nie przejmuj się. Diego to twój... przyjaciel - to słowo ledwo przeszło mi przez gardło. - więc mogłaś go bronić - przycisnąłem ją mocniej do siebie.
- Jesteś kochany, wiesz?
- Wiem - zaśmiałem się. - Ale teraz musisz odpłacić mi się za twoje czyny.
- Zrobię wszystko - odsunęła się ode mnie i uniosła kąciki ust.
- Chodź na górę. Do łóżka - udałem się w stronę schodów.
- Co?! Jesteś chorym zboczeńcem! - pisnęła.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z mojej wypowiedzi..
- Nie w tym znaczeniu - prychnąłem. - Masz zrobić mi masaż.
Violetta burknęła coś pod nosem. Słodko wygląda, jak się rumieni. Jeszcze śliczniej, niż zazwyczaj.
- Skoro tak, dlaczego musimy iść "do łóżka" - uniosła brew.
- Żeby było ci wygodniej - złapałem ją za podbródek. - I włączę jakiś film - uśmiechnąłem się.
- Tylko nie horror, okay? - zrobiła smutną minę.
- To kara kochanie, przykro mi - złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.
Od dawna nasze wargi tak dobrze się ze sobą nie zgrywały. Nie wytrzymałbym długo bez takich chwil. Nie przetrwałbym bez Violetty. To ona jest dla mnie najważniejsza. Ta mała, śliczna brunetka zmieniła moje życie. Na lepsze.
Oderwaliśmy się od siebie po dość długim czasie. Spojrzałem w oczy mojej dziewczyny. Udało mi się dostrzec w nich miłość. Najpiękniejsze uczucie, jakie może znajdywać się w człowieku.
- Kocham Cię - szepnęła i wtuliła się w mój tors.
- Ja Ciebie też - pogładziłem ją po plecach.
W tej chwili trzymałem w rękach mój cały świat.

*następnego dnia*

Ludmiła

Wstałam z samego rana. Obróciłam się, aby przywitać Federico buziakiem, ale, ku mojemu zdziwieniu, nie było go obok mnie. To chyba są jakieś jaja. Codziennie śpi do południa, a dzisiaj musiał się zerwać i gdzieś pójść. Akurat w najważniejszym dniu w moim życiu.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka i udałam w stronę łazienki. Muszę zrobić się na bóstwo. Nigdy nie wiadomo, kiedy wyskoczą i krzykną "wszystkiego najlepszego".
Obeszłam cały dom w poszukiwaniu ukrytych prezentów, ale niczego nie udało mi się znaleźć. Przecież nie zapomnieliby o dniu, na który szykowali dla mnie przyjęcie. A może Federico kłamał i tak na prawdę nic nie będzie? Jedynie romantyczna randka we dwójkę? Takie coś pasowałoby mi, ale w zwyczajny dzień. A nie urodziny, na które czekałam całe 21 lat.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Szybko wyjęłam urządzenie z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. "Dzwoni Francesca". Nie czekając dłużej nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Lu? Możesz przyjść do mojego domu? - odezwała się.
- Jasne. Po co? - spytałam.
Miałam udawać, że nic nie wiem. Inaczej wszyscy zabiliby Federico za to, że nie potrafi dotrzymać tajemnicy.
- Nic ważnego.. Potrzebuję pomocy - zaśmiała się nerwowo.
- Okay. Będę za pięć minut - rozłączyłam się.
Złapałam torebkę i wybiegłam z domu. Nie mogę doczekać się, aż dotrę na miejsce.
~*~
Jak tylko przekroczyłam próg domu mojej przyjaciółki, oniemiałam. Zrobili wystrój, jak na przyjęcie dla prawdziwej supernovej. Wszędzie wisiały gwiazdki, na których było napisane "Ludmiła". Gdzieniegdzie znajdowały się też małe serduszka z "F+L = ♥ ".
- Dziękuję wam - uśmiechnęłam się.
Zaczęłam przytulać każdego po kolei. Zrobili mi taki cudowny prezent. Kocham ich. Najlepsi przyjaciele na świecie.
Dopiero po kilkunastu minutach zdałam sobie sprawę z tego, że nigdzie nie ma Federico.
- Vilu, widziałaś mojego chłopaka? - spytałam.
- Em.. Przykro mi - zrobiła smutną minę. - Nie mógł dzisiaj przyjść, bo ... miał do załatwienia ważną sprawę..
- Rozumiem..
Poczułam, jak pod moimi powiekami zbierają się łzy. Nie było go akurat dzisiaj. Obiecał, że nie zostawi mnie samej ani na chwilę. Czyżby kłamał?
- Czas na tort! - krzyknęła uradowana Francesca.
Przetarłam oczy i podeszłam do moich przyjaciół. Nie mogę smucić się przez nieobecność jednej osoby. Najważniejszej osoby.
Włoszka podeszła do ciasta. Wyglądało przepięknie. Jednak zdziwiło mnie to, że na środku znajdowało się zdjęcie moje i Federico. Przecież on nawet nie przyszedł, więc nie zasługuje na coś takiego.
Nagle ze wszystkich stron wystrzeliło konferitti, a wraz z nim dym. Cholera, chyba im coś się zepsuło. Zamknęłam oczy, ponieważ zbyt mocno mnie szczypały.
Uchyliłam powieki dopiero po kilku minutach. W jednej chwili moje serce stanęło. Przede mną klęczał uśmiechnięty Federico. Czy on chce mi się...? Nie! To niemożliwe..
- Ludmiło Ferro, czy zechcesz za mnie wyjść? - spytał uchylając wieczko pudełeczka.
Poczułam, jak po moim policzku popłynęło kilka łez. Co ja mam teraz zrobić?
_______________________
Wreszcie zaręczyny ^^
Ciekawe, czy Lu się zgodzi >D
Nie powiem xx
Po raz drugi (chyba? xD) zrobię szantaż ;-;
3 komentarze (od różnych osób) = następny rozdział
Jeśli tyle nie będzie to i tak dodam, ale później c:

22.07.2014

Rozdział 44 - Nie ukrywaj prawdy

Violetta

Leżałam wtulona w tors Leona, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Niechętnie wstałam z miejsca i spojrzałam na wyświetlacz. Cholera jasna! To Diego! Całkowicie o nim zapomniałam. Nawet nie wie, że wyjechałam. Ale nie mogę nie odebrać. Pomyśli, że go kompletnie olałam..
Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Hola Vilu. Co się z wami stało? Byłem dzisiaj w hotelu, ale powiedzieli, że już tu nie mieszkacie.
- Bo my.. Jesteśmy w Buenos Aires. Wróciliśmy trzy dni temu. Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam, ale całkowicie wyleciałeś mnie z głowy.. - wyjaśniłam.
- Rozumiem.. Jest mi trochę przykro, ale jakoś to przeboleję - zaśmiał się smutno.
- Na prawdę nie chciałam, aby tak wyszło..
- Nie no spoko. Nic się nie stało. Przepraszam, ale muszę już kończyć. Do usłyszenia - zakończył rozmowę.
Zawsze coś musi zepsuć mi humor? Teraz będę miała wyrzuty sumienia przez to, jak postąpiłam.
- Kto dzwonił? - spytał Leon.
Wróciłam na swoje miejsce na kanapie i okręciłam ręce wokół szyi mojego chłopaka.
- Diego.. - odparłam smutno. - Zapomniałam się z nim pożegnać i wyszło trochę niemiło..
- Nie przejmuj się - pogłaskał mnie po ramieniu. - To taki typ, któremu szybko przechodzi.
- Skąd wiesz? - spojrzałam na niego. - Niby tak bardzo się nie lubicie, a jednak dobrze go znasz - zaśmiałam się.
- To nie tak.. - wyglądał na zakłopotanego. - Po prostu wydaje mi się.. - podrapał się po głowie.
- A właśnie. Nigdy was o to nie pytałam. Dlaczego jesteście wrogami?
Leon obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem. Chwilę potem zobaczyłam, jak zaciska dłonie w pięści. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad czymś.
- Długa historia.. Może kiedyś ci o tym opowiem - uśmiechnął się.
- Mamy całą noc - uniosłam kąciki ust. - Nic ci się nie stanie, jak zdradzisz mi chociaż odrobinę.
- Mi nie, ale tobie tak - zrobił poważną minę. - Nie będę ci o tym mówił. Przynajmniej nie dzisiaj - wstał z kanapy i udał się w stronę kuchni.
Wodziłam za nim wzrokiem, dopóki całkowicie nie zniknął mi z pola widzenia. Dlaczego tak dziwnie zareagował? Myślałam, że to nie jest bardzo ważne.. Wydawało mi się, że po prostu nie lubią się przez dziecinną kłótnię.. Jednak wychodzi na to, że mieli do czynienia z czymś poważniejszym.
Ale nie będę nalegać. Leon trochę się wściekł.. Nie chcę, żeby był na mnie zły. Zwłaszcza nie teraz. Muszę się nim nacieszyć.
Po chwili zobaczyłam, jak mój chłopak wchodzi do pokoju z miską popcornu w ręku.
- Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie, Vilu.. Nie powinienem aż tak na ciebie naskakiwać - wręczył mi buziaka w policzek.
- Nie przejmuj się - uśmiechnęłam się. - Jeśli nie chcesz mówić, to nie problem. Przecież nie muszę o wszystkim wiedzieć.
- Obiecuję, że kiedyś na pewno ci o tym opowiem - cmoknął mnie w usta.
- Trzymam cię za słowo - zaśmiałam się.

Maxi

Nata poszła do Francesci, więc mogę wreszcie pogadać z Camilą. Tylko przez telefon, ale to już coś. Musiałem czekać tak długo, aby móc jej wszystko wygarnąć. Nie zostawię na niej ani jednej suchej nitki. Za to, jak chciała potraktować moją ukochaną. Nikt nie ma prawa zadzierać z Naty.
Wybrałem numer rudej i przyłożyłem telefon do ucha. Odczekałem kilka sygnałów, po czym usłyszałem głos Torres.
- Maxi? Jeju, jak się cieszę, że cię słyszę. Tak bardzo się martwiłam. Kochany, bardzo boli noga? Jest mi strasznie przykro z tego powodu..
Jej głos był obrzydliwie słodki. Przesadza.
- Ja raczej nie podzielam twojej radości. Jesteś wredną żmiją - syknąłem.
- D-dlaczego tak mówisz? Nigdy nikomu nie zrobiłam krzywdy. Wiesz, jak bolą takie słowa? Zwłaszcza, gdy wypowiada je twój najlepszy przyjaciel.
Błagam, zaraz wymusi płacz. Myśli, że weźmie mnie na litość? Zabawne.
- Serio? Nie udawaj idiotki. Widziałem wiadomość, na której pisałaś, że chcesz rozdzielić mnie i Naty. Wiem też, że to ty popchałaś ją pod samochód. Czy masz pojęcie, jak to mogło się skończyć?! Jakby cokolwiek stało się mojej dziewczynie, pożałowałabyś, że kiedykolwiek się urodziłaś! - warknąłem.
- Książę się znalazł - prychnęła. - Skoro nie chcesz być ze mną, nie będziesz z nikim. Myślisz, że mam zamiar wysłuchiwać twoich żałosnych wywodów o tym, jak bardzo kochasz Natusię?
Wow. Szybko zmienił się jej ton. Czyli to jest prawdziwa Camila?
- Ona, w odróżnieniu od ciebie, nie jest kłamcą. Zawsze mówiła mi prawdę. Nigdy nie udawała. Szkoda, że o tobie nie mogę powiedzieć czegoś podobnego. Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałem. Jesteś ździrą. Nara - odłożyłem słuchawkę.
Byłem wściekły. Z wielką chęcią poszedłbym teraz do rudej i powiedział jej to w twarz. Ciekawe, czy wtedy byłaby taka mocna w słowach.
Nagle usłyszałem ciche kichnięcie. Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem Naty. Zwlokłem się z łóżka i podszedłem do niej. Wyglądała, jakby była zmartwiona.. Mam nadzieję, że nie słyszała mojej rozmowy z Camilą.
- Od jak dawna tu stoisz? - spytałem.
- Dopiero przyszłam.. - odparła niepewnie. - Fran nie było w domu, więc wróciłam - zaśmiała się.
Mi się tylko wydaje, czy widzę w jej oczach łzy?
- Natuś, coś się stało? - uniosłem jej podbródek.
- Nie, nic. Lepiej się połóż. Ciągle nie możesz nadwyrężać nogi - uniosła kąciki ust.
- Okay..
Udałem się w stronę łóżka. Coś ją trapi.. A najgorsze jest to, że nie chce mi powiedzieć, o co chodzi..

Leon

Myślałem, że zajmie to trochę więcej czasu, zanim Violetta spyta, dlaczego nienawidzę Diego.. Nie powinienem ukrywać przed nią prawdy, ale nie chcę jej ranić. Dopiero, co się z nim pogodziła. Uważa go za przyjaciela.. Nie mogę tego zniszczyć. Viola na to nie zasługuje.
Przyznam, z wielką chęcią odciąłbym ją od Dominguez'a. Nie mam pojęcia, z kim ma do czynienia. On może wciąż mieć coś wspólnego z nimi. Gdy ja odchodziłem, Diego ciągle w tym siedział. Niewykluczone, że został tam do dzisiaj. Wolałbym, aby moja dziewczyna nie znała kogoś takiego.. Ale nie mam wyboru. Muszę ją chronić przed prawdą. To przecież nic wielkiego..
Opuściłem głowę i spojrzałem na brunetkę. Usnęła. Jak zwykle. Za każdym razem, gdy się czymś przejmie, zasypia w ekspresowym tempie. Violetta wygląda tak niewinnie. Szkoda, że pozwoliłem poznać jej Diego.. A jak pomyślę, że kiedyś byli razem, chce mi się wymiotować. Moja cudowna, słodka księżniczka spotykała się z kimś takim. Mam nadzieję, że nic więcej, niż całowanie, nie robili..
Jakbym dowiedział się, że Hiszpan ją skrzywdził, od razu pojechałbym do Madrytu i pokazał "dawnego siebie".
- L-Leon.. - szepnęła.
Ponownie spojrzałem na Violettę. Czy ona mówi przez sen? Ma zamknięte oczy i wygląda, jakby była w krainie swojej wyobraźni, więc chyba tak..
- Pomóż mi..
Otworzyłem szerzej oczy. Co się dzieje? Nawet, jeśli ma tylko koszmar, nie chcę, aby cierpiała. Nigdzie. Ani na jawie, ani we śnie.
Szturchnąłem ją delikatnie i czekałem na reakcję. Niestety, to nic nie dało. Ponowiłem próbę, jednak bez żadnego efektu. Nie czekając dłużej, wstałem i poszedłem do kuchni po szklankę zimnej wody.
Gdy wróciłem zastałem ją siedzącą na kanapie. Jak przyjrzałem się dokładniej, zauważyłem, że ma oczy pełne łez. Wróciłem na swoje miejsce i złapałem ją za dłoń. Dziewczyna obrzuciła mnie przerażonym spojrzeniem, a następnie wtuliła w mój tors.
- Już dobrze. To tylko zły sen - pogładziłem ją po włosach.
- A-ale to było takie realistyczne.. Leon.. - załkała.
- Jesteś już dużą dziewczynką - odsunąłem ją na długość ramion. - Nie powinnaś płakać przez takie coś.
- Wiem.. Teraz pewnie myślisz, że jestem dziwna, bo ciągle boję się koszmarów.. - opuściła głowę.
- Nigdy - zaśmiałem się. - Kocham cię i akceptuję każdą twoją cząstkę - przycisnąłem ją do siebie.
Tak samo, jak ty zaakceptowałaś moją przeszłość.. - dodałem w myślach.

Naty

Słyszałam wszytko. Całą rozmowę Maxiego i Camili. Skoro był pewien, że mówiłam prawdę o tych wiadomościach, musiał zobaczyć dowód. A to jest równoznaczne z tym, że grzebał w mojej komórce. Nie robiłby tego, jakby całkowicie mi ufał. Czyli uważa, że mogłabym go okłamać, albo coś przed nim ukryć.. Wiem, że nie powinnam przejmować się takimi bzdurami, ale.. To boli. Świadomość, że osoba, której wierzysz w każde słowo, nie ma zaufania do ciebie.
Jednak nie mam prawa obrażać się na Maxiego. Ocalił mnie, więc jestem mu coś winna. Udam, że nic nie słyszałam. Nic trudnego. Będzie tak, jak dawniej. Mam nadzieję..
Kogo ja oszukuję? Nie potrafię kłamać. Mam w sobie coś, co nie pozwala mi nie mówić prawdy.. Muszę z kimś o tym porozmawiać. Chyba najlepsza będzie Ludmiła.
Nie czekając ani chwili dłużej, wyszłam z domu i udałam się w stronę domu blondynki. Niewiele później znalazłam się przed jej drzwiami. Weszłam do środka i zastałam ją i Federico siedzących na kanapie.
- Hej Naty - odwróciła się i uśmiechnęła szeroko.
- Hola. Nie przeszkadzam? - spytałam.
- Jasne, że nie - wstała z miejsca i podeszła do mnie. - Fede, kochanie, zostawisz nas same? - zwróciła się do Włocha.
- Nie ma sprawy. I tak chciałem iść się przewietrzyć - mrugnął do nas.
Ludmiła zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i czekałam, aż wróci z kuchni. W końcu pojawiła się z talerzem pełnym kanapek.
- Masz jakiś problem? - spytała.
- Tak.. Usłyszałam coś, czego nie powinnam i teraz nie wiem, jak mam zachować to w tajemnicy..
- A to jest bardzo ważne? Jeśli nie to po prostu wyrzuć z głowy i po problemie - uśmiechnęła się.
- Tak. Strasznie. Przynajmniej dla mnie.. - odparłam.
- Może opowiedz mi całą historię? Wtedy będę mogła ci pomóc.
Zrobiłam tak, jak poleciła mi Ferro. Poinformowałam ją o każdym, nawet najmniej ważnym szczególe.
- Najłatwiej byłoby wyjawić prawdę - podsumowała.
- Nie mogę. Wolę, aby myślał, że o niczym nie wiem.
- Dlaczego? - spytała.
Problem w tym, że sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.. Po protu nie chciałam, aby wiedział, że zdaję sobie sprawę z tego, że mi nie ufa.
- Nie ważne.. Ja już idę. Maxi beze mnie jest jak bezbronne dziecko - zaśmiałam się. - Mogę jeszcze jutro do ciebie wpaść?
- Oczywiście - uniosła kąciki ust. - Przychodź zawsze, kiedy chcesz - przytuliła mnie.

__________________________
Już po tym rozdziale jesteście w stanie domyślić się, kto był szefem gangu, w którym "pracował" Leon C:
[W następnym zaręczyny Fedemili *-* ]
Mam nadzieję, że się podobało
Kocham Was wszystkich <3

20.07.2014

Rozdział 43 - To już koniec

Leon

Nie pozwolę się szantażować. Na pewno nie takim gnojkom. I pomyśleć, że ja kiedyś byłem taki, jak oni.. Ale to przeszłość. Nie cofnę tego, kim byłem. Najważniejsza jest moja zmiana. Potrafiłem dostrzec moje błędy i zawrócić na lepszą drogę.
- Pan Leon, prawda? Proszę wejść - powiedział policjant.
Teraz całkowicie zakończę moje dawne życie. Gang prawdopodobnie się rozpadnie. Większość trafi do więzienia. Czy to źle, że wcale nie jest mi ich szkoda?
Złożyłem zeznania i wyszedłem z sali. Musiałem tylko zostawić mój telefon. Policja potrzebowała go do namierzenia miejsca, z którego dzwoniła Candelaria.
Jedynym, co mi zostało, jest wyjawić całą prawdę Violettcie.. Martwiła się, gdy powiedziałem, że idę na komisariat. A ja musiałem wymyślić jakąś bajeczkę.. Nie będę kłamać. Nienawidzę oszustów. Nie mogę stać się jednym z nich. Dlatego opowiem jej wszystko. Z najdrobniejszymi szczegółami. Nie zniechęci się przez to do mnie. Przecież dobrze wie, jaki teraz jestem.
Czyli już postanowione. Jak tylko zajdę do domu, Violetta pozna moją przeszłość. Jest moją dziewczyną, ma prawo o niej wiedzieć. Jeśli przez to mnie zostawi, będzie to równoznaczne z tym, że nie akceptuje tego, jaki byłem.. Jednak wątpię, aby tak postąpiła. Viola jest cudowną dziewczyną i potrafi wybaczyć nawet to, gdy ktoś ją zrani. Zawsze każdemu daje drugą szansę.
To już koniec. Nie będę musiał niczego ukrywać. Wszystko stanie się jasne.
Jednak nie jestem pewien, czy mówić jej o jednym szczególe.. Przecież nic się nie stanie, jak zataję jedną rzecz. Lepiej dla niej będzie, gdy nie będzie o tym wiedziała. Zbyt mocno ją to zrani. Na pewno poczułaby się źle, wiedząc, że jeden z jej przyjaciół był zarządcą naszego gangu.. Chociaż, dla mnie będzie lepiej, jeśli straci do niego zaufanie. Od początku go nienawidziłem, więc mogę tylko na tym zyskać. Ale nie postąpię tak. Nie chcę ranić Violetty.

Violetta

Martwię się o Leona. Poszedł na komisariat i nie chciał mi powiedzieć, po co.. Co będzie, jeśli zrobił coś złego i pójdzie do więzienia? Nie. On taki nie jest. Od zawsze zachowywał się, jak prawdziwy książę. Już przy naszym pierwszym spotkaniu okazał się cudownym chłopakiem. Cały czas trwał przy moim boku. Był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć. Cieszę się, że los się do mnie uśmiechnął i dzisiaj mogę być jego dziewczyną. Wiem, że co najmniej połowa żeńskiej części studio chciałaby być na moim miejscu. Jednak niech na to nie liczą. Musiałabym być idiotką, aby pozwolić odejść komuś takiemu, jak Leon. Nigdzie nie znajdę osoby tak cudownej, pięknej, kochanej, opiekuńczej i idealnej, jak Verdas.
W pewnej chwili usłyszałam przekręcanie kluczyka w zamku. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do drzwi. Jak tylko zobaczyłam Leona, rzuciłam mu się na szyję.
- Już jesteś! Bałam się, że to coś poważniejszego - popatrzyłam mu w oczy.
Nawet się nie spojrzałam, kiedy chłopak wziął mnie na ręce.
- Violu, muszę powiedzieć ci coś ważnego - zrobił poważną minę.
- Wiesz, że mi możesz mówić o wszystkim - zaciśniłam uścisk.
Brunet podszedł do kanapy i położył mnie na niej. Chwilę potem zajął miejsce obok.
- Najpierw obiecaj, że przez to mnie nie zostawisz - złapał mnie za rękę.
- Kochanie, jasne, że nie! Nie przeżyłabym ani minuty z myślą, że nie jesteśmy już razem.
- Więc.. Zacznijmy od tego, że to działo się dawno temu, około rok temu. Jeszcze przed tym, jak się poznaliśmy. Ja byłem wtedy.. - ścisnął mocniej moje dłonie. - Szefem gangu rozprowadzającego narkotyki. Brałem udział w niezliczenie wielu akcjach. Nieraz ktoś został ranny. Często zdarzało się też, że ludzie "odpadali" po spożyciu zbyt dużej ilości prochów. Jednak ja nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się z tego. Im więcej kupowali, tym bogatszy byłem. Wiem, co o mnie teraz pomyślisz. Cham, egoista, idiota..
- Nie - przerwałam mu.- Nigdy nie mogłabym powiedzieć o tobie złego słowa.
- Violu, to nie koniec.. Nagle wyskoczyło nam większe zlecenie. Mogło skończyć się akcją z policją. Jednak nie zastanawiałem się ani chwili. Mimo, że Francesca i reszta przyjaciół mnie ostrzegała. Pojechałem tam, tak jak zwykle. Wtedy pierwszy raz wycelowałem do człowieka.. Na szczęście Maxiemu udało się mnie powstrzymać. On, razem z innymi, odnalazł miejsce, do którego miałem przyjechać. Jakby nie oni, nie wiem, co by się ze mną stało. Dopiero wtedy zrozumiałem, że tylko im na mnie zależy. Traktują mnie, jak przyjaciela. Wszyscy mi pomogli. Dzięki nim wydostałem się z tego interesu.
Poczułam, jak jedna łza spływa mi po policzku. Nie mogłam uwierzyć, że Leon był kimś takim.. Mój cudowny książę z bajki.. Ale zmienił się. To mi w zupełności wystarcza. Dzisiaj jest całkiem innym człowiekiem. Chłopakiem, którego kocham z całego serca.
Jemu też musi na mnie zależeć. Jakby tak nie było, nie opowiedziałby mi o tym wszystkim. Ufa mi. Cholernie mi ufa. Wątpię, żeby komukolwiek innemu mówił o swojej przeszłości. Widać po nim, jak bardzo go to boli.
Cieszę się, że postanowił uświadomić mnie w tym wszystkim.
- Nawet, jakbyś był dzisiaj taki sam, i tak bym cię kochała - uśmiechnęłam się.
Leon uniósł głowę i spojrzał na mnie oczyma pełnymi wdzięczności.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ulżyło. Dziękuję. - przycisnął mnie do siebie.
- To ja dziękuję tobie za to, że mi zaufałeś - ucałowałam go w policzek.

Maxi

Siedziałem w domu i czekałem, aż Naty wróci ze sklepu. Dlaczego na tak długo tak poszła? Mogę się założyć, że spotkała kogoś po drodze i teraz z nim rozmawia. Jak zwykle, zresztą. Już całkowicie zapomniała o swoim obolałym bohaterze.
Wyciągnąłem komórkę i wpisałem numer mojej dziewczyny. Chwilę potem usłyszałem dzwonek dochodzący z kuchni. Podniosłem się i z trudem doszedłem do pomieszczenia. Spojrzałem na szafkę i zobaczyłem telefon Natalii. Cudownie. Nawet nie wzięła go ze sobą..
Wróciłem do mojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Skoro już mam możliwość zobaczyć, co ma w komórce, czemu nie spróbować? To nie tak, że chcę ją kontrolować na każdym kroku. Ale to moja wina, że nie nosi ze sobą telefonu.
Odblokowałem urządzenie i uważnie przyjrzałem się ekranowi. Widniały na nim zdjęcia wiadomości. Przybliżyłem twarz do wyświetlacza i oniemiałem. Cholera jasna, Natka mówiła prawdę! Camila chciała, abyśmy zerwali ze sobą, żeby ona mogła być moją dziewczyną. Jak mogłem jej nie uwierzyć?! Jestem idiotą. Nie mieć zaufania do drugiej połówki. Oczywiście, musiałem wszystko zbagatelizować i obrócić w żart. Co ja mam teraz zrobić? Jeśli jej powiem, że widziałem fotografie sms'ów, wścieknie się za to, że grzebałem w jej telefonie.
Może po prostu wspomnę jej o tym, że kiedyś mówiła o "intrydze Cami". Nie. Znam Natę, zapewne powie, że sprawa zakończona i nie ma czego rozpamiętywać. Na pewno tego nie zostawię. Już nie będę przyjaźnił się z Camilą. Ale muszę jakoś zadośćuczynić mojej dziewczynie.
- Maxi, wróciłam! - usłyszałem głos Natalii.
Szybko odłożyłem komórkę na stolik i zacząłem udawać, że śpię.
- Maxi? - zajrzała do pokoju, w którym się znajdowałem.
Usłyszałem, jak zbliża się w moją stronę. Gdy tylko znalazła się nade mną, złapałem ją w talii i przycisnąłem do siebie.
- Witaj kochanie - uśmiechnąłem się.
- Jesteś głupi. Puść mnie - zaśmiała się. - Muszę zrobić ci coś do jedzenia - cmoknęła mnie w nos.
- Ale ja chcę ciebie tu i teraz - zrobiłem smutną minę.
- Dobrze, zostanę - uległa. - Tylko kilka minut! - pomachała mi palcem przed oczyma.

Francesca

Boję się, że Marco jest na mnie trochę zły.. Zaniedbywałam go przez cały pobyt w Madrycie. Mimo, że przyjechał tam specjalnie dla mnie. Tak bardzo się starał, a ja go olałam.. Jestem okropną dziewczyną. Nie zasługuję na tak cudownego chłopaka. Dziwię się, że jeszcze ze mną nie zerwał.
Ale ja nie będę płakała po kątach. Wezmę sprawy w swoje ręce i nawet się nie obejrzę, kiedy znajdę się w ramionach Marco.
Wyszłam na podwórko i wzięłam głęboki oddech. Francesca Cauviliga wkracza do akcji. Wyjęłam komórkę i wstukałam numer mojego chłopaka. Poczekałam kilka sygnałów, po czym usłyszałam dźwięk kończenia rozmowy. Miło.. Czyli jest na prawdę mnie zły. Ale bez przesady. Zachowuje się, jak obrażona baba. Nie. Cofam to. Nie mam prawa mówić ani jednego złego słowa o moim idealnym chłopaku.
Skoro nie chce ze mną gadać przez telefon, odwiedzę go osobiście.
Udałam się w stronę jego domu. Po drodze kupiłam czekoladę, którą chciałam dać mu na przeproszenie. Niestety, nie dałam rady przeciwstawić się instynktowi i zjadłam całą kostkę przed drogę. Teraz, jeśli zechce czegoś słodkiego, będzie musiał mnie pocałować.
Stanęłam przed drzwiami Marco i kilkakrotnie zapukałam. Po chwili przed moimi oczyma pojawił się on we własnej osobie.
- Kochanie stęskniłam się, dlaczego nie odbierałeś? - zrobiłam smutną minę.
- Co się stało, że raczyłaś mnie odwiedzić? Dziewczyna mojego brata nie ma już problemów, więc nie wiesz co robić? - spytał ironicznie.
- To było niemiłe, wiesz? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- To, jak mnie olewałaś w Madrycie też nie należało do najlepszych.
- Marco.. Przepraszam. Wiem, że źle zrobiłam. Ty się kłopotałeś i przyleciałeś specjalnie dla mnie, a ja rozwiązywałam problemy Violi.. Już nigdy tak nie zrobię. Kocham cię i nie chcę, żebyś był na mnie obrażony..
- Tym razem ci wybaczam - zaśmiał się i rozłożył ręce.
Nie czekałam ani chwili i rzuciłam mu się na szyję. Moment później, na całej twarzy mojego chłopaka znajdowało się milion śladów po pocałunku

Ludmila

Już nie mogę doczekać się mojego przyjęcia urodzinowego. Wiem, że w tym roku będzie całkiem inne, niż w poprzednich latach. Teraz mam przyjaciół, w którymi będę mogła się bawić. Nie będę jedyną osobą uczestniczącą we wszystkich zabawach. W końcu przeżyję prawdziwe urodziny. Po raz pierwszy od tak wielu lat spędzę je z uśmiechem na twarzy. Nie będą jedynie "kolejnym nudnym dniem mojego życia". Tylko czasem, na który oczekuję z niecierpliwością.
A to wszystko dzięki Federico i reszcie moich przyjaciół. Jeju. Cieszę się, że mogę ich tak nazwać. Już nigdy więcej nie chcę stać się tą złą Ludmiłą, która odrzuca każdego od siebie. Potrzebuję towarzystwa. Tylko z ludźmi mogę czuć się prawdziwą sobą.
- Jestem pewien, że teraz oczekujesz na swoje urodziny - Federico objął mnie w talii.
- Zawsze musisz zachodzić mnie od tyłu? A potem się dziwisz, że nazywam cię zboczeńcem - zaśmiałam się.
- Odpowiedz na moje pytanie - ucałował mnie w policzek.
- Tak. Pierwszy raz będę odliczała do dnia, w którym się zestarzeję - uniosłam kąciki ust.
- A to wszystko dzięki twojemu cudownemu narzeczonemu - odwrócił mnie w swoją stronę.
Moment.. On powiedział "narzeczonego"? Chyba mu się coś w głowie poprzekręcało.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak właśnie się nazwałeś? - spytałam mrużąc oczy.
- No... Przejęzyczyłem się.. - zaśmiał się nerwowo. - Każdemu może się zdarzyć. Przecież nie chcę ci się oświadczyć.. - podrapał się po głowie.
- Jakoś nie brzmisz przekonująco - odparłam. - Ale ci wierzę. Jesteś zbyt głupi, by wpaść na coś tak genialnego - odwróciłam się od niego i zarzuciłam włosami.
- Ej! Jakby nie to, że za kilka dni masz urodziny, obraziłbym się na ciebie - szepnął mi na ucho.
- Jakiś ty łaskawy.. - prychnęłam.
- Jeszcze jedno słowo i będziesz musiała odkupić swoje winy.
- Przecież żartuję kochanie - cmoknęłam go w usta.

________________________
Żeby nie było niejasności (tytuł może trochę zbić z tropu xD) :
to nie jest koniec tego opowiadania, tylko akcji z "gangiem" Leona :3 (prawdopodobnie >D )
~*~
Ale dno ;-;
Chyba się pogarszam :c
Nie potrafię napisać nawet rozdziału ;c
Skoro nie ma komentarzy, to jest równoznaczne z tym, że mam rację :c

18.07.2014

Ona Shot Leonetta - Życie to nie bajka

Ludzie są okrutni. Wiedziała o tym od zawsze. Skrzywdzili ją tyle razy, że już całkowicie straciła w nich wiarę. Nie liczyła na to, że kiedykolwiek spotka kogoś, komu będzie w stanie zaufać. Na chwilę obecną było to nieprawdopodobne. Zdawała sobie sprawę, że chcą się z nią przyjaźnić jedynie dla pieniędzy.
Wykorzystać i porzucić.
Wszystko przez to, że miała ojca milionera.
Ojca, który nawet nie znajdywał dla niej czasu. Całe życie poświęcał na pracę. Zaniedbywał żonę, córkę, syna.. Nic nie było dla niego ważniejsze od pieniędzy. Nic. Nawet się nie przejął, gdy matka jego dzieci zostawiła go samego. Ba, cieszył się. Przecież nie będzie musiał już tyle wydawać..
Dlaczego musiała urodzić się Violettą?
Zadawała sobie to pytanie milion razy. Niestety, nigdy nie potrafiła na nie odpowiedzieć.
Może Bóg tak chciał? Aby cierpiała.
Jej życie było już zapisane. Tam, na górze.
Nie wierzyła, że może być szczęśliwe zakończenie. Przecież to nie bajka. Niestety..
~*~
Siedziała w łazience od kilkunastu minut. Cały czas zastanawiała się, czy ma przejechać żyletką po ręce. Z jednej strony obiecała, że już nigdy nie będzie tego robić. Ale.. Jest jej zbyt ciężko. Mimo że jej brat i przyjaciółka ciągle przy niej są i pragną pomóc, ona nie daje rady. Ludzie spychają ją na samo dno. A to wszystko za sprawą jednej „niewinnej” plotki, którą rozpuścił jej były chłopak. „Violetta jest w ciąży”. Najpierw ich to bawiło, a potem zrobili z niej potwora. Myśleli, że usunęła dziecko. Problem tkwił w tym, że nigdy go nie miała. Sama nie wiedziała, skąd w głowie Samuela zrodził się tak chory pomysł.
Nie miała pojęcia, dlaczego tak ją skrzywdził. Przecież codziennie zapewniał, że kocha ją nad życie. Za każdym razem powtarzał, że nikt ich nie rozdzieli. A jednak. On sam sprawił, że pojawiły się jej wszystkie problemy.
Był zaledwie jeden plus tego wydarzenia. Violetta uwolniła się od fałszywych przyjaciół. Dowiedziała się, że zadawali się z nią jedynie dla sławy. Którą potem też straciła..
Beż dłuższego namysłu pociągnęła zimnym metalem po ręce. Syknęła z bólu. Chwilę potem usłyszała, jak ktoś wbiega do pomieszczenia, w którym się znajdowała. Podniosła głowę i ujrzała swojego brata, Federico.

*Violetta*

No i świetnie. Znowu dostanę od niego opieprz. Chociaż.. Należy mi się. Złamałam dane słowo.
- Violetta! Co ty sobie myślałaś?!
- Przepraszam.. – powiedziałam ledwo dosłyszalnym głosem.
- Myślisz, że to wystarczy?! – krzyknął – Obiecałaś.. – dodał odrobinę ciszej.
- Już nigdy tego nie zrobię..
- Zawiodłem się na tobie – szepnął.
Spojrzałam na niego oczyma, przepełnionymi łzami. Nie musiał mi tego mówić, abym wiedziała.
Ostatnio każdego zawodzę. Ludmiłę, Federico, siebie..
- Nie masz mi nic więcej do powiedzenia? – spytał.
Nie wytrzymałam dłużej i zerwałam się z pozycji siedzącej. Chwilę potem znajdowałam się w silnych ramionach chłopaka. Czułam, jak delikatnie gładzi mnie po głowie. Dla niego nieważne było to, że jeszcze chwilę temu czuł do mnie wściekłość. Liczyło się tylko to, że potrzebuję pocieszenia.

* trzy miesiące później*

Leżałam na łóżku i notowałam w swoim pamiętniku, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – odezwałam się.
Po chwili zobaczyłam Ludmiłę i jakiegoś chłopaka. Muszę przyznać, był przystojny. Miał piękne, czekoladowe oczy i cudownie układające się włosy o podobnym kolorze. Gdy się uśmiechał, robiło mi się tak dziwnie ciepło na sercu.
Stop. Nie mogę tak o nikim myśleć. Wszyscy są tacy sami. Jak dam zwieść się jego urokowi, będę skończona. Znowu zamknę się w sobie i nie zechcę z nikim rozmawiać.
- Poznaj Leona – zaczęła Ludmiła – To mój kuzyn, będzie z nami mieszkał przez jakiś czas.
Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? Muszę żyć z nim pod jednym dachem.. Nie wiem, jak to wytrzymam.
Niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do chłopaka.
- Violetta – wyciągnęłam rękę w jego stronę.
Nie musiałam długo czekać na reakcję. Uścisnął moją dłoń i szeroko się uśmiechnął.
Znowu to cholerne uczucie. Przyjemne ciarki wywołane jego dotykiem. Nie mogę tak o nim myśleć. Nie chcę znowu cierpieć.
- Gdzie będzie spał? – zwróciłam się do blondynki.
- Em.. – wyglądała na zakłopotaną – Jest mały problem..
- Jaki? – spytałam poirytowana.
- Musicie mieszkać w jednym pokoju, bo nie ma miejsca – powiedziała najszybciej, jak potrafiła.
- Co?! – krzyknęłam równocześnie z Leonem.
Widocznie on też nie miał o tym pojęcia. Wymieniliśmy znaczące spojrzenia i zaczęliśmy kłócić się z Ludmiłą. Niestety, nic nie wskóraliśmy.
I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu mieszkałam w olbrzymiej willi, a teraz muszę męczyć się w tym małym domku.
Dlaczego?
Nie wytrzymywałam fałszywości ludzi. Jak tylko zapraszałam ich do swojego domu, stawali się nadzwyczaj mili. Nienawidzę sztuczności. Nie potrzebuję „przyjaciół” kochających moje pieniądze. Wolę mieć jedynie Ludmiłę. Tylko ona i Federico potrafią mnie wysłuchać, zrozumieć, pocieszyć.. Po co mi ktokolwiek inny?

~* 2 miesiące później*~

Violetta coraz bardziej przekonywała się do Leona. Powoli zaczynała traktować go, jak przyjaciela. Zwierzałam mu się z problemów, opowiadała o swoim życiu. Traktowała, jak ... chłopaka? Nie. To zbyt poważne określenie. Uważała go za starszego brata. Przynajmniej tak jej się wydawało…

Mianowicie Leon kochał ją coraz mocniej. Już od pierwszego wejrzenia poczuł coś specjalnego do Violetty. Dzięki mieszkaniu w jednym pokoju, udało mu się do niej zbliżyć. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Jednak to nie wystarczyło Verdas'owi. Pragnął czegoś więcej.
Mimo jego silnych uczuć, nikomu o tym nie mówił. Znał każdą chwilę z życia Violetty. Dobrze wiedział, jak nienawidziła mężczyzn. Bał się, że go odrzuci, gdy dowie się, jak mocno ją kocha. Nie chciał, aby Violetta się od niego odcięła. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. Tylko do niej był w stanie poczuć coś tak silnego, jak miłość. Wcześniej myślał, że żadna dziewczyna nie zdoła dokonać czegoś takiego. Życie potrafi zaskakiwać.. Nie może zniszczyć ich cudownej przyjaźni przez jedno, zbyt śmiałe pytanie.

Violetta przemierzała szkolny korytarz ze spuszczoną głową. Minęło tyle czasu, a ludzie wciąż szepczą za jej plecami. Najbardziej bolało ją to, że nie zrobiła nic złego, a Samuel oskarżył ją o tak okropną rzecz. Czym sobie na to zasłużyła?
W pewnej chwili poczuła mocne uderzenie w głowę. Odwróciła się i zobaczyła roześmianą grupkę. Nie wytrzymała dłużej, więc szybko pobiegła do toalety. Spojrzała i lustro i ujrzała cienką smużkę krwi, spływającą po jej włosach.
Dlaczego ją krzywdzą?
Weszłam do jednej z kabin i wyciągnęła żyletkę. Nie robiła tego od tak dawna.. Ale teraz wszystko ją przerosło. „Przepraszam braciszku” szepnęła i właśnie chciała przejechać ostrym narzędzie po ręce, kiedy ktoś z hukiem otworzył drzwi. Uniosła głowę i zobaczyła Leona. Chłopak przykucną obok niej i rzucił smutne spojrzenie.
- Nie możesz krzywdzić siebie przez idiotyczne zachowanie innych – powiedział i zabrał żyletkę dziewczynie.
- Zaniesiesz mnie do domu? Proszę. Strasznie boli mnie głowa.. – odparła.
Brunet, nie czekając ani chwili, wziął Violettę na ręce i wyszedł z łazienki. Nie zwracał uwagi na zdziwione spojrzenie innych uczniów studio. Ich zdanie było najmniej ważne. Teraz liczyło się tylko bezpieczeństwo jego ukochanej.

*Violetta*

Leon jest kochany. Zaopiekował się mnie, pomógł zapomnieć o tym przykrym wydarzeniu chociaż na krótki moment.
Nie wiem, czy dobrze odczytuję własne uczucia, ale chyba go kocham.. Tak trudno jest mi się do tego przyznać. Ale nie mogę dłużej ukrywać. Przynajmniej nie przed samą sobą.
Chciałabym mu o wszystkim powiedzieć, jednak nie potrafię. Przecież on nie czuje do mnie czegoś takiego..
- Widzę, że księżniczka się obudziła – do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty Leon.
- Tak – uniosłam kąciki ust – Dziękuję..
- Za co? – usiadł na krańcu łóżka.
- Za wszystko. Cieszę się, że cię poznałam – przybliżyłam się do Verdasa i mocno przycisnęłam go do siebie.
Gdy oddaliliśmy się od siebie, spojrzał mi głęboko w oczy. Poczułam, jakby miliony motylków znajdowało się w moim brzuchu. Chwilę potem złapał mnie za podbródek i delikatnie uniósł do góry.
- L-Leon, co ty rob.. – nie udało mi się dokończyć, ponieważ brunet złączył nasze usta w pocałunku.
Było mi tak dobrze. Czułam ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Nawet przy Samuelu. Po raz pierwszy wiem, że to jest prawdziwa miłość.

Bezapelacyjnie ten dzień był najlepszy zarówno dla Violetty, jak i Leona. Oboje wyznali sobie miłość, jednocześnie dając jej potwierdzenie. Od tego wydarzenia zawsze chodzili uśmiechnięci. Nikt, ani nic nie mogło popsuć ich związku.
Gdy Violetta skończyła dwadzieścia lat, wzięła ślub z Leonem. Niewiele później na świat przyszło ich pierwsze dziecko – Martina. Wreszcie mogli tworzyć szczęśliwą rodzinę.

Życie jednak może stać się bajką. Wystarczy odnaleźć swoją drugą połówkę. Odwzajemniona miłość jest jedynym, czego nam potrzeba. Posiadając kochaną osobę można przeciwstawić się wszystkim trudnościom i przejść każdą przeszkodę.
___________________________
Nie mam na nic siły.
Nic mi nie wychodzi, wszystko psuję..
Nie wiem, kiedy pojawi się rozdział. Wszystko zależy od weny. Może być jutro, pojutrze, za tydzień..
OS'a napisałam już dawno temu, ale dopiero dzisiaj go dodaję. 
Teraz na pewno nie wyszłoby mi coś takiego. Zbyt źle się czuję. 
W jednym dniu straciłam dwie najważniejsze dla mnie osoby..
Ale nie będę się nad sobą rozczulać c:
Mam nadzieję, że się podobało c:

17.07.2014

Rozdział 42 - Dziękuję

Violetta

Stałam na podwórku Verdas'a i czekałam, aż dołączy do mnie Francesca. Sama nie wejdę do jego domu. Boję się.. Co, jeśli stanie się tak, jak w moim śnie?
- Vilu, czemu ciągle tu jesteś? - spytała.
Odburknęłam coś pod nosem i czekałam, aż Włoszka przywita się z Leonem. Zapukała kilkakrotnie do drzwi i po chwili naszym oczom ukazał się zaspany chłopak. Nawet z rana wygląda słodko..
- Wcześniej nie mogłyście przyjść? Normalny człowiek śpi o tej godzinie - warknął.
- Przepraszam, że śmiałam obudzić księcia - odpowiedziała z ironią. - Chcesz zobaczyć nagranie, czy nie? Mi to nie sprawia żadnej różnicy.
- Chcę! - momentalnie się rozbudził. - Właźcie - otworzył szerzej drzwi.
Gdy wchodziłam do środka nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiem dlaczego, ale czułam się tak, jak przy pierwszym spotkaniu z Leonem. Byłam nieśmiała, zdezorientowana, nie wiedziałam, co mam powiedzieć..
Nasza trójka usiadła na kanapie. Francesca odpaliła płytę w napędzie. Chwilę potem oglądaliśmy nagranie. Gdy film się skończył Resto wstała i udała się do wyjścia.
- Teraz nie będę wam przeszkadzać. Wyjaśnijcie sobie wszystkie sprawy - uśmiechnęła się i nacisnęła klamkę.
Poczułam, jak moje policzki oblewa rumieniec. Byłam jego dziewczyną tak długo, a teraz nie potrafię wydusić ani jednego słowa.
- Violu... Wybaczysz mi? - spytał, łapiąc mnie za rękę.
Uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
- Leon, powinieneś znać odpowiedź. Kocham cię i nigdy nie chciałam się z tobą rozstawać - przybliżyłam się do niego.
- Cieszę się. Możemy po prostu zapomnieć o tym wydarzeniu? - uśmiechnął się.
- Jasne. Ja już o niczym nie pamiętam - uniosłam kąciki ust.
Nachyliłam się do przodu i wtuliłam całym ciałem w Leona. Było mi tak ciepło.
Tylko jest mi trochę przykro, że potrzebował dowodów, aby móc mi uwierzyć.. Ja bym mu zaufała mimo wszystko. Nie martwiłabym się konsekwencjami. Kocham go i nigdy nie pragnęłabym rozstania.
Ale teraz już nie trzeba rozpamiętywać przeszłości. Skoro ta sprawa została zakończona, nie musimy nigdy do niej wracać. Chcę żyć szczęśliwie w związku z chłopakiem, który jest dla mnie całym światem.
- Obiecamy sobie, że już nikt, ani nic nas nie rozdzieli? I zawsze będziemy sobie ufać. Mimo wszystkich przeciwności? - spytałam.
- Dobrze. Przyrzekam - przybliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta w pocałunku.
Nie mogłam ich kosztować tylko przez kilka dni. Jednak dla mnie to były męczarnie. Każda sekunda bez ukochanej osoby jest torturą.
Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie.
- Mam to uznać, jako przypieczętowanie obietnicy? - zaśmiałam się.
- Tak, księżniczko - uniósł kąciki ust. - A tak poza tym, masz gdzie mieszkać?
- Jeśli będzie trzeba, pojadę do Angie.. - odparłam niepewnie.
- Mam lepszą propozycję. Przeprowadź się do mnie. Chociaż na jakiś czas.
Spojrzałam na Leona. Chciałam wykryć, czy nie robi sobie ze mnie żartów. Jednak wyglądał całkowicie poważnie.
- Na prawdę mogłabym? - przygryzłam wargę.
- Jasne, że tak, kotku. A nawet musisz. Nie będę cię woził na drugi koniec miasta - zaśmiał się.
- Jesteś kochany - okręciłam ręce wokół jego szyi.

Federico

Muszę gdzieś to schować, inaczej Ludmiła wszystkiego się domyśli. Nie jest głupia, od razu zrozumie, do czego jest mi potrzebny pierścionek. Przecież nie pomyśli, że kupiłem go dla siebie.
Prawdę mówiąc, długo zastanawiałem się, czy podjąłem właściwą decyzję. Ale zaręczyny nie zmuszają od razu do ślubu. Znam wielu ludzi, którzy pobrali się dopiero kilka lat po tym wydarzeniu. Ja pragnę, aby Ludmi wiedziała, że nie mam zamiaru szukać sobie innej dziewczyny i planuję z nią przyszłość. Jeśli się zaręczymy, to będzie pewne, że chcemy być razem na dłuższą metę.
- Fede! - usłyszałem głos mojej dziewczyny.
Chwilę potem ujrzałem ją w drzwiach. Szybko schowałem pudełeczko do kieszeni bluzy.
- Coś się stało, Lu? - spytałem.
- Nie. Chciałam tylko przytulić się do mojego ukochanego - uśmiechnęła się.
- Teraz? - odsunąłem się delikatnie.
- Nie pasuje ci coś? - podeszła bliżej. - Co tam chowasz? - uniosła brew.
- J-ja? - zająknąłem się. - Nic. Cholera, zapomniałem, muszę iść na spotkanie! Do zobaczenie potem - wyminąłem blondynkę i szybko udałem się do wyjścia.
Mało brakowało. Wystarczył jeden nieuważny ruch i nic by się nie udało. Oświadczę się jej, ale dopiero na urodziny. Dostanie najlepszy prezent w życiu. Drugi najlepszy prezent w życiu. Pierwszym byłem ja.
Usłyszałem, jak ktoś woła moje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem Francescę. Nowość, nie spóźniła się.
- Ciao. Po co dzwoniłeś? Potrzebujesz pomocy? - odezwała się.
- Tak. Ale to ściśle tajne, więc nikomu ani słówka - przyłożyłem palec do ust.
- Rozumiem. Więc o co chodzi? - skrzyżowała ręce na piersiach.
Przybliżyłem się do Włoszki i zacząłem szeptać jej na ucho.
- Musisz pomóc mi zorganizować przyjęcie urodzinowe dla Ludmiły. Chcę dać jej specjalny prezent - odsunąłem się.
- No problemo - uśmiechnęła się. - Ale będę potrzebowała pomocy innych. Mogę powiedzieć o tym chociaż Leonowi, Violettcie i Marco?
- Tak. Wszystkim naszym przyjaciołom. Ale nikomu więcej - odparłem.
- Jasne. Ile mam czasu? - spytała. - Z moimi umiejętnościami wystarczą mi nawet trzy dni.
- Tydzień - uniosłem kąciki ust. - Liczę na ciebie - mrugnąłem do niej.

Leon

Violetta poszła się wykąpać, a ja siedziałem w pokoju. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieli żadnych sekretów.. A ja wciąż jej nie powiedziałem o tym, kim byłem przed naszym pierwszym spotkaniem. Nie wiem czemu, ale mam przez to poczucie winy. Wydaje mi się, że powinna wiedzieć. Chociaż, że ta sprawa zakończyła się prawie rok temu. Sam nie wiem, co mam robić.
Zresztą, po co jej taki informacje? To daleka przeszłość. Na pewno już nie wróci. Przynajmniej ja nie mam zamiaru o niej przypominać. Zbyt wiele się nacierpiałem, aby zapomnieć. Nie chcę rozdrapywać starych ran. Wstydzę się tego, jakim byłem człowiekiem. Wolę, aby Violetta nie znała mnie z tej strony.
Zastanawiałem się, co zrobić, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. "Numer nieznany". Kto w dzisiejszy czasach zastrzega komórkę? No cóż, nic mi nie szkoda odebrać.
- Słucham? - odezwałem się.
- Czy mam do czynienia z Leonem Verdas? - usłyszałem kobiecy głos.
- Tak. Kto mówi?
- Już mnie nie pamiętasz kochanie? Tu Cande. Twoja była dziewczyna - zaśmiała się.
Cholera jasna! Skąd wzięła mój numer?! Myślałem, że wtedy wszystko zakończyliśmy. Miała już nigdy się nie odzywać. Dawno skończyłem z tym życiem.
- Czego ode mnie chcesz?! Nie myśl, że będę zadawać się z kimś takim, jak ty - warknąłem.
- Nie unoś się tak kotku. Inaczej możesz pożałować. Lepiej zrób to, czego chcemy.
- Myślisz, że się ciebie boję? - prychnąłem. - Zabawna jesteś.
- Ty może i nie, ale ta twoja dziewczynka raczej tak. Jak to jest było.. Violetta? - zaśmiała się.
- Jej w to nie mieszaj, jasne?! Nie będę brał udziału w niczym, co jest związane z moim starym życiem.
- Ojejku, jednak musisz. Jeśli nie zastosujesz się do naszych zasad, Violci stanie się krzywda. Przemyśl to - rozłączyła się.
To są chyba jakieś żarty. Tak bardzo chciałem uciec od przeszłości. Myślałem, że mi się udało, że wszystkie grzechy zostały zapomniane, odkupione. Dlaczego to wraca akurat teraz? Na pewno im nie pomogę. Nie wejdę znowu w to bagno. Już wtedy ledwo z niego wyszedłem. Nikt nie ma takiego szczęścia, żeby wydostać się z tego dwa razy. Mam chyba tylko jedno wyjście..
Kiedyś może i byli moimi przyjaciółmi. Jednak wolałbym nie mieć nikogo, niż takich, jak oni. Ci ludzie potrafili tylko mnie staczać. Nic więcej. Każdy, kto znalazł się w ich towarzystwie, źle kończył. Jedynie mi udało się to przetrwać i wrócić do normalnego życia. Spotkałem osoby, które na prawdę mnie polubiły i pragnęły mojego szczęścia. Nie myślały o tym, co zrobić, abym upadł niżej. Chciały mi pomóc.
I udało im się.. Po wielu trudach i przeciwnościach losu. Nie mogę znowu dać omamić się Cande i jej gangowi. Kiedyś bałem się iść na policję, jednak teraz nic nie stoi mi na przeszkodzie. Wykończę gnojków. Już nigdy nikomu nic nie zrobią.

Ludmiła

Już wiem, dlaczego Federico zachowywał się tak dziwnie.. Śledziłam go i zobaczyłam wszystko. Ten idiota spotyka się z Francescą! Dał jej buziaka, często się uśmiechał, szeptał. Miał jakieś tajemnice. Czego ja się dowiaduję. Na dodatek tydzień przed urodzinami. Byłoby "genialne", jakby zerwał ze mną w ten dzień.
Znowu czuję to, czego tak dawno nie posmakowałam. Smutek, rozgoryczenie, zawiedzenie.. Dlaczego mi to zrobił? Myślałam, że mnie kocha.. Nawet zastanawiałam się, czy kiedykolwiek weźmiemy ślub, założymy rodzinę. Teraz moje wszystkie marzenia rozprysły się, jak mydlana bańka. Nie chcę go znać. Jedynym wyjściem jest odcięcie się od Federico. Pierwszym krokiem, w stronę mojego samotnego życia, będzie opuszczenie jego mieszkania. Muszę jak najszybciej się spakować. Mam nadzieję, że zdążę przed jego powrotem. Nie mam zamiaru odpowiadać mu na serię bezsensownych pytań.
Pobiegłam do naszego domu. Niewiele później znajdowałam się w sypialni. Zdjęłam walizkę z szafy i zaczęłam pakować niezbędne rzeczy. Nie zajmowałam się układaniem, najważniejszy było to, abym jak najszybciej się wyniosła. Nie mogę go spotkać.
Zapięłam suwak bagażu i udałam się na dół. Nagle usłyszałam przekręcanie kluczyka w zamku. Cholera. Nie zdążyłam.
- Witaj księżniczko - uśmiechnął się, wkraczając do środka.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać - odparłam idąc w stronę podwórka.
- Ale co ja zrobiłem? Kochanie? - rzucił mi zdziwione spojrzenie.
- Co?! Zdradziłeś mnie, Federico! - krzyknęłam.
Poczułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy. Jednak starłam je szybkim ruchem ręki. Ludmiła Ferro nie płacze. Ludmiła jest silna. 
- Kotku, ja nic nie zrobiłem!
- Nie kłam. Widziałam was. Ciebie i Francescę. Nie potrzebuję zbędnych wyjaśnień.
Chłopak opuścił głowę. Świetnie, czyli to wszystko prawda. Nawet nie wie, jak ma to wytłumaczyć, więc nic nie mówi. Takie "szczęście" mogło przydarzyć się tylko mi..
- To miała być niespodzianka, ale.. Dowiedziałaś się wcześniej, niż powinnaś - uśmiechnął się delikatnie.
- Aha, czyli twój związek z Fran miał być moim "prezentem"?! - prychnęłam.
- Nie. Spotkałem się z nią po to, aby zorganizować ci przyjęcie niespodziankę. Wcale nie dałem jej buziaka, tylko szeptałem do ucha. Nie chciałem, żeby ktoś dowiedział się, co planujemy.
Otworzyłam szeroko oczy. Czyli to wszystko było dla mnie? Jestem taką idiotką.. Nie zasługuję na nic.. Osądziłam Federico, mimo, że on nie był niczemu winny..
- Przepraszam.. Już nigdy tak nie postąpię - rzuciłam mu się na szyję.
- No już, nie płacz. Wiem, że to mogło trochę dziwnie wyglądać - pogłaskał mnie po głowie.
- Nie jesteś zły? - spytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Na ciebie? Nigdy - zaśmiał się. - Ale teraz będziesz musiała odpokutować swoje grzechy - zrobił poważny wyraz twarzy.
- Dla ciebie wszystko - uniosłam kąciki ust.
- Będziesz chodziła po domu w samej bieliźnie.
- Zboczeniec! - pisnęłam. - Odsuń się ode mnie, boję się. Ratunku!
- Przecież żartuję - cmoknął mnie w usta. - Jednak teraz poczekasz dłużej na prezent urodzinowy - pokazał mi język.
- Jesteś okrutny. Zboczony i okrutny - skrzyżowałam ręce na piersi.
- A z ciebie straszna zazdrośnica - zaśmiał się.
- To nie tak! Po prostu źle odebrałam sytuację.. - broniłam się.
- Tak sobie tłumacz - objął mnie w talii. - Ale wiesz, że będę cię kochał mimo wszystko. Nie ważne, co zrobisz. Ja zawsze pozostanę przy twoim boku - ucałował mnie w czoło.
- Wiem. Dziękuję ci - wtuliłam się w jego tors.

__________________________
Jak dużo Fedemili :o (Werkuś, nie musisz dziękować XD <3)
Dzisiaj jest na prawdę strasznie krótko :c
Ale chciałam dodać >.>
Tak w ogóle, przepraszam, że napisałam coś tak marnego ;-;
Stworzyłam to dzisiaj nad ranem (1-2) ;-;
Chyba powinnam wcześniej iść spać ;-;
Najgorszy rozdział w historii tego bloga :c

16.07.2014

Rozdział 41 - Tacy przyjaciele to skarb

Violetta

Udało mi się przekonać Angie, żebyśmy pojechały do Buenos Aires taksówką. Najpierw narzekała, że zajmie to nam wieki, ale w końcu przystała na moją propozycję.
Tak bardzo się cieszę. Będę mogła zobaczyć Leona. Francesca ma dowody, potwierdzające moją niewinność, więc na pewno mi wybaczy. Jednak nie będzie tak źle, jak myślałam.
Ale boję się jednego.. Tego, że nie będziemy między nami tak, jak dawniej. Nie zdziwię się, gdy Verdas straci do mnie zaufanie. Bądź, co bądź, okłamałam go. Nie powiedziałam, że poszukiwałam Diego. Nie miał nawet pojęcia, że spotkałam Hiszpana. Jakby on nie powiedział mi tak istotnej rzeczy, na pewno czułabym się zawiedziona. Myślałabym, że nie ufa mi na tyle, aby poinformować mnie o czymś takim.
Nie chcę, żebyśmy zachowywali się dziwnie. To byłoby okropne, gdybyśmy mieli przed sobą tajemnice. Pragnę żyć w szczęśliwym związku. Wolnym od kłamstwa. Już raz przechodziłam przez takie piekło. A wszystko przez to, że mój ojciec cały czas mnie oszukiwał.
Jednak, jeśli miałabym wybierać, wolę być dziewczyną Leona, mimo wszystko. Nawet przeboleję niezręczną ciszę między naszą dwójką. Najważniejsze jest to, aby teraz nam uwierzył i żebyśmy znów mogli być razem.
Najwyżej będę go częściej całować. Wtedy nie będziemy mogli nic mówić, więc żadne z nas nie poczuje się dziwnie przez brak rozmowy.
Wyjrzałam przez okno i patrzyłam z uwagą na mijane domy. Żegnaj Madrycie. 
- Cieszysz się, że niedługo będziemy z powrotem w domu? - spytała rozpromieniona Francesca.
- Bardzo. Nudziło mi się w Hiszpanii.. - odpowiedział śpiący Marco.
- Nie mówiłam do ciebie, tylko do Violetty - burknęła.
Brunet zamamrotał coś pod nosem i wlepił nos w szybę.
- Dlaczego miałabym się nie cieszyć? Zobaczę Leona, będę mogła znów być jego dziewczyną, przytulić się, pocałować.. - rozmarzyłam się.
- Żebyś tylko mu do łóżka nie wskoczyła - zaśmiała się.
Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie, a następnie strzeliłam po głowie. Włoszka poleciała na Marco, przez co on uderzył głową w szybę. Zakochana para zaczęła się kłócić (droczyć), a ja miałam z tego ubaw. Raz na jakiś czas można pośmiać się z przyjaciół.
- Violu, kochanie. Idź już spać, jest późno - zakomunikowała Angie.
- Ciociuu! Nie jestem już małym dzieckiem - udałam naburmuszoną.
- Dla mnie zawsze będziesz - uśmiechnęła się.
- Robisz mi wstyyd.. - przeciągnęłam.
Tym razem to Marco i Francesca wybuchnęli śmiechem. Ja nie widzę w tym nic zabawnego. Jakby jedno z nich miało tak nadopiekuńczą ciocię, nie wychodziłoby z nią z domu.

Leon

Dlaczego Francesca nie dzwoni?! Miała mi powiedzieć, jak tylko wyjadą z Madrytu. Może coś im wypadło i jednak nie przyjadą? Ja chcę zobaczyć Violettę! Poprawka, zobaczyć ich wszystkich. I w końcu dojrzeć te dowody, o których mówiła Włoszka. Jeśli będą one wskazywały na to, że Castillo nie kręciła z Diego, od razu jej wybaczę. Nie chcę się kłócić z dziewczyną, którą kocham. My jesteśmy stworzeni do bycia razem, a losowi nie da rady się przeciwstawić.
Mimo, że jeszcze nie zobaczyłem niczego, co potwierdzałoby niewinność Violetty, czułem się tak lekko. Jakby ogromny kamień spadł mi z serca. Już teraz wiem, że znów będę mógł nazywać ją swoją dziewczyną. Niech tylko do cholery dojedzie!
Pewnie Fran zapomniała do mnie zadzwonić.. Jak zwykle. Innym wytyka, a sama nie jest idealna. Z takimi przyjaciółmi można zwariować..
Jednak, mimo wszystkich ich wad, cieszę się, że ich poznałem. Nawet Andreasa. Bez nich nigdy nie poradziłbym sobie w życiu. Nie dałbym rady wyjść z bagna, w którym siedziałem.. Tylko dzięki dojściu do studio, przeciwstawiłem się problemom. Wcześniej byłem okropnym człowiekiem.. Nie liczyłem się z uczuciami innych ludzi. Obchodziło mnie tylko to, co ja potrzebuję i czego chcę. Istny egoista.
Ale najbardziej zmieniła mnie Violetta. To jej zawdzięczam najwięcej. Przed pojawieniem się tej ślicznej istotki, wciąż byłem idiotą. Nie siedziałem już w interesie dilera, ale ciągle się nim czułem. Traktowałem innych z góry. I pomyśleć, że mimo mojego idiotycznego zachowania, oni mnie nie opuścili. Byli od samego początku. Chociaż, że tyle razy ich odrzucałem, ciągle chcieli mnie chronić. I udało im się.. Pomogli mi odciąć się od tego chorego towarzystwa.
To było trudne. Nie tylko dla mnie, ale i dla nich. Jednak nie zostawili mnie na pastwę losu. Pragnęli mojego szczęścia. Mieli do mnie szacunek, mimo, że sam sobą gardziłem. Tacy przyjaciele to skarb..
Nawet nie chcę myśleć, co dzisiaj by się ze mną działo, gdybym ich nie poznał. Zapewne dalej siedziałbym w tym interesie. I nigdy nie poznałbym Violetty.. Mojego światełka w tunelu. Mojej miłości..
~*~
Nie, ja tego nie wytrzymam. Muszę zadzwonić do Fran i dowiedzieć się, czy są już w samochodzie!
Wybrałem numer Włoszki i odczekałem kilka sygnałów. W końcu usłyszałem jej głos.
- Leooooooon? - ziewnęła.
- Zgadłaś - powiedziałam ironicznie. - Wyjechaliście wreszcie?
- Ojej, zapomniałam, że miałam cię poinformować - zaśmiała się. - Tak, jesteśmy już w drodze.
- A wiesz, co jest najlepsze? To, że wkurzasz się na innych, jak coś wyleci im z pamięci, a sama nie jestem lepsza - warknąłem.
- Ale jest różnica między "zapomniałam powiedzieć, że wyjechaliśmy", a "zapomniałem cię poinformować, Camila wyjechała" - odpowiedziała takim samym tonem. - A po drugie nie będziesz robił mi wyrzutów! Jesteś idiotą, nic ci nie pokażę! Nara!
Odłożyłem telefon i zaśmiałem się. Jak
ona kiedyś ze mną wytrzymywała?

Naty

Tak się cieszę, że Maxiemu prawie nic się nie stało. Jedynie ma skręconą kostkę. Ale to nic, w porównaniu ze ... śmiercią. To nawet na dobre nam wyjdzie, bo teraz cały czas siedzimy razem, przez to, że muszę się nim opiekować. Jednak dalej nie powiedziałam mu o tym, co mam na Camilę.. Nie chcę psuć nastroju. Teraz jest taki roześmiany i pogodny. Nikomu nie pozwolę zniszczyć jego radości.
- Naty, mogę mówić do ciebie niewolnico? - z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego chłopaka.
Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie i walnęłam gazetą po głowie.
- Chyba śnisz - burknęłam.
- Jestem taki obolały, a ty mnie bijesz.. Wstydź się! - pomachał mi palcem przed oczyma.
- Masz tylko skręconą kostkę. W głowę nic ci się nie stało. Chyba - zaśmiałam się.
- Jesteś wredna - uniósł kąciki ust. - Ale i tak cię kocham - ucałował mnie w policzek.
- Tak tak, wiem. Ja ciebie też, mój bohaterze - mrugnęłam do niego.
- Możesz tak do mnie mówić częściej - ukazał mi rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
Wyminęłam odpowiedź. To jasne, że będę go tak nazywać. Uratował mi życie. Lekarz powiedział, że jakbym to ja została potrącona, mogłabym zapaść w śpiączkę.. Wszystko przez to, że jestem o wiele delikatniejsza od Maxiego. Dla niego taki "wpadek" był niczym. Dla mnie mógł skończyć się tragicznie.
Ale on o tym nie wiedział. Ryzykował życie. Nie obchodziło go to, czy zapłaci za to najwyższą cenę. Był gotowy na wszystko. Wciąż pamiętam wyraz jego oczu. Kryło się w nim przerażenie i determinacja. Chociaż, jakbym była na niego miejscu, też pobiegłabym ratować moją miłość. W takich chwilach nie myśli się o sobie, tylko o osobie, którą się kocha. Przynajmniej ja to tak odbieram. Jednak mogę się założyć, że wiele osób się ze mną zgodzi.
- Co tak ucichłaś? - spytał.
- Myślałam - uśmiechnęłam się. - Chyba jeszcze ci nie podziękowałam..
- Uwierz, robiłaś to miliony razy - wyszczeżył zęby. - Ale możesz powtórzyć. Te słowa są muzyką dla moich uszu.
- Głuuuuuuuuuupek - zaśmiałam się. - Dziękuję ci za wszystko - ucałowałam go delikatnie w usta.
- Ja tobie też. Jakby nie ty, nie miałbym największego skarbu na świecie.

Ludmiła

Ten głupek, Federico, chyba znowu schował moje ubrania. Kiedy w końcu z tego wyrośnie? To znalazłam sobie chłopaka.. Chyba się zabiję, jak zostanę jego żoną..
Stop! Ludmi, o czym ty myślisz?! Przecież to prawie niemożliwe, żebyśmy kiedykolwiek wzięli ślub. Znaczy.. Chyba.. Nigdy o tym nie myślałam. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy ze sobą i jest dobrze, niczego więcej nie trzeba. Ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to nie szczeniacka miłość. Dziećmi już nie jesteśmy, to i kochamy inaczej. Jednak nie muszę się tym przejmować. Jeszcze przyjdzie na to czas.. Przecież nie mamy jeszcze aż tylu lat.. [Lud - 21, Fede - 23 ~info od Lili :3 ].
- Ludmi, kochanie, co chcesz na śniadanie? - usłyszałam głos Federico.
- Możesz mi zrobić naleśniki - odkrzyknęłam.
Dobrze, teraz tylko muszę znaleźć ubranie.. Cholera, gdzie mogłam je położyć? Przecież tak nie zejdę na dół. Spójrzmy prawdzie w oczy, Federico to zboczeniec. Popatrzy się na mnie tym "specjalnym" wzrokiem. Jedynie co mi zostanie, to zemdleć. Chociaż, lepiej tego nie robić. Dla własnego bezpieczeństwa.
Skoro nie mogę znaleźć moich ubrań, nie mam wyboru. Muszę pożyczyć coś od Włocha.
Poszłam do naszego pokoju i pogrzebałam chwilę w szafie. W końcu wybrałam największą koszulę, jaką znalazłam i założyłam ją na siebie. Przejrzałam się w lusterku. "Ładnemu we wszystkim ładnie". 
Zeszłam na dół i zasiadłam do stołu. Czekałam, aż mój chłopak przyjdzie z jedzeniem. W końcu znudziło mi się znajdowanie się w jednym miejscu, więc zajrzałam do kuchni.
- Ile masz zamiar to smażyć? - spytałam.
- Tyle, ile potrzeb.. - odwrócił się i obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem. - Co ty założyłaś?
- Nie mogłam znaleźć moich ubrań, więc wzięłam twoją koszulę - wzruszyłam ramionami.
- No wiesz.. Nie ma nic za darmo. Teraz musisz za nią zapłacić - zaśmiał się.
- Przecież tylko pożyczyłam! - pisnęłam.
- Nie chcę gotówki. Wystarczy jeden całus od ciebie - uniósł kąciki ust.
- Było tak od razu - burknęłam.
Podeszłam do chłopaka i uniosłam się na place. Jest ode mnie wiele wyższy, gdy nie mam na sobie butów na obcasach..
Chwilę potem złączyłam nasze usta w pocałunku. Chciałam już przestawać, jednak Federico mi na to nie pozwolił. Nie odmawiałam. Kocham, jak nasze wargi się stykają..

Violetta

Stałam przed domem Leona i wahałam się, czy mam wejść.. Niby Francesca już wszystko mu wyjaśniła, jednak boję się. Jeśli już nie chce ze mną być? Może nie kocha mnie tak, jak wcześniej.. A wszystko przez to wydarzenie.. Nie. To nie mogłoby aż tak wszystkiego zmienić.
Oparłam się plecami o drzwi i myślałam. Zapukać, czy nie? Cholera, Violetto, gdzie podziała się twoja odwaga?!
Miałam już dzwonić do drzwi, kiedy ktoś gwałtownie je otworzył. Wciąż byłam o nie oparta, przez co poleciałam do tyłu. Przymknęłam oczy i czekałam na bolesne uderzenie o podłogę, jednak nie doszło do tego. Wręcz przeciwnie, poczułam miękkie ciało drugiej osoby. Uniosłam powieki i zobaczyłam Leona. Gwałtownie wstałam i rzuciłam mu się na szyję.
- Leon, jak się cieszę, że.. 
- Nie - przerwał mi. - Już cię nie kocham, Violetto. Przepraszam.

- Nie! - krzyknęłam.
Chwila.. Dalej znajduję się w samochodzie. Czyli to był tylko sen? Jak dobrze..
- Jezu, Violu, nie strasz mnie tak. Co się stało? - spytała Francesca, przecierając oczy.
- Nic.. Zwykły koszmar. Nie ma się, co przejmować - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Okay.. Ale, jeśli coś cię martwi, nie bój się zapytać - ułożyła głowę na ramieniu Marco.
Świetnie. Teraz nie będę miała odwagi pójść do Leona. A wszystko przez jeden, idiotyczny sen. Jak coś takiego może pozbawić mnie pewności siebie? Przecież to tylko moja podświadomość.. Właśnie. To ja to wymyśliłam. W mojej głowie znajdują się lęki, które potem zmieniają się w koszmary. Mogę im się przeciwstawić jedynie wtedy, gdy poradzę sobie w prawdziwym życiu.
Nie poddam się przez taki idiotyzm. Pójdę do Verdas'a razem z Francescą. Obejrzy wszystko na naszym oczach i mi wybaczy. Znowu będę w pełni szczęśliwa..

__________________________________
Chyba się należą drobne wyjaśnienia, prawda? :3
Więc w tym rozdziale wspomniałam trochę o przeszłości Leona.
O tym, co działo się jeszcze przed początkiem tego opowiadania.
Ale nie mogę nic więcej powiedzieć, wszystko wyjaśni się wraz z nowymi rozdziałami ;3
Nie wiem, czy za jeden, dwa, ale pojawi się na pewno.