Leon
Wezwałem policję, a następnie sam wkroczyłem do akcji. Nie będę na nich czekał. Zanim przyjadą, Dominguez zdąży uciec. To wiąże się ze zbyt wielkim ryzykiem. Nie mogę narażać Violetty na niebezpieczeństwo. Jest dla mnie zbyt ważna.
Szybkim krokiem podszedłem do Hiszpana. Gdy tylko mnie rozpoznał, wyrzucił papierosa i zbliżył się do mnie.
- Czego tu szukasz? Może myślisz, że dasz radę mnie pokonać? - prychnął.
- Nie myślę, ja to wiem - odparłem i zamachnąłem się z całej siły.
Chwilę potem udało mi się dostrzec plamkę krwi na mojej dłoni. Dla Violetty nie cofnę się przed niczym. Potrafię zrobić każdą rzecz, aby móc ją obronić.
Nim Diego zdążył odzyskać świadomość, na jego ciało powędrowały następne ciosy. Nie miałem ani krzty litości. Osoba, która chciała skrzywdzić moją ukochaną, zasługuje, na najcięższą karę.
W końcu, gdy miałem pewność, że nie da rady wykonać ani jednego ruchu, poprzestałem na okładaniu pięściami jego ciała. Podszedłem do samochodu i wejrzałem przez szybę. Na szczęście nie było w nim nikogo więcej, oprócz nieprzytomnej Violetty.
Jak mógł chcieć zrobić jej coś złego? Sam kiedyś był jej chłopakiem, więc miał szansę zasmakować dobrego serca Castillo. Mimo wszystko, wolał wykonać swoją pracę, niż zachować czyste sumienie.
Nie zwlekając dłużej, uderzyłem pięścią w szybę. Szkło roztrzaskało się na miliony drobnych kawałeczków. Poczułem nieprzyjemne szczypanie. Jednak nie zwróciłem na nie większej uwagi.
Włożyłem dłoń do środka i otworzyłem drzwi. Od razu wziąłem Violettę na ręce i mocno ją do siebie przycisnąłem.
- Przy mnie zawsze będziesz bezpieczna - szepnąłem i ucałowałem ją w czoło.
W pewnym momencie usłyszałem dźwięk syren. Cholera, całkowicie zapomniałem o policji. Jeśli tutaj zostanę, cała wina zapewne spadnie na mnie. Muszę jak najszybciej stąd zniknąć. Kto miałby chronić moją dziewczynę, gdybym znalazł się za kratkami?
Ludmiła
Ten dzień jest najlepszy w całym moim życiu. Nie dość, że stałam się narzeczoną Federico (jeju, jak to pięknie brzmi) na dodatek cały czas spędzam z osobami najbliższymi mojemu sercu. Teraz wiem, że na tym świecie nie da się przetrwać bez przyjaciół. Tylko z nimi można coś osiągnąć. Dzięki tym ludziom wszystko staje się lepsze. Już nie czuję pustki w sercu, wręcz przeciwnie - jest przepełnione miłością i szczęściem.
- Co słychać u mojej narzeczonej? - spytał Federico, obejmując mnie w talii.
- Cudownie - uśmiechnęłam się. - Dziękuję za wszystko - ucałowałam go w policzek.
- Po pierwsze, to nie moja zasługa - mrugnął do mnie. - Po drugie, powinnaś dać buziaka tutaj - wskazał na swoje usta.
- Ale jesteś wybredny - zaśmiałam się i zbliżyłam do jego twarzy.
Chwilę potem nasze wargi złączone były w namiętnym pocałunku. Najlepsze uczucie na świecie. Najlepszy
- Słodko razem wyglądacie - wtrąciła się Francesca.
Niechętnie oddaliliśmy się od siebie i rzuciliśmy jej poirytowane spojrzenia.
- Nie bijcie - uniosła ręce w obronnym geście.
- Tym razem ci wybaczę. Ale tylko dlatego, że zorganizowałaś to cudowne przyjęcie - podeszłam do niej i mocno przytuliłam. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Jesteś moją przyjaciółką. To nic wielkiego - zaśmiała się.
- Mimo wszystko to twoja zasługa. Obie wiemy, że Fede nigdy by czegoś takiego nie zrobił - prychnęłam.
- Racja - zarechotała.
- Ja to słyszę - odparł obrażony Pasquarelli.
- Misiu, spójrz prawdzie w oczy - owinęłam dłonie wokół jego szyi.
- Jesteś okropna - wręczył mi buziaka.
- I tak mnie kochasz - pogłębiłam pocałunek.
*następnego dnia*
Violetta
Powoli uniosłam powieki i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Jednak mój wzrok utkwił w chłopaku, który leżał obok mnie. Dopiero po kilku chwilach rozpoznałam w nim Leona. Delikatnie go pocałowałam, aby pomóc mu się obudzić. Moment potem zauważyłam, jak powoli otwiera oczy.
- Hej kochanie - przytuliłam się do niego.
- H-hej - zająknął się.
Złapałam go za dłoń, ale szybko ją puściłam, ponieważ wyczułam na niej coś dziwnego. Przypatrzyłam się dokładniej i wtedy zobaczyłem, że cała ręka mojego chłopaka jest w strupach.
- Co ci się stało? - spytałam w troską w głosie.
- Nic nie pamiętasz? - uniósł się do pozycji siedzącej.
Dopiero teraz przypomniało mi się wydarzenie z wczorajszego wieczoru. Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy.
- Czy ty.. zrobiłeś mu krzywdę?
- Serio? Dalej przejmujesz się tym idiotą?
- Nie, ale.. - sama nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
Wtuliłam się w tors Leona i zaczęłam płakać. Ufałam Diego. Uważałam go za swojego przyjaciela. Myślałam, że jest podobny, do Fran, Fede i innych. Niestety, myliłam się. Tak cholernie się myliłam. Przez głupotę naraziłam chłopaka, którego kocham, na niebezpieczeństwo. Mogło mu się stać coś poważnego. Dlaczego nie posłuchałam głosu w mojej głowie i poszłam za Diego? Jestem skończoną idiotką. Już nigdy nikomu nie zaufam tak łatwo. Nie wszyscy się zmieniają. Niektórzy przez całe życie pozostają tacy sami.
- Przepraszam - załkałam. - Jakby nie ja, nie stałaby ci się krzywda.
- Nie przejmuj się, kochanie - pogładził mnie po głowie. - Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze - szepnął.
- Jak możesz tak mówić?! - odsunęłam się od niego. - Czy ty wiesz, jak bym się czuła, gdybym dowiedziała się, że leżysz w szpitalu?! - krzyknęłam.
- Już dobrze. Nie będę tak więcej mówić - przycisnął mnie do siebie.
- Mam nadzieję. Pamiętaj, że gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj - wtuliłam się w niego.
Naty
Wiedziałam, że nie potrafię ukrywać prawdy. Jednak tym razem cieszę się, że wszystko wyszło na jaw. Dzięki temu, że Maxi zna mnie na wylot, znów możemy zachowywać się tak, jak dawniej.
Przez ten krótki okres, gdy "nie odzywaliśmy" się do siebie, zrozumiałam, że nie potrafię bez niego żyć. Jest mi potrzebny. Aż za bardzo. Nie wiem, co zrobiłabym ze sobą, gdyby on musiał mnie zostawić. Zapewne pojechałabym za nim nawet na drugi koniec świata tylko po to, aby móc trwać przy jego boku. Można uzależnić się od drugiej osoby? Widocznie tak. Działa na mnie mocniej, niż jakiekolwiek środki. Wystarczy jeden uśmiech, a cała się rozpływam.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Przykryłam się kołdrą i powiedziałam "proszę". Chwilę potem moim oczom ukazał się Maxi z tacą w rękach. I jak tu go nie kochać?
- Przyniosłem śniadanie do łóżka mojej księżniczce - uśmiechnął się.
- Jesteś kochany - uniosłam kąciki ust.
Ponte położył tackę na łóżku i wziął truskawkę do ręki. Zamoczył ją w białej czekoladzie, a następnie podstawił pod moje usta.
- Otwórz buzię - zaśmiał się.
- Potrafię jeść sama - udałam naburmuszoną. - Ale, skoro nalegasz.
Zamknęłam oczy, uchyliłam wargi i czekałam, aż brunet włoży owoc do moich ust. Jednak poczułam coś całkiem innego. Ciepło warg Maxiego. Trwaliśmy tak kilka minut, w końcu delikatnie się od niego odsunęłam.
- Nie to, że narzekam, ale jestem głodna - powiedziałam.
- Twoja strata - zaśmiał się.
______________________________
Coraz częściej piszę takie krótkie rozdziały >.<
Nie lubię tego :c